[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdy­bym siedziała cicho, w końcu nakryliby nas obie.Betty skinieniem głowy potwierdziła.- Ohydni Marsjanie! - wyrzekała Priscilla.- Przy­byli na Ziemię, przemieszali się z ludźmi, wślizgnęli się do biur, do punktów dowodzenia, wszędzie.Ale będziemy ich wyławiali, znajdziemy wszystkich i wybijemy co do jedne­go.Betty ponownie przytaknęła.- Niestety, wyniknął pewien kłopot - ciągnęła dalej Priscilla.- Stary natychmiast wezwał Roya do biura.Ze­szłam na dół, do archiwum i dzięki mikrofonowi, który za­instalowałyśmy razem w zeszłym tygodniu, wysłuchałam całej rozmowy.- No i?- Drummond rozkazał Royowi zalecać się do mnie.Polecił mu ożenić się ze mną w przeciągu miesiąca, tak na wszelki wypadek.Teraz chyba rozumiesz? Mam znosić te obleśne zaloty Marsjanina? Nie mam najmniejszej ochoty.Z drugiej zaś strony, jeśli pozostanę zimna, pomyślą, że nadal coś podejrzewam.Trzeba będzie znaleźć jakieś wyjś­cie z tej sytuacji.Diaboliczny błysk zamigotał w oczach Betty Sheridan.- Nie, moja droga Priscillo - powiedziała lodowa­tym głosem.- Drummond myśli, że jest sprytny, a my pozwolimy mu łudzić się dalej.Kazał Royowi ożenić się z tobą.Świetnie.Zgodzisz się, i to z chęcią.Żyjąc z Royem będziesz mogła bez wysiłku zdobyć wszystkie potrzebne nam informacje, będziesz wiedziała, gdzie ukrywają się in­ni.Niedługo wszystkich wykończymy, zobaczysz.Priscilla oparła się o ścianę.Zrobiło się jej słabo.- Co ty mówisz, Betty! - wykrzyknęła głosem peł­nym obrzydzenia.- Żartujesz chyba! Wiesz, że Marsjanie śmierdzą, a już szczególnie Roy.Ich cierpki odór przypra­wia mnie o mdłości.Betty przyglądała się Priscilli surowym, nieprzejedna­nym wzrokiem.- Nie, Betty! - błagała Priscilla.- Cokolwiek, ale nie to.Nie możesz, Betty.To potworne.- Milczeć! Zrobisz tak, jak powiedziałam.To rozkaz!Chciała rzucić się na nią z paznokciami, wyłupić jej oczy w przypływie złości i poniżenia.Ale przypomniała so­bie, że również w wenusjańskim regulaminie dyscyplinar­nym pierwszy punkt mówi: “Rozkazy należy bezwzględnie wykonywać".Z latarni wydobywało się słabe, widmowe światło.Uli­ca była opustoszała.Priscilla Merwin obciągnęła ubranie, wyprostowała ręce wzdłuż ciała i zrezygnowana spuściła głowę na znak posłuszeństwa.TRZYDZIEŚCI SIEDEM STOPNIJak zwykle pierwszą osobą, którą Nico spotkał wychodząc z domu, był agent PUM, zasuszony i pomarszczony czło­wieczek w amarantowym kombinezonie spływającym po lekko pochylonych ramionach.Kombinezon ten, z mnó­stwem kieszeni, był cały w fałdach jak materiał złożonego parasola.Agent nazywał się Esposito i był południowcem o oliwkowej cerze, cienkich wąsikach i z dużym pieprzy- kiem koło ucha, porośniętym czarnymi włosami.Ten wścibski i natrętny facet, podobny do wszystkich innych kontrolerów PUM, miał pod swoją opieką kwartał budynków.Przeszedłszy dziesięć kroków Nico zatrzymał się i za­piął płaszcz.Czuł się świetnie, niebo było błękitne, bez­chmurne, dzień wymarzony na rozrywki i spacery w pu­blicznych ogrodach.A jednak na widok Esposita in­stynktownie podniósł kołnierz i wbił ręce w kieszenie.- Dzień dobry - pozdrowił go człowiek z PUM.Nico wyciągnął rękę, ak tylko na chwilę, pokiwal pal­cami w pozdrowieniu zamierzonym jako poufałe i spróbo­wał przejść z miną osoby mającej wszystkie papiery w po­rządku.Kontroler jednak chwycił go za rękę.- Pas?- Wszystko w porządku - oznajmił Nico.- Ciepła koszula?- Mam, mam!- To dobrze - powiedział nie zbity z tropu człowiek z PUM.- Niech pan uważa, panie Berti.Kwiecień jest zdradliwy, niech pan nie zdejmuje płaszcza, bo zapłaci pan karę.- Spokojna głowa, kontrolerze.Oddalał się pospiesznie, kiedy intensywnie niebieska plama przemknęła obok niego.Nicola Berti westchnął i szedł dalej patrząc lekko w lewo, gdzie błyszczące, ja­skrawe aerokary mknęły rzędem zawieszone nad szosą z pla- stiflexu.Wszystkie były piękne, nawet te stare, a także nie­wielkie pojazdy użytkowe, bardzo małe, ale jakże wygodne.Żółty, czerwony, znowu żółty, potem jeden niebieski, po­tem zielony, czerwony, czerwony, niebieski, srebrzystobiały, zielony.Nico jeszcze raz westchnął.Wolnymi, prawie wystu­diowanymi krokami przeszedł pięćdziesiąt metrów dzielą­cych go od przystanku.Helibusu nie było jeszcze widać.Wmieszał się w środek gromadki oczekujących pasażerów, trzydziestu czy czterdziestu osób.Jakiś tęgi jegomość pró­bował przeszkodzić mu w posuwaniu się, ale Nico wypiął pierś i rozpychając się łokciami dotarł do pierwszej linii.Kiedy helibus nadjechał, mocno popchnął stojącą obok nie­go kobietę, oparł się zakusom tęgiego jegomościa i wszedł jako pierwszy.Ktoś zaklął.- Takie rzeczy za granicą się nie zdarzają - pysko­wała zażywna kobieta o wielkim, gąbczastym biuście.- Łobuz! - wrzeszczał staruszek w okularach.- Niech pan weźmie taxi-car, jak się panu spieszy.Nico poczuł lekki ból w łydce: jakiś chłopaczek, chcąc wcisnąć się przed niego, manipulował w tłumie nóg swoim tornistrem ze sztucznego włókna.Automatyczne drzwi zamknęły się przytrzaskując czyjś parasol, usłyszał jakieś zduszone złorzeczenie, potem prze­kleństwo, ktoś zaczął się śmiać; tymczasem helibus podrywał się do góry zostawiając na ziemi dwadzieścia pięć osób wygrażających pięściami.Nico z trudnością obszedł kobietę- armatę, kopnął chło­paczka w nogę i prześlizgując się między staruszkiem w oku­larach a kasownikiem dotarł do środka pojazdu, gdzie ścisk był mniejszy.Uchwycił się górnej poręczy i, jak każdego ranka, spojrzenie jego padło na ogłoszenia umieszczone wzdłuż boków pojazdu, między dachem a okienkami.Znał je na pamięć.Pneumatyczne Poduszki Lichemin, Aerokary, Okazja, Pneumatyczne Poduszki Lireppi, Giulia-Gamma, Troecin, Demerces, Dorf, Volkscar Alfa i Beta.Były wszystkie.Cała galeria pokus, których nie sposób było nie dostrzec.CZY POSTANOWIŁEŚ POZOSTAĆROBAKIEMPRZEZ CAŁE SWOJE ŻYCIE?DLACZEGO ZWLEKASZZ KUPIENIEMTROECINA?TROECIN!70 TYSIĘCY MIESIĘCZNIEBEZ PRZEDPŁATYTROECINAEROKAR, KTÓRY IMPONUJEI TRIUMFUJE,TROECIN!TROECIN!TROECIN!Gorzko przełknął ślinę.Pozostałe reklamy utrzymane były mniej więcej w tym samym tonie.DEMERCESAEROKAR, KTÓRY SPRAWIA,ŻE CZUJECIE SIĘ WAŻNI.NA CO CZEKACIE?POŁOWA GOTÓWKĄ,RESZTA NA RATY.I jeszcze:PRZYJACIELU, OTWÓRZ OCZYJEŚLI LUBISZ JEŹDZIĆ JAK SPORTOWIECWYBIERZ GIULIĘ GAMMĘ250 KM NA GODZINĘPOJAZD ZATWIERDZONY PRZEZPUMPUM, Powszechny Urząd Medyczny! To było szaleń­stwo i tyle! Zawsze wszędzie węszący, o średniowiecznym regulaminie i setkach tysięcy kontrolerów zaaferowanych wyłapywaniem wykroczeń.Nico obrócił się dokoła, ale po drugiej stronie helibusu ogłoszenia PUM również błyszczały fosforyzowanymi lite­rami.Spróbował zamknąć oczy.Na nic.Te świnie znały swój fach, także w reklamie byli wszechwładni.Nie można było nie czytać ogłoszeń.OBYWATELUCZY NAPRAWDĘ SĄDZISZ,ŻE MASZCZYSTE SUMIENIE?CZY JESTEŚ PEWIEN,ŻE MASZ PRZY SOBIESWOJĄ TUBKĘASPIRYNY?Zupełnie bezwiednie Nico złapał się na tym, że szpera w kieszeniach szukając pojemnika.NIE MÓWCIE,ŻE ZOSTAWILIŚCIETERMOMETRW KIESZONCEINNEJ MARYNARKI.TO ŻADNETŁUMACZENIE,KTO ZOSTANIEZŁAPANYBEZ TERMOMETRUPŁACI KARĘTRZYSTU OSIEMDZIESIĘCIU LIRÓW.Przyłożył rękę do serca.Termometr był na miejscu, obok ołówka z utwardzonego ołowiu i grzebienia ze sztucz­nego żółwia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl