[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po raz kolejny poczuł, że sytuacja go przerasta.– Jestem przekonany, że Felisin Młodszej raczej mało zależy na rozkazywaniu komukolwiek.Nie zamieniłaś jednego kultu na drugi, Scillara.W każdym razie nie w tym sensie, w jakim wydaje się, że na to patrzysz.Tu nikt nie będzie próbował tobą manipulować.– Już mi to tłumaczyłeś, Boży Jeźdźcze.– Westchnęła ciężko i usiadła prosto, odkładając na ziemię ustnik fajki wodnej.– Proszę bardzo, poprowadź mnie w ciemność.Przyjrzał się jej z uwagą.– Uczynię to.gdy tylko nadejdzie.*Cienie były już długie, wystarczająco długie, by połknąć całą nieckę poniżej ich pozycji.Sha’ik stała na szczycie północnej pochylni, przyglądając się odległym grupom malazańskich żołnierzy, okopujących się na sąsiednich wzgórzach.Jej siostra zawsze działała metodycznie.Zerknęła w lewo, na pozycje Korbolo Doma.Wszystko było już gotowe do jutrzejszej bitwy.Widziała napańskiego dowódcę, który stał – otoczony przez adiutantów i wartowników – na krawędzi środkowej rampy i robił to samo, co ona: obserwował armię Tavore.Wszyscy zajęliśmy swoje miejsca.Nagle wszystko to wydało się jej bezsensowne.Ta gra krwiożerczych tyranów, którzy pędzili swe armie ku nieuniknionemu starciu z zimną obojętnością na straty konieczne do zaspokojenia ich brutalnych żądzy.Jaką wartość ma ten ślepy głód władzy? Czego od nas chcesz, cesarzowo Laseen? Siedem Miast nigdy nie będzie potulnie znosiło twojego jarzma.Będziesz musiała obrócić ich mieszkańców w niewolników, a co z tego za korzyść?A jej własna bogini? Czym się różniła od Laseen? Wyciągnęła szpony, gotowa chwytać, rozdzierać, zbroczyć piasek czerwoną posoką.Mathok zatrzymał się obok niej i bez słowa przyglądał się malazańskim pozycjom.– Pojawiła się przyboczna, Wybrana – odezwał się w pewnej chwili.Sha’ik oderwała wzrok od Korbolo Doma i spojrzała w kierunku wskazanym przez pustynnego wodza wojennego.Dosiadała konia ze stajni Paranów.Oczywiście.Obok niej stało dwoje Wickan.Jej siostra przywdziała pełną zbroję, a jej hełm lśnił karmazynowym blaskiem w świetle dogorywającego dnia.Nagle sha’ik przeniosła wzrok z powrotem na pozycje Korbola.– Przybył Kamist Reloe.otworzył grotę i wypuścił sondę w kierunku nieprzyjaciela.Ale otataralowy miecz Tavore go odrzucił.dlatego sięgnął dalej, ku samej armii.Szuka wielkich magów.niespodziewanych sojuszników.– Po chwili westchnęła.– Ale nie znalazł nikogo oprócz kilku szamanów i magów drużyn.– Jest jeszcze tych dwoje Wickan obok przybocznej – mruknął Mathok.– Są znani jako Nul i Nadir.– Tak.Ponoć duch w nich został złamany.Nie mają już mocy, którą ongiś dały im klany, ponieważ te klany przestały istnieć.– Mimo to, Wybrana, fakt, że otoczyła ich mgłą otataralu, sugeruje, że nie są tacy słabi, jak chcielibyśmy sądzić – sprzeciwił się Mathok.– Albo że Tavore nie chce, byśmy zdali sobie sprawę z ich słabości.– Po co miałaby to robić, skoro i tak już o niej wiemy?– Po to, by pogłębić nasze wątpliwości, Mathok – odparła.Machnął obcesowo ręką.– To bagno nie ma powierzchni, Wybrana – warknął sfrustrowany.– Zaczekaj! – Sha’ik raz jeszcze spojrzała na Tavore.– Odesłała swą broń.Kamist Reloe wycofał sondę i teraz.ach! – To ostatnie słowo było krzykiem zdumienia.Poczuła bezgłośne odsłonięcie mocy Nula i Nadir, która była znacznie potężniejsza, niż wydawało się to możliwe.Sha’ik gwałtownie zaczerpnęła tchu, gdy bogini w jej wnętrzu wzdrygnęła się, jak użądlona, i wydała z siebie krzyk, który wypełnił czaszkę dziewczyny.Raraku odpowiedziała na wezwanie potężnym chórem głosów, wznoszących się w pieśni przepełnionej gwałtownym, niepowstrzymanym pożądaniem.Sha’ik zdała sobie sprawę, że to śpiew niezliczonych dusz, próbujących skruszyć krępujące je łańcuchy.Łańcuchy cienia.Łańcuchy jak korzenie.Wyrastające z tego oderwanego fragmentu obcej groty.Tego odprysku cienia, który spętał ich dusze i karmi się ich siłą życiową.– Mathok, gdzie jest Leoman?Potrzebujemy Leomana.– Nie wiem, Wybrana.Odwróciła się po raz kolejny, by spojrzeć na Korbolo Doma.Napańczyk stał na samej krawędzi rampy z szeroko rozstawionymi nogami i kciukami zatkniętymi za pas.Przyglądał się nieprzyjacielowi z wyrazem niezachwianej pewności siebie, na widok którego sha’ik zachciało się krzyczeć.Nic – nic! – nie wyglądało tak, jak się zdawało.Na zachodzie słońce obróciło horyzont w karmazynowy pożar.Dzień tonął w morzu płomieni, a ona patrzyła na cienie płynące nad ziemią i jej serce wypełniał chłód.*Zaułek obok namiotu Heborica był pusty.Wydawało się, że nagły zachód słońca przyniósł ze sobą nie tylko mrok, lecz również niezwykłą ciszę.Pył wisiał nieruchomo w powietrzu.Boży Jeździec Treacha zatrzymał się w przejściu.– Gdzie są wszyscy? – dobiegł zza jego pleców głos Scillary.On również zadawał sobie to pytanie.Poczuł, że włoski na karku powoli stają mu dęba.– Słyszysz to, dziewczyno?– Słyszę tylko wiatr.Ale nie było wiatru.– Nie, to nie wiatr – wyszeptała Scillara.– To pieśń.Dobiega z daleka.myślisz, że od malazańskiej armii?Pokręcił głową, ale nic nie powiedział.Po chwili Heboric skinął na Scillarę, nakazując jej podążyć za sobą zaułkiem.Wydawało się, że pieśń wisi w samym powietrzu, wypełniając je pyłem przypominającym mgiełkę.Po kończynach Bożego Jeźdźca spływały strużki potu.To strach.Strach przegnał z ulic całe miasto.Te głosy są brzmieniem wojny.– Powinny tu być dzieci – mówiła Scillara.– Dziewczynki.– A dlaczego nie chłopcy?– Agentki Bidithala.Jego wybrane służki.Obejrzał się na nią.– Te, które.rani?– Tak.Powinny być.wszędzie.Bez nich.– Bidithal jest ślepy.Możliwe, że wysłał je gdzieś indziej albo nawet całkowicie wycofał.Tej nocy dojdzie do.dramatycznych wydarzeń, Scillara.Poleje się krew.Gracze z pewnością zajmują już pozycje.– Mówił o tej nocy – przyznała.– O godzinie ciemności przed bitwą.Powiedział, że ona zmieni oblicze świata.Heboric obnażył zęby.– Ten głupiec opadł na same dno Otchłani i teraz miesza w czarnym błocie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl