[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Proszę mi wierzyć, majorze Dunne, odmawiam dla pańskiego dobra.Jest rzeczą niebezpieczną mieć przy sobie tego człowieka w sytuacji tak delikatnej jak ta.- Porwanie niewinnych kobiet jest delikatnie? - oschły głos Durrera świadczył zdecydowanie, że nie uważa Donahure'a za chodzący wzór inteligencji.- Czy może mi pan powiedzieć, w jaki sposób doszedł pan do tego wniosku? - No właśnie - Jeff nie był już w stanie zapanować nad sobą, wyraźnie trzęsąc się z wściekłości.Ryder obserwował go z pewnym zaskoczeniem, ale nie odzywał się.- Moja matka, szefie.I ojciec! Niebezpieczny? Zbyt skory do aresztowań? Tylko pana zdaniem, szefie, pana zdaniem.Problemem ojca jest to, że przez całe życie przymyka ludzi, których nie należy aresztować: alfonsów, handlarzy narkotykami, przekupnych polityków, uczciwych członków mafii, szacownych ludzi interesu, którzy nie są więcej warci niż przestępcy, a nawet - czyż nie jest to żałosne? - skorumpowanych policjantów.Proszę zajrzeć do jego akt, szefie.Jeden jedyny raz aresztował kogoś zbyt pochopnie i nie zdołał uzyskać ani postawienia go w stan oskarżenia, ani policyjnego nadzoru; to był przypadek sądziego Kendricksa.Pamięta pan zapewne sędziego Kendricksa? To jeden z pańskich ulubionychgości, który zdołał zgarnąć dwadzieścia pięć tysięcy dolarów od pańskich kumpli z ratusza i który ostatecznie skończył w więzieniu.Dostał pięć lat.Jest jeszcze cała kupa ludzi, którzy mieli wielkie szczęście, że nie znaleźli się tam razem z nim.Może to nieprawda?! Odgłosy wydawane przez Donahure'a wyraźnie świadczyły o nagłej a silnej niedyspozycji narządów mowy.Jego pięści znów konwulsyjnie rozwierały się i zaciskały, twarz zaś ciągle zmieniała kolor - tylko teraz z częstotliwością przebarwień kamelona wędrującego po tartanie.- Wsadził go pan tam, sierżancie? - spytał Dunne.- Ktoś musiał.Grubasek miał wszystkie dowody, ale ich nie użył.Nie można winić człowieka za to, że nie chciał oskarżać siebie samego.Donahure rozpaczliwie zachrypiał, Ryder zaś wyjął coś z kieszeni, zacisnął dłoń i spojrzał pytająco na syna.Jeff był już spokojny.- Znieważyłeś ojca przy świadkach - zwrócił się do Donahure'a, patrząc jednak na Rydera.- Wykorzystujemy to, czy zostawiamy go sam na sam z jego sumieniem? - Z jego czym?! - Nigdy nie będziesz porządnym gliną, ojcze - stwierdził z żalem Jeff.- Jest cała masa prostych środków, których nigdy nie mogłeś pojąć, jak: przekupstwo, kumoterstwo, podkładanie świni czy posiadanie paru kont pod fałszywymi nazwiskami.Nieprawdaż, szefie? Niektórzy ludzie mają parę kont pod lewymi nazwiskami? - Ty bezczelny gówniarzu - Donahure odzyskał panowanie nad swoimi strunami głosowymi, aczkolwiek jeszcze nie w pełni - zapomniałeś chyba, do kogo się zwracasz!- Przykro mi, że pozbawię pana tej przyjemności - odparł Jeff, kładąc broń i odznaki policyjne na biurku Mahlera.Nie zdziwiło go też, gdy obok położył swoją odznakę ojciec.- Pańska broń! - warknął Donahure.- Jest moją prywatną własnością.Zresztą, mam w domu jeszcze inne, z zezwoleniami.- Mogę anulować je jutro rano, głupi glino! - nienawiść w słowach Donahure'a dorównywała jedynie tej, która malowała się na jego twarzy.- Nie jestem gliną - odparł Ryder, zapalając gauloise'a i zaciągając się z widoczną przyjemnością.- Wyrzuć tego cholernego papierosa! - Już pan słyszał.Nie jestem gliną.Jestem obywatelem stanowiącym cząstkę szacownej ludności tego stanu.Policja jest służbą publiczną i nie zgadzam się, aby ci, którzy są na mojej służbie, przemawiali do mnie tym tonem.Chce pan unieważnić moje pozwolenie na broń? Jeżeli pan to zrobi, otrzyma pan odwrotną pocztą kopie moich prywatnych akt wraz z fotokopiami złożonych pod przysięgą oświadczeń.Wtedy na pewno unieważni pan swoje unieważnienie moich pozwoleń.- Co to ma, do diabła, znaczyć?! - Że lektura tych dokumentów zainteresuje wiele osób w Sacramento.- Blef! - ton głosu Donahure'a byłby bardziej przekonywający, gdyby zaraz potem komendant nie oblizał warg.- Może - Ryder obserwował kółka dymu z umiarkowanym zainteresowaniem.- Ostrzegam cię, Ryder - głos Donahure'a drżał, ale chyba nie tylko z powodu złości.- Wejdź w drogę temu śledztwu, a zamknę cię za zakłócanie pracy wymiarusprawiedliwości.- Przecież znasz mnie dobrze.Nie muszę ci grozić, a poza tym nie sprawia mi przyjemności obserwacja podskakujących ze złości zwałów sadła.Donahure położył rękę na kolbie rewolweru.Ryder bez pośpiechu rozpiął marynarkę i oparł dłonie na biodrach.Jego broń była doskonale widoczna, ale nie dotknął jej.- Aresztować tego człowieka! - wrzasnął Donahure w stronę porucznika Mahlera.Dunne, tonem chłodnej pogardy, wtrącił: - Niech pan nie robi z siebie jeszcze większego głupca, niż pan w istocie jest, Donahure, i niech pan nie stawia swojego porucznika w beznadziejnej sytuacji.Aresztować tego człowieka.Na miłość boską, pod jakim pretekstem? Ryder zapiął marynarkę, obrócił się na pięcie i opuścił gabinet.Jeff ruszył w ślad za nim.Właśnie wsiadali do samochodu, gdy dogonił ich Dunne.- Czy to było rozsądne? - Nieuniknione - Ryder wzruszył ramionami.- Ryder, ten człowiek jest niebezpieczny.Nie wtedy, gdy staje twarzą w twarz, wszyscy o tym wiemy.Ale wszystko się zmnienia, kiedy zajdzie pana od tyłu.Ma wpływowych przyjaciół.- Znam jego przyjaciół.Niezłe towarzystwo.Tacy sami jak on.Połowa z nich powinna się znaleźć pod kluczem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]