[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oczywiście, jeśli oksygenator lub regulator atmosfery sprawią problemy, będę musiał przeciąćpłótno i dostać się do środka sypialni, żeby się nimi zająć.Ale jestem tu już od czterystudziewięćdziesięciu dwóch solów i jak do tej pory cały czas dobrze pracują.Dlatego zaryzykuję.WPIS W DZIENNIKU: SOL 497.Jutro będę u wlotu do Schiaparellego!Zakładając, że nic nie pójdzie źle.Ale hej, wszystko w tej misji idzie gładko, nie? (To byłsarkazm).Dziś Dzień Powietrza i po raz pierwszy nie chcę go.Jestem tak blisko Schiaparellego, żemógłbym go posmakować.Zgaduję, że przede wszystkim smakowałby piachem, ale nie o to chodzi.Oczywiście to nie będzie koniec podróży.Dotarcie z wejścia do krateru do MAV-u zajmie mikolejne trzy sole, ale kurczę pieczone, już prawie tam jestem!Wydaje mi się, że widzę brzeg Schiaparellego.Jest bardzo oddalony i to może być tylko mojawyobraźnia.Jest sześćdziesiąt dwa kilometry ode mnie, więc jeśli go widzę, to bardzo słabo.Jutro, gdy dotrę do Krateru Wejścia, udam się na południe i zjadę do basenu Schiaparellego przezRampę Wejściową.Zrobiłem trochę pobieżnych kalkulacji i stok powinien być całkiem bezpieczny.Różnica wysokości między krawędzią a basenem wynosi półtora kilometra, a rampa ma co najmniejczterdzieści pięć kilometrów długości.To daje dwustopniowe obniżenie.Żaden problem.Jutro w nocy osiągnę nowe niziny!Może to ujmę inaczej…Jutro w nocy znajdę się na dnie!Nie, to też nie brzmi dobrze…Jutro w nocy znajdę się w ulubionej dziurze Giovanniego Schiaparellego!No dobra, przyznaję, teraz się wygłupiam.*Wiatr nieprzerwanie atakował krawędź krateru przez miliony lat.Spowodował erozję skalnejgrani, tak jak rzeka przebijająca się przez łańcuch górski.Minęły całe eony, nim wiatr przerwałkrawędź krateru.Strefa wysokiego ciśnienia, utworzona przez wiatr, teraz miała drogę ucieczki.Wraz zupływającymi mileniami wyłom stawał się coraz szerszy.W miarę jak się poszerzał, pył i drobinkikurzu niesione przez agresywny wiatr osiadały w basenie poniżej.W końcu został osiągnięty punkt równowagi.Piach spiętrzył się tak wysoko, że wiatr mógł gowynosić poza krater.Nie spiętrzał się już, tylko osadzał na zewnątrz.Stok wydłużał się, aż znówustaliła się równowaga – zależna od skomplikowanych interakcji niezliczonych drobin i ichzdolności do utrzymania stworzonego przez nie pochyłego kształtu.Tak powstała Rampa Wejściowa.Pogoda sprowadziła wydmy i pustynny krajobraz.Upadki meteorytów sprawiły, że na miejscupojawiły się głazy i kamienie.Rampa przestała być płaska.Grawitacja robiła swoje.Rampa uległa ugnieceniu wraz z upływem czasu.Ale nie zrobiła tegorównomiernie.Fragmenty o różnej gęstości zapadały się z różnymi prędkościami.Niektóre obszarystały się twarde jak skała, inne pozostały miękkie jak talk.Rampa, wyboista i nierówna, zapewniała niewielkie średnie nachylenie stoku prowadzącego dokrateru.Dojeżdżając do Rampy Wejściowej, samotny mieszkaniec Marsa skręcił swoim pojazdem wstronę basenu Schiaparellego.Nie spodziewał się, że teren rampy jest trudny, gdyż nie wyglądałgorzej niż inne obszary, przez które podróżował.Omijał małe wydmy i ostrożnie przejeżdżał przez większe.W każdy zakręt wchodził bardzoostrożnie, tak samo podchodził do każdego wzniesienia lub spadku i głazu na swojej drodze.Zastanawiał się nad każdą trasą i rozważał wszystkie możliwe drogi.Ale to nie wystarczyło.Łazik, sunąc po czymś, co wydawało się zwykłą pochyłością, zjechał z niewidocznego grzbietu.Gęsty, twardy grunt nagle ustąpił miejsca miękkiemu pyłowi.Cała powierzchnia była pokryta conajmniej pięciocentymetrową warstwą pyłu, nic nie wskazywało na tę nagłą zmianę.Lewe przednie koło łazika zakopało się.Nagły przechył sprawił, że prawe tylne koło się uniosło ioderwało od gruntu.To z kolei obciążyło jeszcze bardziej lewe tylne koło, które także straciło swójniepewny punkt oparcia i zsunęło się w pył.Zanim podróżnik zdążył zareagować, łazik przewrócił się na bok.Panele słoneczne, do tej poryschludnie poukładane na dachu, rozsypały się jak upuszczona talia kart.Przyczepa, przymocowana do łazika za pomocą zacisku holowniczego, została pociągnięta.Moment obrotowy zerwał mocny zacisk wykonany z kompozytu, jak gdyby był kruchą gałązką.Ruryłączące oba pojazdy także uległy przerwaniu.Przyczepa zanurkowała przednią częścią w przód inagle zatrzymała się na swoim napompowanym dachu.Łazik nie miał tyle szczęścia.Turlał się w dół stoku, obijając podróżnika jak ubrania w suszarce.Po dwudziestu metrach miękki pył ustąpił miejsca bardziej zbitemu piachowi i łazik zatrzymał się zewstrząsem.Spoczął na boku.Zawory, które prowadziły do urwanych teraz rur, wykryły nagły spadek ciśnieniai zamknęły się.Kabina ciśnieniowa zachowała swoją integralność.Podróżnik żył, na razie.ROZDZIAŁ 24Kierownicy departamentów przyglądali się zdjęciu satelitarnemu wyświetlanemu przez projektor.– Jezu – powiedział Mitch.– Co, do diabła, się stało?– Łazik leży na boku – wytłumaczyła Mindy, wskazując na ekran.– Przyczepa leży do górynogami.Te rozsypane prostokąty to panele słoneczne.Venkat pogłaskał się zdenerwowany po brodzie.– Czy mamy informacje na temat stanu kabiny ciśnieniowej? – spytał.– Nic oczywistego – odparła Mindy.– Jakieś ślady działalności Watneya po wypadku? Może jakieś wyjście? – pytał dalej Venkat.– Żadnego wyjścia – poinformowała Mindy.– Jest ładna pogoda.Gdyby wyszedł, widzielibyśmyto.– To całe miejsce wypadku? – zainteresował się Bruce Ng.– Tak myślę.W górze zdjęcia, co odpowiada północy, są zwykłe ślady jazdy.Tutaj – wskazaławielki fragment zrytego gruntu – myślę, że tu właśnie coś poszło nie tak.Oceniając na podstawietego, gdzie jest ten rów, wnioskuję, że łazik tu się przewrócił i zsunął.Widać koleinę, którą zostawiłza sobą.Przyczepa przechyliła się do przodu i upadła na dach.– Nie mam zamiaru mówić, że wszystko jest okej – rzekł Bruce.– Ale nie myślę, że jest tak źle,jak wygląda.– Kontynuuj – zachęcił go Venkat.– Łazik jest zaprojektowany tak, żeby wytrzymał turlanie się – wytłumaczył Bruce.– A jeślidoszłoby do dekompresji, widzielibyśmy gwiaździsty ślad na piachu.Nic takiego nie dostrzegam.– Ale Watney może być ranny – powiedział Mitch.– Mógł się uderzyć w głowę, złamać rękę lubcoś takiego.– Pewnie – przyznał Bruce.– Ja tylko mówię, że łazik najprawdopodobniej jest cały.– Kiedy zrobiono to zdjęcie?Mindy spojrzała na zegarek.– Dostaliśmy je siedemnaście minut temu.Kolejne przybędzie za dziewięć minut, gdy MGS4uzyska widok miejsca
[ Pobierz całość w formacie PDF ]