[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kolejny oddział wprowadził drugiego więźnia.Bębniący wybijał teraz mocny rytm przepełniony triumfem.Po chwili związanego, choć nadal walczącego jeńca ciśnięto obok Hosteena i przywiązano do tego samego słupa.- Hosteen!Pod fosforyzującą farbą z trudem rozpoznał rysy Logana.- To ja.Gdzie Gorgol?- Nie widziałem go, odkąd się rozdzieliliśmy.Potem ten ogień.Zacząłem wiać i wpadłem prosto w sieć - rozciągnęli ją pomiędzy drzewami.Organizacja.To trzeba im było przyznać.Ciekawe, czy nie mają tu gdzieś Widdersa.Po co ta ogniowa pułapka? Tylko po to, żeby złapać wszystkich, którzy chcieli dostać się na górę?- Jeszcze jedno - Logan przerwał jego rozważania.- Widziałem ją.- Ją?- No… rakietę.To musiała być rakieta.I z tego, co zdążyłem zobaczyć, nie rozbiła się przy lądowaniu.- Ale nie przyjrzałeś się jej dobrze?- Nie - przyznał Logan.- Ale było tam coś dziwnego…- To znaczy?- Leżała tam kupa rzeczy: włócznie, naczynia, skóry, jakiś zabity koń z poderżniętym gardłem i zmiażdżoną czaszką - tak go zostawili, chyba niedawno.- Ofiary.- Być może.Dlatego, że spadła z nieba? Oni mogli tu nigdy nie widzieć statków kosmicznych.- Możliwe.Jeśli tak, to dlaczego zaatakowali helikopter, gdy schodził do lądowania? Skoro nie widzieli latających maszyn, powinni go potraktować tak samo, jak rakietę.Chyba, że…Chyba, że - myślał - wiedzieli, jaka jest różnica między statkiem kosmicznym a maszyną, która potrafi latać w powietrzu na nieduże odległości.- Mogli mieć jakieś kontakty z nizinami i wiedzą, jaka jest różnica między śmigłowcem a rakietą - rozumowanie Logana szło tą samą drogą.Albo - zbudziło się w nim podejrzenie - zetknęli się już z rakietami.Wciąż nie potrafił rozwikłać zagadki ognistej broni.- To Dom Gromów - rozejrzał się wokół Logan.- Zauważyłem kilka szczegółów charakterystycznych dla obyczajów Nitra - odparł Storm.- Ty coś widzisz?Logan był znawcą kultury tubylców.Może potrafi odgadnąć, co zamierzają z nimi zrobić.Plemiona norbiskie były bardzo przywiązane do rytuałów i liczył na to, że taki rytuał chłopak rozpozna.- Rzeczywiście, mają tu parę rzeczy takich jak Nitra - zgodził się Logan.- Dwa stołki - północny i południowy, wejście na wschodzie i na zachodzie.Zobacz, wchodzi myśliwy.Widzisz? Nic idzie prosto, tylko lawiruje między słupami.To znaczy, że wychwala swoje czyny przed Siłami.Bębniący, teraz on, patrz!W niesamowitym blasku niebieskiego ognia Bębniący cały czas wybijał ledwie słyszalny rytm.Drugą ręką rzucił nad ogniem dwa małe, białe przedmioty, które poszybowały uniesione rozgrzanym powietrzem i znikły w ciemnościach pod dachem.- Modlitewne pióra albo raczej puch - wyjaśnił Logan.- Trofea wojenne są takie same jak u Nitra - z grymasem niesmaku spojrzał na wyschnięte dłonie i czaszki.- “Niebieskie rogi” też tak je wieszają.- A ich czarownik też tak robi? - cierpko zapytał Hosteen.Bębniący wstał ze stołka i odłożył bęben.Stał teraz przy ogniu ściągnąwszy na siebie uwagę wszystkich.Wyjął, ukrytą w fałdach tuniki, około trzydziestocentymetrową rurę zawieszoną na białym sznurze.Rura świeciła nie tylko odbijając światło ognia, ale promieniując własnym.Czarownik ceremonialnie zwrócił ją w cztery strony świata, po czym skierował jej koniec dokładnie nad ogień.Wtedy wydobyła się z niej delikatna mgiełka, w której zawieszone były połyskujące, migoczące pyłki.Pyłki zebrały się i ujrzeli kształt złożony jakby z maleńkich, wirujących klejnotów.- Pięcioramienna gwiazda! - wykrzyknął Logan.Ale wzór już się zmienił - pyłki ułożyły się teraz w trójkąt, potem koło i wreszcie w strzałkę, która pomknęła wprost do ognia i znikła.- Żaden Nitra tak nie potrafi! - szepnął Logan.- Ani Norbis - ponuro odparł Hosteen.- Nigdy czegoś takiego nie widziałem, ale dam głowę, że to nie pochodzi z Arzoru!- Xikowie? - spytał Logan.- Nie wiem.Ale podejrzewam, że niedługo się dowiemy.Rozdział 9Hosteen spróbował poruszyć zdrętwiałym ciałem.Noc minęła, a żaden z tubylców nie zajrzał do związanych jeńców.Tak, noc minęła.Przez szczeliny w dachu wpadało światło, ale nie było goręcej niż w porze wzrostu na nizinach.W dolinie w ogóle nie było Wielkiej Suszy!- Słońce, a nie ma upału… - mruknął Logan.- To jezioro…- Nie może wpływać na klimat - zaoponował Hosteen.Na równinie były rzeki i źródła, które nie wysychały, a mimo to żywe stworzenia musiały za dnia chronić się przed żarem.- Coś jednak wpływa - trwał przy swoim Logan.Coś wpływało.Co mogło kontrolować klimat? Było jedno miejsce na - a raczej w - Arzorze, gdzie klimat i roślinność były kontrolowane.Góra ogrodów, do której Logan i Hosteen trafili przypadkowo uciekając przed Xikami.Ludzie z Zamkniętych Grot zasadzili wewnątrz niej rośliny ze stu różnych planet i zostawili, by kwitły tam przez stulecia.Kontrola klimatu to nie Xikowie, to wiedza Zamkniętych!- Zamknięte Groty… - powtórzył głośno.- Ale to nie grota! - myśli Logana podążały tym samym torem.- Jak mogą kontrolować klimat na otwartej przestrzeni?- A jak zrobili to w jaskini? - odpowiedział pytaniem Hosteen.- Jeśli jest tu więcej pozostałości po tej cywilizacji, to wiele by wyjaśniało.- Myślisz o magii?- Tak, może też o tych zdradzieckich prądach powietrznych, które uniemożliwiają eksplorację terenów przez Sekcję Badawczą.- Ale Norbisowie zawsze unikali Zamkniętych Grot.- W zewnętrznych partiach Szczytów tak, ale nie wiadomo, czy ten zakaz tu też obowiązuje.Może gdzieś na Arzorze, a może nawet tutaj, żyją jeszcze jacyś przedstawiciele Starej Rasy.Czy legendy nie mówią, że ukryli się w jaskiniach zamykając za sobą wejście, by kiedyś w przyszłości powrócić?Storm nie bardzo w to wierzył.Dzicy Norbisowie posiadający jakąś część wiedzy ludzi z Zamkniętych Grot - to było możliwe.Ale żeby tajemnicza, wymarła rasa przetrwała tutaj sterując działaniami prymitywnego szczepu czy szczepów - nie, to niedorzeczność.Ludzie czy stworzenia, które zaprojektowały Grotę Stu Ogrodów, nie mogły mieć nic wspólnego z wojownikami ozdabiającymi swe świątynie czaszkami i rękami wrogów.To byłaby sprzeczność.Logan myślał podobnie:- Sądzę, że Norbisowie są raczej spadkobiercami - powiedział wolno.- Niegodnymi.Być może, ta góra stanowi rozwiązanie zagadki.- Pewnie nigdy go nie poznamy - ponuro odparł Logan.- Myślę, że odizolowali nas, bo mamy być atrakcyjnym dodatkiem do wielkiego Święta Bębna.Hosteen już dawno doszedł do tego wniosku.Walka z krępującymi go więzami wykazała bezsens wszelkich prób wyswobodzenia się.Mógł powtarzać sobie tylko wątpliwą pociechę, że dopóki żyje, jest jakaś szansa.- Słuchaj! - głowa Logana podskoczyła, gdy usiłował bezskutecznie nieco się unieść.Bębny odezwały się ponownie, tym razem z przerwami.Wsłuchując się intensywnie w ich dźwięk Hosteen stwierdził, że każdy werbel brzmiał nieco inaczej.Cały ranek Norbisowie wchodzili i wychodzili z Domu Gromów, teraz od południa wkroczyła duża ich grupa.Potem nadszedł szczupły, żylasty mężczyzna.Końce jego czarnych rogów były pomalowane na czerwono, a naszyjnik okrywający pierś nie był wykonany z zębów jorisa, lecz z małych, gładko wypolerowanych kości.Zajął miejsce wodza.Hosteen patrzył na wszystko z poziomu podłogi, ale dostrzegł, że od zachodu wkroczył drugi oddział z drzewcem pokoju ostentacyjnie uniesionym nad głowami prowadzących go czarownika i wodza
[ Pobierz całość w formacie PDF ]