[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.tak dobra i taka łagodna.Kocham panią bardzo.Tak.dawałaś mi pieniądze.pamiętam. Masz jeszcze, Margentyno.Księżna podała wariatce misternie wyrobioną, błyszczącą sakiewkę.Kobieta porwała jąskwapliwie i śmiejąc się zaczęła ją głaskać. Niegdyś  szeptała  miałam podobne sakiewki, wspaniałe suknie z jedwabiu, haftowanezłotem i srebrem, byłam strojna jak królowa.Nagle upuściła sakiewkę na ziemię: Moja córka.Co mi po tym złocie, kiedy nie mam mojej córki? Mówię ci przecież, że zwrócę ci córkę.Czy ufasz mi?Wariatka porwała księżnę za ręce i zaczęła się w nią wpatrywać. Kto jesteś?  zapytała. Kto jestem? Posłuchaj mnie, Margentyno.Jestem kobietą, która cierpi tak, jak ty niegdyścierpiałaś.A może nawet więcej. A więc pani również utraciłaś dziecko?  zapytała Margentyna z ogromnym współczu-ciem.Księżna potrząsnęła głową. Posłuchaj.Postaraj się mnie dobrze zrozumieć.Czy przypominasz sobie Blois? Blois?  powtórzyła Margentyna z boleścią w głosie. Och! Nie mów mi o Blois! Och!Oberża! Zmiechy dworaków! Straszna noc cierpienia i grozy! Nie! Nie! Nie chcę.Księżna ścisnęła Margentynę za rękę: Byłaś szczęśliwa, byłaś kochana, uwielbiana.Przynajmniej myślałaś, że nią jesteś.Ko-chałaś! Wiem o tym, Margentyno, bo twoja miłość sprawiała mi wtedy taką mękę.Zledzi-łam cię, szpiegowałam, wiedziałam o każdym twym słowie, o każdym ruchu.Tak, miłośćtwoja do Franciszka była gorąca i szczera. Franciszek!  mruknęła wariatka z niechęcią w głosie.109  Tak, Franciszek! Nie wiedziałaś jeszcze, kim jest ten, którego kochałaś.Biedna dziew-czyno, oddałaś mu swą piękność bez żadnych zastrzeżeń, na nic nie licząc, i sądziłaś, żezwiązek ten będzie trwał wiecznie, że zawsze będziesz szczęśliwa.Czy przypominasz sobie?Margentyna jęknęła. Dręczysz mnie!  rzekła dysząc ciężko. Widzisz więc, że cię znam, jeśli nawet tobie nie jestem znana.Posłuchaj mnie jeszcze,Margentyno.Pewnego dnia czekałaś na przybycie twego kochanka w małym wiejskim dom-ku, położonym w okolicy Blois.Było lato, w ogrodzie pachniały kwiaty, z rozkoszą poiłaś sięzapachem kwiatów i miłością.Chwilami pełen dumy uśmiech przewijał ci się po ustach.Czułaś w twym łonie nowe życie, miałaś zostać matką. Aaski!  jęknęła Margentyna Ochrypłym głosem, czując, że serce jej zalewa fala zbu-dzonych ze snu, dawno zamarłych wspomnień. Wtedy stanęła przed tobą kobieta!Księżna d Etampes urwała, zawahała się.Nie miała odwagi powiedzieć:  Ową kobietąbyłam ja!. Kobieta!  zawołała Margentyna. Och, nie zapomnę jej przez całe me życie! Jejuśmiech zmroził mnie.Jej oczy były złe.Księżna uśmiechnęła się. Kobieta owa doręczyła ci list od twego kochanka.W kilku słowach donosił ci o tym, żecię nie kocha i że nigdy go już więcej nie ujrzysz. Och, co się dzieje z moją głową? Przypominam sobie, przypominam sobie teraz.Och,moje myśli! Rzekłbyś, tłum umarłych powstających ze swych mogił. Gdy ta kobieta odczytała ci list, bo ty nie umiałaś czytać, zdawało się, że oszalałaś.Za-częłaś się rzucać, zaczęłaś obiegać wszystkie kąty, gdzie, zdawało ci się, mogłabyś go odna-lezć.Płakałaś gorzkimi łzami.a nad wieczorem, kiedy oszalała z bólu mijałaś drzwi oberży,upadłaś nagle na ziemię.Kobieta szła za tobą krok w krok, przywołała oberżystkę, dała jej ijej mężowi dużo pieniędzy.Przeniesiono cię do wnętrza oberży. Moja córka.moja córka. jęczała Margentyna ukrywszy twarz w dłoniach, jakby wobawie ujrzenia tej strasznej sceny, którą opowiadająca wywołała w jej pamięci. Margentyno  mówiła nieczuła na jej cierpienia księżna  czy pamiętasz, jak położonocię do łóżka, jak porwały cię pierwsze bóle macierzyństwa.Przez długie godziny wiłaś się wcierpieniach i gdy całe twoje ciało prężyło się w największym wysiłku, a serce ściskało bole-śnie, w sąsiednim pokoju słyszałaś brzęk szklanek, pieśni i śmiech ucztujących dworaków.Kiedy wreszcie nadeszła decydująca chwila, wraz z pierwszym kwileniem twojej córki usły-szałaś wśród głosów ucztujących panów głos twego kochanka, głos Franciszka.Margentyna wydała rozdzierający krzyk, zupełnie tak, jak gdyby w tej chwili również do-leciał jej uszu głos niewiernego kochanka. Och  prosiła głosem zdławionym łzami  zamilcz, pani.Zamilcz, na Boga. Nieszczęsna? Czy nie widzisz, że usiłuję przywrócić ci utracony rozum? Słuchaj.Zala-na krwią, z dzieckiem na ręku, wyskoczyłaś z łóżka, otworzyłaś drzwi i ujrzałaś w gronieucztujących Franciszka ze szklanką w ręku.Na jego kolanach siedziała kobieta, która wrę-czyła ci list od niego.Upadłaś na wznak półmartwa [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl