[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszędzie widać byłowystające części, płyty i półkoliste anteny, a także klapy hamulcowei manewrowe.Powierzchnia podłogi znajdowała się o jakieś cztery metry poni-żej stóp Viqi.Kuatka stała za to dokładnie naprzeciwko włazu, któryotwierał się do wnętrza pojazdu, mniej więcej na wysokości jednejtrzeciej rufy.Pojazd wyglądał jak przerośnięty wojskowy śmigacz, zamknięty,aby chronić załogę.Skoro jednak stał na ogonie, a wokół nie było urzą-dzeń, które pozwoliłyby umieścić go w pozycji poziomej, Viqi przy-puszczała, że nie jest to pojazd naziemny; co więcej, uznała, że jestgotów do lotu.Nie potrafiła stwierdzić, czy nadaje się do podróży at-mosferycznych, czy kosmicznych.Na burcie miał wymalowany napis Okropna Prawda.Podniosła wzrok.Cylindryczna komora wznosiła się na jakieś trzy-dzieści metrów ponad dziób rakietki, kończąc się stosem pogiętychmetalowych belek i durabetonowych bloków.Przez otwór nad rumo-wiskiem do pomieszczenia wpadało mdłe światło słoneczne.Ledwie wierząc własnemu szczęściu, przeszła po wąskiej metalo-wej kładce, dzielącej ją od otwartego włazu i wdrapała się do wnętrzapojazdu.Ponieważ spoczywał on pod kątem prostym do normalnegopołożenia, Viqi stała teraz na powierzchni, która w założeniu miałabyć tylną ścianą głównej kabiny.Zaimprowizowana drabinka z po-wiązanych drutem metalowych części pozwoliła jej dotrzeć aż do sie-dzenia pilota na dziobie.Pod jej palcami pomocniczy wyłącznik zasilania ożył bez oporu.Zwiatła w kabinie zapłonęły, komputer nawigacyjny przeprowadziłsekwencję testową przy włączeniu.Na ustach Viqi pojawił się lekki, pełen zadumy uśmieszek.To byławaryjny pojazd ewakuacyjny, starannie i sprytnie ukryty na wypadekkatastrofy.ale właściciele nie zdążyli umknąć na czas przed upad-kiem Coruscant.Może zginęli, może wcześniej uciekli innym środ-kiem transportu.Kim był chłopiec, który dał jej lokalizator? Synem właścicielipojazdu? Budowniczym, który znał i przechował tajemnicę ukrytegohangaru, zamierzając pózniej skorzystać z pojazdu, jeśli się okaże, żejego prawowici właściciele nie są w stanie tego uczynić? Prawdopo-dobnie walące się sklepienie przeszkodziło mu w ucieczce.Może przezcały ten czas pracował, żeby oczyścić drogę z przeszkód? Ale teraz nieżyje, pojazd zaś należy do niej.118Uwolniła się od Yuuzhan Vongów i zyskała możliwość ucieczkiz planety.Myśl, która nagle przyszła jej do głowy, sprawiła, że ręce Viqisame odskoczyły od sterów.Jeśli pojazd przewidziany był jako osta-teczna ucieczka i szansa przetrwania, być może zawiera.Pospiesznie zsunęła się z zaimprowizowanej drabinki na rufę.Włazdo pomieszczeń rufowych znajdował się u jej stóp.Po chwili szarpa-nia się z blokadą zdołała unieść ciężką płytę.Poniżej zobaczyła mały magazynek, zabezpieczony siatkami, z wła-zem po drugiej stronie.Właz z pewnością dawał dostęp do silnikówpojazdu.Viqi specjalnie to nie obchodziło.Jej uwagę przykuło to, coznajdowało się za siatkami.Jedzenie.Wojskowe racje żywnościowe, starannie popakowanew pojedyncze posiłki, o gwarantowanej wieloletniej trwałości.Z jękiem ulgi rzuciła się do magazynku, porwała pierwszy pakiet,jaki nawinął się jej pod rękę i zdarła z niego folię.119ROZDZI A88888System Aphran, Aphran IVAphran IV był gęsto zalesionym światem, którego zielone lądykontrastowały z błękitem mórz.Był to ciepły świat, bez lodowych czappolarnych, bez księżyców, które mogłyby regulować pływy.I był toświat stosunkowo ubogi.Zaludniające go istoty znane były z artystycz-nej stolarki, a ich wspaniałe intarsje miały ogromne powodzenie wśródkolekcjonerów.Han dowiedział się tego wszystkiego z lektury opisów map gwiezd-nych w komputerze Sokoła.Zapisy sugerowały, że Aphran nie zdołaprzetrwać nawet najsłabszego ataku Yuuzhan.Biorąc pod uwagę, jakniewielka odległość dzieliła go od yuuzhańskiej strefy wpływów i odBilbringi, tylko jego niepozorny charakter uratował ten świat od na-tychmiastowego podboju.Han spojrzał na żonę.Wyglądała zupełnie inaczej niż zwykle: włosymiała długie, czarne i proste, brwi odpowiednio szersze i ciemniejsze,a w ubraniu, które miała na sobie, senator Leia Organa z pewnościąnie chciałaby być oglądana nawet po śmierci.Obcisły kombinezon, czarny i błyszczący, choć syntetyczny, przykażdym poruszeniu skrzypiał jak skóra.Buty, nisko zawieszone olstramiotaczy i rękawice wykonane były z takiego samego materiału, alebyły matowe.Zgodnie z charakterem odtwarzanej postaci skrzyżowałanogi na konsoli drugiego pilota i patrzyła na Hana groznym wzrokiem. A ty na co się tak gapisz, człapaku?Han pokręcił głową. Gdyby cię teraz zobaczyła twoja córka.Leia na moment wyszła z roli i roześmiała się.120 Dopilnuję, żeby Artoo przygotował dla niej holo.Ciebie też musisfilmować.Han skinął głową. Jestem wspaniały.Spędził dość czasu przed lustrem, żeby upewnić się, że jego przebra-nie jest odpowiednie, a kostium wystarczająco śmiały i dramatyczny.Miał teraz krótko przystrzyżoną brodę; prawdziwe włosy i sztucz-ny zarost nabrały tego samego dystyngowanego odcienia srebrzystejsiwizny.Pomimo to nie starał się sprawiać wrażenia starszego mężastanu: mundur włożył ciemnoszary, o dwa tony ciemniejszy niż daw-ne mundury imperialne i przeładowany akcesoriami: nowiutki pistoletna jednym biodrze, dwa blizniacze wibroostrza na drugim.Przez ra-mię zwisał mu pendent z umieszczonymi na przemian zapasowymiwibroostrzami i małymi miotaczami.Metalowa rękawica na lewej ręcewyglądała jak dostępna w handlu roboproteza i zawierała dość elek-troniki, żeby za taką uchodzić nawet dla większości skanerów.Soczew-ka kontaktowa na lewym oku imitowała srebrną protezę gałki ocznej;fałszywa, wypukła blizna ciągnąca się w górę i w dół od oczodołusugerowała, że sztuczne oko znalazło się tam na skutek gwałtownychi bolesnych działań.Threepio siedzący na fotelu pasażera za stanowiskiem pilota, ode-zwał się nagle: Wolałbym nie narażać waszej misji niewłaściwym zachowaniemlub pochopnymi słowami, więc chciałbym zapytać: księżniczko, poco te przebrania? Aphran to całkiem nieznana planeta odparła Leia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]