[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chłopak wyprostował się dumnie. Jestem Bergil, syn Beregonda, żołnierza gwardii oświadczył. Domyślałem się tego rzekł Pippin boś bardzo podobny do ojca.Znamgo i właśnie on mnie tutaj do ciebie przysłał.31 Dlaczego od razu tego nie powiedziałeś? odparł Bergil i nagle spo-chmurniał. Chyba ojciec nie rozmyślił się i nie chce mnie wyprawić z miastarazem z dziewczętami? Nie, to niemożliwe, ostatnie wozy już odjechały. Polecenie, które przynoszę od ojca, nie jest aż tak przykre, chociaż mo-że nie będzie ci miłe rzekł Pippin. Ojciec twój radzi, żebyś zamiast kłaśćmnie na łopatki, oprowadził mnie po mieście i pocieszył trochę w samotności.Odwdzięczę ci się opowieścią o różnych dalekich krajach.Bergil klasnął w ręce i roześmiał się z ulgą. Zwietnie! wykrzyknął. Zgoda! Zamierzaliśmy właśnie wybrać siępod Bramę i popatrzeć.Pójdziemy zaraz. A cóż tam dzieje się ciekawego? Spodziewamy się, że przed zachodem słońca nadciągną Południowym Go-ścińcem wodzowie z zaprzyjaznionych ościennych krajów.Chodz z nami, zoba-czysz.Bergil okazał się miłym kompanem, najmilszym, jakim Pippina los obdarzyłod rozłąki z Meriadokiem; wkrótce obaj śmiali się i gawędzili wesoło, idąc ulica-mi i nie zważając na zaciekawione spojrzenia, którymi ich obrzucano.Niebawemznalezli się w tłumie ludzi dążących ku Wielkiej Bramie.Tu Pippin zyskał sobieszacunek Bergila, gdy bowiem przedstawił się i wymówił hasło, strażnicy zasa-lutowali i przepuścili go natychmiast, a co ważniejsze, pozwolili również przejśćjego towarzyszowi. To się udało! stwierdził Bergil. nas, chłopców, nie wypuszczają terazza Bramę bez opieki dorosłego mężczyzny.Stąd będziemy widzieli lepiej.Za Bramą wzdłuż drogi i wokół brukowanego placu, gdzie zbiegały sięwszystkie drogi prowadzące do Minas Tirith, ludzie cisnęli się gęstym szpalerem.Wszystkie oczy zwrócone były w stronę południa i wkrótce rozległy się szepty: tam, tam, już się podnosi tuman pyłu! Idą!Pippin i Bergil przecisnęli się do pierwszego szeregu i czekali wraz z inny-mi.Z oddali dobiegł głos rogów, a zgiełk powitalnych okrzyków zbliżał się jakwzbierająca wichura.Potem trąbka zagrała przeciągle i krzyk rozległ się tuż kołoich uszu. Forlong! Forlong!Słysząc te powtarzające się wołania, Pippin zapytał swego przewodnika: O czym oni mówią? Forlong przybył! odparł Bergil. Stary Forlong Gruby, władca Lossar-nach, krainy, gdzie mieszkają moi dziadkowie.Hura! Forlong jedzie, zacny staryForlong!Pierwszy jechał na ogromnym, grubokościstym koniu barczysty, opasły męż-czyzna, stary już, z brodą siwą, ale w zbroi, w czarnym hełmie na głowie i z długą,32ciężką włócznią u siodła.za nim w obłoku pyłu maszerowali dumnie wojownicydobrze uzbrojeni, z potężnymi wojennymi toporami w rękach; twarze mieli posęp-ne, byli niższego wzrostu i smaglejszej cery niż ludzie, których Pippin dotychczasspotykał w Gondorze. Forlong! krzyczał tłum. Wierne serce, wierny przyjaciel! Forlong!Kiedy jednak oddział przeszedł, odezwały się szepty: Tylko ta garstka! Cóż znaczą dwie setki toporników! Spodziewaliśmy siędziesięćkroć liczniejszych posiłków.Oto skutek wieści o gromadzeniu się kor-sarskiej floty opodal ujścia Anduiny.Nasi sojusznicy mogli nam użyczyć ledwiedziesiątej części swoich sił.No, trudno, każdy żołnierz się przyda.Za tym pierwszym nadciągały inne oddziały, a wszystkie, pozdrawianeokrzykami, przekraczały Bramę; ludzie z ościennych krajów szli bronić stolicyGondoru w godzinie niebezpieczeństwa, lecz wszystkie kraje nadesłały posiłkimniej liczne, niż oczekiwano i niż wymagała ciężka potrzeba.Syn władcy dolinyRinglo, Dervorin, prowadził trzy setki pieszych.Z wyżyny Morthrondu, z wiel-kiej Doliny Czarnego Korzenia, smukły Duinhir, z synami Duilinem i Derufinem,wiódł pięciuset łuczników.Z Anfalas, z odległego Długiego Wybrzeża przyma-szerowali rozciągniętą kolumną myśliwcy, pasterze, ludzie z wiosek, lecz z wyjąt-kiem przybocznej straży władcy Golasgila nędznie odziani i uzbrojeni.Z Lamedo-nu przyszła garstka zawziętych górali, bez wodza.Z Ethiru ponad setka rybaków,tylu, ilu można było zwolnić ze służby na wojennych statkach.Hirluin Pięknyz Pinnath Gelin, z Zielonych Gór, przywiódł trzystu dzielnych wojaków w zielo-nych mundurach.Ostatni zjawił się najdumniejszy książę Dol Amrothu, Imrahil,krewny Namiestnika, pod złocistymi chorągwiami, na których błyszczały godłajego rodu: Okręt i Srebrny Aabędz, z pocztem rycerzy w pełnych zbrojach, na si-wych koniach; za nimi z pieśnią na ustach szło siedmiuset pieszych, a wszyscywysokiego wzrostu jak ich książę, siwoocy i ciemnowłosi.Na tym się skończyło, naliczono razem nie więcej niż trzy tysiące żołnierzy.nie było już na co czekać.Gwar i tupot nóg przebrzmiał oddalając się ku miastu,aż ucichł zupełnie.Tłum stał jeszcze chwilę w milczeniu.Kurz wisiał w powie-trzu, bo wiatr ustał i wieczór był duszny.Zbliżała się godzina zamknięcia Bramy,czerwona tarcza słońca skryła się za górę Mindolluinę.Cień zapadł nad grodem.Pippin podniósł wzrok i wydało mu się, że niebo ma kolor popiołu, jakby ogrom-na chmura pyłu i dymu rozpostarła się w górze przyćmiewając światło dzienne.Tylko na zachodzie gasnące słońce rozjarzyło opary płomienną czerwienią i Min-dolluina rysowała się czarną bryłą na przydymionym, iskrzącym się jeszcze tui ówdzie tle. Tak więc kończy się piękny dzień pożogą! szepnął Pippin zapominająco chłopcu, który stał przy nim.33 Dla mnie też zle się skończy, jeśli nie wrócę przed wieczornym dzwonie-niem odparł Bergil. Chodzmy! Już trąbią na zamknięcie Bramy.Trzymając się za ręce wrócili do grodu i ostatni przekroczyli Bramę, zanimją zamknięto, a gdy weszli na ulicę Latarników, odezwał się z wież uroczysty głosdzwonów.W oknach zabłysły światła, z domów i kwater żołnierskich rozmiesz-czonych pod murami rozległy się śpiewy. Na razie żegnaj powiedział Bergil. Pozdrów ode mnie ojca i po-dziękuj w moim imieniu za przysłanie tak miłego towarzysza.Mam nadzieję, żewkrótce znów mnie odwiedzisz.Niemal wolałbym, żeby nie doszło do wojny, bomoglibyśmy we dwóch bawić się wspaniale.Pojechalibyśmy na przykład do Los-sarnach, do moich dziadków; pięknie tam jest wiosną, kiedy w lasach i na łąkachpełno kwiatów.Ale kto wie, może kiedyś znajdziemy się tam razem.Nikt prze-cież nie pokona naszego władcy, a mój ojciec jest bardzo dzielnym żołnierzem.%7łegnaj i do zobaczenia!Rozstali się i Pippin pospieszył do twierdzy.Droga wydała mu się daleka, bobył zgrzany i bardzo głodny.Noc zapadała szybko.Ani jedna gwiazda nie wy-płynęła na niebo.Hobbit spóznił się na wspólną wieczerzę, lecz Beregond powi-tał go z radością, zrobił mu miejsce przy stole obok siebie i wypytywał o syna.Po wieczerzy Pippin gawędził chwilę z kompanią, lecz pożegnał ją dość pręd-ko, ponieważ ogarnął go dziwny niepokój i pragnął co rychlej spotkać się znówz Gandalfem. Czy trafisz sam do swojej kwatery? spytał Beregond zatrzymując sięna progu małej sali pod północną ścianą twierdzy, gdzie spędzili wieczór
[ Pobierz całość w formacie PDF ]