[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie może tu dłużej stać.No i wsiadłam.Tak naprawdę, to dokładnie wiedziałam, co jest grane.Że tu nie ma mowy o kołowaniu.Tacy klienci to już nie było dla mnie coś z innej planety.Znałam ten film, który się właśnie zaczął.Z własnych obserwacji z dworca i z opowiadań chłopaków.Dlatego wiedziałam też, że warunki dyktuje nie klient, tylko ja.Starałam się być diabelnie opanowana.Nie trzęsłam się.Nabierałam tylko za dużo powietrza przy mówieniu i miałam trudności z kończeniem zdań tym samym opanowanym tonem.Zapytałam: - Co jest?On powiedział: - A co ma być? Sto marek.Zgadzasz się? Odpowiedziałam: - Tylko, że dymanie czy coś w tym guście z góry odpada.- Zapytał dlaczego, a ja ze zdenerwowania umiałam powiedzieć tylko prawdę: - Słuchaj no.Mam chłopaka, i jak dotąd tylko z nim jednym spałam.Nie mam ochoty tego zmieniać.Powiedział: - To w porządku.W takim razie strzelisz mi minetę.Ja na to: - O nie, tego też nie.Chybabym się zerzygała.- Teraz byłam już naprawdę całkiem opanowana.Jego to zupełnie nie zraziło.Powiedział: - Okay, w takim razie poobciągasz mi małego.Odpowiedziałam: - W porządku, załatwione.Za stówę.- Wtedy na nic nie zwróciłam uwagi.Dopiero potem uświadomiłam sobie, jaki on musiał być na mnie napalony.Bo stówa za samo obciąganie i to na tanim rynku na Kurfürstendamm, to się właściwie nie zdarzało.Napalił się na mój strach, którego nie umiałam tak naprawdę ukryć.Wiedział, że się nie zgrywam, kiedy tak siedzę wciśnięta w drzwi, z prawą ręką na klamce.Kiedy ruszył, zaczęłam się piekielnie bać.Myślałam sobie: Na pewno chce czegoś więcej, siłą weźmie sobie równowartość tej stówy.Albo wcale nie zapłaci.Zatrzymał się w takim parku niedaleko.Nieraz przechodziłam przez ten park.Prawdziwy burdel na świeżym powietrzu.Wszędzie prezerwatywy i papierowe chusteczki.Zaczęłam się teraz naprawdę trząść i zrobiło mi się trochę niedobrze.Ale facet nie robił żadnych numerów.Wtedy nabrałam odwagi i powiedziałam to, co powinnam powiedzieć według znanych mi reguł gry: - Najpierw forsa.- Dał mi stumarkowy banknot.Ciągle jeszcze się bałam.Znałam wystarczająco dużo opowieści o klientach, którzy potem siłą odbierają pieniądze.Ale w końcu wiedziałam, co trzeba zrobić.Bo przecież ostatnio chłopaki z naszej paczki nic innego nie robili, tylko wymieniali doświadczenia ze spotkań z klientami, bo właściwie nic więcej nie mieli już sobie do powiedzenia.Wyczekałam moment, kiedy rozpinał spodnie i był całkiem zajęty sobą.Wtedy wsadziłam banknot do buta.On był już gotowy.A ja wciąż jeszcze siedziałam w najdalszym końcu siedzenia i starałam się w ogóle nie poruszać.Nie patrzyłam na tego faceta, tylko po omacku zaczęłam wyciągać rękę.Było za daleko i musiałam się jednak trochę do niego przysunąć.Musiałam też raz na moment popatrzeć, zanim w końcu miałam to w ręce.Chciało mi się rzygać i było mi zimno.Patrzyłam przez przednią szybę i starałam się skoncentrować na czymś innym.Na świetle reflektorów samochodowych przechodzącym przez krzaki i reklamie świetlnej, którą widziałam ze swojego miejsca.Poszło dosyć szybko.Facet znowu wyciągnął portfel.Tak go trzymał, żebym mogła zajrzeć do środka.Zobaczyłam banknoty pięćsetmarkowe i setki.Chciał pewnie zrobić wrażenie albo znęcić mnie już na następny raz.Dołożył mi jeszcze dwadzieścia.Napiwek.Kiedy wysiadłam z samochodu, uspokoiłam się zupełnie.Zrobiłam coś w rodzaju bilansu: A więc to był twój drugi mężczyzna.Masz czternaście lat.Niecały miesiąc temu straciłaś dziewictwo.A teraz zaczynasz się puszczać.Potem nie myślałam już o tym facecie i o tym, co zrobiłam.Właściwie byłam bardzo szczęśliwa.Z powodu tej stówy w bucie.Nigdy jeszcze nią miałam naraz tyle pieniędzy.Nie myślałam o Detlefie i o tym, co powie.Byłam już na pełnym głodzie i piekielnie chciałam sobie władować.Myślałam tylko o tym.Miałam fart.Od razu spotkałam naszego stałego dostawcę.Kiedy zobaczył pieniądze, zapytał: - Skąd to masz? Puściłaś się? - Odpowiedziałam mu: - Coś ty, chory? Ja i puszczanie się.Zanim coś takiego zrobię, przestanę ćpać.Poważnie.Nie, tylko ojciec przypomniał sobie znowu, że ma córunię i odpalił trochę kieszonkowego.Za osiem dych kupiłam dwa razy po ćwierć.Ćwiartki to było coś nowego na rynku.W paczuszce było około jednej czwartej grama.Dawniej ćwierć grama starczało na nas troje.Teraz starczało ledwie dla mnie i Detlefa.Poszłam do szaletu na Kurfürstenstrasse i władowałam sobie działkę.Towar był pierwszorzędny.Resztę razem z czterdziestoma markami włożyłam w plastikową okładkę biletu miesięcznego.Cała sprawa z klientem i załatwieniem towaru trwała równo piętnaście minut.A więc nie było mnie dopiero czterdzieści pięć minut.Byłam pewna, że Detlef stoi jeszcze na dworcu i pojechałam kolejką do Zoo.Detlef był na miejscu.Kupka nieszczęścia.Oczywiście nie podłapał żadnego klienta, niedziela wieczór, a on na głodzie.Powiedziałam: - Chodź, mam coś.Nie pytał skąd.W ogóle nic nie powiedział.Chciał tylko jak najszybciej znaleźć się w mieszkaniu.Od razu poszliśmy do łazienki.Wyciągnęłam miesięczny z kieszeni.Otworzył paczuszkę i wyłożył proszek na łyżkę.Podgrzewając to gapił się na okładkę biletu, w której dalej była ćwiartka i dwa banknoty dwudziestomarkowe.Potem zapytał: - Skąd masz te pieniądze?Powiedziałam: - Z kołowania nici.Nie było jak.Trafił się jeden facet z ciężką forsą, obciągnęłam mu.Słowo, tylko obciągnęłam.Co mi innego zostało? Zrobiłam to dla ciebie.Detlef wściekł się, kiedy jeszcze mówiłam.Wyglądał na twarzy jak wariat.Wrzeszczał: - Kłamiesz.Nikt nie da stówy za samo obciąganie.Okłamujesz mnie.A w ogóle co to za gadanie: tylko obciągnęłam.- Nie mógł dalej.Był na potwornym głodzie.Trząsł się na całym ciele, koszulę miał przepoconą, zaczęły się kurcze łydek.Podwiązał sobie przedramię.Siedziałam na brzegu wanny i płakałam.Pomyślałam sobie, że Detlef ma pełne prawo się wściekać.Płakałam i czekałam, kiedy narkotyk zacznie go nieść.Byłam pewna, że da mi wtedy w twarz.Nie broniłabym się.Detlef wyjął igłę z żyły i nie odezwał się ani słowem.Wyszedł z łazienki, a ja za nim.W końcu powiedział: - Odprowadzę cię do autobusu.- Odsypałam trochę z drugiej działki i dałam mu.Wsadził towar do kieszeni bez jednego słowa.Poszliśmy na przystanek.Detlef dalej się nie odzywał.Chciałam, żeby się na mnie darł, żeby mnie nawet zbił, żeby przynajmniej odezwał się chociaż słowem.Powiedziałam: - Słuchaj, no, powiedz coś.- A on nic, nic, nic.Kiedy staliśmy już na przystanku i przyjechał autobus, nie wsiadłam.Jak autobus odjechał, powiedziałam: - Słuchaj, to, co ci powiedziałam, to najszczersza prawda.Słowo honoru, że mu tylko obciągnęłam, i wcale nie było tak strasznie.Musisz mi uwierzyć.A może przestałeś mieć do mnie zaufanie?Detlef powiedział: - W porządku, wierzę ci.Ja mówię: - Posłuchaj, zrobiłam to naprawdę tylko dla ciebie.Detlef podniósł głos: - Przestań pieprzyć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]