[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Każda z tych ofert obnażyłaby ją przed uradowaną spektaklem publicznością.Czy teresztki dumy, które jej pozostały, naprawdę są coś warte? A może powinna zaszokowaćeleganckie towarzystwo, wystawić wszystkie swoje rzeczy przed dom i zlicytować na pniu?Z uśmiechem wyobraziła sobie, jakby to wstrząsnęło jej uprzejmym, eleganckim portierem idystyngowanymi sąsiadami.A spragniona sensacji dziennikarska czereda byłaby zachwycona.Czy coś by się stało, gdyby jej roznegliżowane zdjęcie, z dyskretnym paskiem bielizny tu iówdzie, ukazało się na środkowej stronie czasopisma dla panów? Kogo by obchodziłopogwałcenie jej dumy, gdyby skamlała o swoich problemach w wywiadzie dla niedzielnegowydania jakiegoś brukowego pisemka?Wszyscy przecież oczekiwali po niej takiego zachowania.Może ja sama też się po sobie niespodziewam niczego innego, pomyślała, ze znużeniem gasząc papierosa.Ale wyprzedawanieswoich rzeczy, publiczne wymienianie własności na pieniądze było takie.takiemieszczańskie.No tak, ale coś przecież trzeba było zrobić.Stos rachunków rósł i jeśli Margo nie znajdzie naich pokrycie sporej sumki w lirach, pewnie wkrótce straci dach nad głową.Pomyślała, że najrozsądniej byłoby znalezć dyskretnego, lecz renomowanego jubilera isprzedać błyskotki.Dałoby to jej nieco swobody, by zastanowić się nad następnymiposunięciami.Przez chwilę bawiła się pierścionkiem z kwadratowo ciętym szafirem; nicmiała pojęcia, ile kiedyś za niego zapłaciła.- Nieważne, prawda? - stwierdziła.Kate oszacowała wartość klejnotów; liczy się tylko to, ilemożna za nie wziąć teraz.Margo wstała i pobiegła do sypialni.Otworzyła sejf, wbudowany wcedrową skrzynię w nogach łóżka i zaczęła wyciągać pudełeczka i pugilaresy.Po chwili,lampa oświetlała stos błyszczących skarbów - jakby rodem z jaskini Ali Baby.Dobry Boże, po co mi tuzin zegarków? - myślała.Czy ja zwariowałam? I po co, u lichąkupiłam ten naszywany klejnotami kołnierz? Wygląda jak ze Star Treku.Grzebienie dowłosów z markazytu.przecież ja nie używam takich grzebieni.Napięcie powoli odpływało z mięśni ramion, gdy oglądała biżuterię, sortowała ją ipodejmowała decyzje.Okazało się, ze z wieloma rzeczami może się rozstać bez żalu.Z72pewnością uda się za nie uzyskać tyle, by jakoś przetrwać i móc zastanowić się spokojnie nadprzyszłością.A ubrania?Z szaleńczą energią zerwała się z podłogi, rozsypując klejnoty i popędziła do garderoby,olbrzymiego pomieszczenia pełnego sukien, kostiumów i żakietów.Na przezroczystychpólkach stały szeregi butów i torebek.W szufladach pełno było szali i pasków.Potrójne lustrootoczone rzędem lampek odbijało obraz kobiety, gorączkowo przesuwającej wieszaki naprawo i lewo.Wiedziała że istnieją sklepy, sprzedające używaną odzież, sygnowaną przez wielkichprojektantów mody.Sama przecież, wiele lat temu, kupiła w takim salonie w Knightsbridgeswoją pierwszą torebkę od Fendiego.Jeśli mogła kupować w takim sklepie, to, do licha,mogła go też i zaopatrywać, prawda?Przerzuciła sobie przez ramię stos żakietów, bluzek, spódnic i spodni, wbiegła z nimi dosypialni, rzuciła na łóżko i popędziła do garderoby po następną partię.Chichotała głośno, gdy rozległ się dzwonek do drzwi.lekceważyła go tak długo, dopókinieprzerwane brzęczenie nie uświadomiło jej nagle, że jest na granicy histerii.Z wielkimwysiłkiem pokonała kolejny atak śmiechu, ale nawet za cenę własnego życia nie była w stanieprzypomnieć sobie ćwiczeń oddechowych z kursu jogi.- Chyba mam jakiś atak.- Jej głos był pełen napięcia i emocji.Dzwonek brzęczał jak rój zirytowanych pszczół.- Dobrze już, dobrze! - warknęła Margo,potykając się o zamszowe buty, które wypadły jej z ręki.Trudno, trzeba stanąć twarzą wtwarz z tym kimś, kto się do niej dobija, pozbyć się intruza, a potem znów zacząć sprzątać posobie.Gotowa do walki, otworzyła gwałtownie drzwi i osłupiała.- Josha! - wykrzyknęła, zastanawiając się, dlaczego ten człowiek zjawia się zawsze takniespodziewanie.Błyskawicznie zlustrował rozczochrane włosy, zarumienioną twarz i zsuwające się ramiączkood sukienki.Natychmiast poczuł ukłucie zazdrości, pewien, że przerwał jej miłosneuniesienia.- Byłem tu w pobliżu.Margo skrzyżowała ręce.- Pilnujesz mnie.- Laura mi kazała.- Usta Josha wyginały się w uroczym uśmiechu, ale w oczach płonął ogień.Kto tam do diabla u niej jest? Kto jej znowu dotykał?- Miałem drobną sprawę do rozwiązania w naszym mediolańskim hotelu, więc obiecałemLaurze, że przy okazji wpadnę do ciebie i zobaczę, jak sobie radzisz.Pochylił głowę na bok.73- Więc, jak sobie radzisz?- Powiedz Laurze, że jakoś się trzymam.- Sama mogłabyś jej to oznajmić, gdybyś od czasu do czasu przyjmowała telefony.- Idz już sobie, Josh.- Dziękuję, z przyjemnością wejdę na moment.Ależ nie - upierał się, jakby go namawiała -nie mam czasu na dłuższą wizytę.Margo stała w progu.Nie zamknęła drzwi, więc Josh to zrobił.- Dobrze już, dobrze, ale tylko jeden kieliszeczek - kontynuowała.Boże, on jest niesamowity,pomyślała.Arogancja, jego druga skóra, pasowała do Josha równie dobrze jak lotnicza kurtka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]