[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Czy naprawdę istniejesz? zapytał Jim, obawiając się odwrócić plecami do isto-ty.Anioł zafalował skrzydłami, może zniecierpliwiony, a może ubawiony pytaniem. To zbyt wielki problem, by mówić o nim w korytarzu, skoro twój przyjaciel umie-ra z pragnienia, by usiąść.Czy umiera, by usiąść miało być żartem? Jeśli tak, jeśli anioł potrafił żartować, toprzypuszczalnie można mu zaufać.Ale jeśli był Mistrzem Zmierci, który więził dusze. Jeśli chcecie wszystko zrozumieć dodał anioł musicie mi wpierw opowie-dzieć o sobie.Musicie dokładnie wyjaśnić, jak dostaliście się do mnie dlaczego i wjakim celu. Ale czy starczy nam czasu? Czas! On pyta mnie o czas! Nawet nie wiecie ani co to czas, ani co nieczas! Alboprzestrzeń i nieprzestrzeń, jeśli już o to chodzi.Czy po to przebyliście tę całą drogę134 pytam was poważnie by natychmiast wracać, poznawszy wyłącznie to, co spodzie-waliście się zobaczyć i poznać? W porządku.Przepraszam, chodzmy zatem i usiądzmy.Jim ruszył za Weinbergerem w kierunku długiego hallu; za Jimem podążał anioł.Podczas gdy dwaj mężczyzni zajmowali miejsce na jednej z wybitych brokatemsof, anioł zbliżył się do ściany i zaczął ją z uwagą opukiwać nasłuchując bacznie, jak-by sprawdzając jej solidność.W jednym miejscu ściana odpowiedziała pustym echem ianioł przekręcił jakiś występ.Zawieszona na ukrytych zawiasach płyta opadła odsłania-jąc wnękę z kwartową butelką whisky, trzema szklaneczkami i wiaderkiem lodu. Jak podać truciznę? spytał anioł. Czystą odparł Weinberger.Anioł napełnił szklaneczkę na wysokość dwóch pal-ców i z przesadną galanterią, niemal upuszczając szklankę na ziemię, wręczył ją Wein-bergerowi. To właśnie ta whisky, o której marzyłeś w chacie szepnął Jim.Weinberger bezwahania przełknął połowę zawartości naczynia, zostawiając resztę na potem. I co z tego? W takim razie nie jest realna. Dla mnie smakuje wystarczająco realnie. Czystą czy z lodem? anioł z kolei zwrócił się do Jima. A swoją drogą to zdu-miewające, jak ci, którym zależy na czasie, potrafią ten czas marnotrawić.Oczywiście,jest to miejsce, które sami ukształtowaliście.Sam i je określiliście.A ja jednak dzielę je zwami.Taka jest już natura tego miejsca: może być wspólnie użytkowane. Czystą, proszę odparł Jim.Anioł nalał i podał mu szklaneczkę, znów parodiując elegancję i dobre maniery. Co za marnotrawstwo lodu zaznaczył przy tym. Bo skoro jest, to ktoś mu-siał go przecież pragnąć.Może ja sam? anioł sięgnął do kubełka i wyjął kostkę lodu.Włożył go do swych ust-chrząstki i rozgryzł.Następnie nalał sobie whisky.A więc anioły popijają sobie ze zmarłymi?Jego skrzydła lekko zadrżały. Interesujący smak zupełnie jakbym spijał brązową elektryczność. Znaczy, zazwyczaj pijasz elektryczność? Elektryczność należy do przestrzeni, mój drogi, a tu istnieje nieprzestrzeń.Możejednak byśmy się sobie przedstawili, co? To ułatwi nam kontakt, gdyż wy, ludzie, wszyst-ko oznaczacie nazwami.To samo powiedział Jimowi Ananda. Nazywam się Jim. A ja Nathan. Mnie możecie nazywać Tulipan.135 To zupełnie bezsensowne imię! zaprotestował Jim. Ani trochę nie przypo-minasz tulipana. Tym lepiej! Nasze prawdziwe imiona są znakami naszego istnienia i wszelkie sło-wo jest tu bezużyteczne.Lecz może masz rację.Jak myślisz, jakie imię najbardziej bydo mnie pasowało? ma Trupia Główka. Zbyt dużo słów jak tego lodu.Jak myślisz, czy.? Al zasugerował naraz Weinberger. Od alienacji. A może.Lal? Czemu nie? Będę więc nazywał się Lal.A więc teraz wyjaśnijcie midokładnie, jak tu dotarliście, po co, i jakie wyciągacie wnioski? Ty jesteś twórcą klatki, Nathan.Ty mu powiedz.Gdy Weinberger wyjaśniał, Lal stojąc ze szklanką zaciśniętą w swej szponiastej ła-pie, drugą rękę położył na półce z trunkami.W trakcie opowieści kilkakrotnie napeł-niał swoją szklaneczkę.XXVGdy Weinberger skończył, Lal rozdzielił do trzech szklanek tę odrobinę whisky, którapozostała w butelce.Anioł przestał już dbać o zachowanie dystansu między sobą a ludz-mi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]