[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dziwiła się, że Ienois dotąd nie zauważył, iż nie podała żadnych szczegółów na temat swojego statku.Czyżby już wiedział? - Podróże są dzisiaj codziennością, a pogłoski i statki przemierzają galaktykę z tą samą prędkością.Ienosi zignorował jej nieuprzejmość.- Admirale - zwrócił się do Coromella - czy próbował pan już napojów? Zdaje się, że Ryxi sprowadzili prawdziwe ziemskie wino dla naszej przyjemności.Z Pransji, jak mi mówiono.- Francji - poprawił go Coromell kłaniając się.- To prowincja w północnej części hemisfery Ziemi.- A, tak.Tam nie miałem jeszcze okazji być.Ryxi przygotowali nie lada specjały dla swoich gości.Surowe orzechy i kandyzowane nasiona nie należą do moich przysmaków, ale za to cuda ze słodkiego kremu mogłyby zadowolić gusta znacznie bardziej wyrafinowane od moich.A sery! Czysta ambrozja! - Tu Parchandri pocałował wierzch swojej dłoni.Silna wola nie uchroniła jej tym razem i Lunzie wzdrygneła się.Ambrozja.Parchandri zapewne użył tego słowa przypadkowo, ale prawie trzy miesiące noszenia go jak nie narodzonego dziecka uwrażliwiły ją na sam jego dźwięk.Nagle zdała sobie sprawę, że tamci patrzą na nią.Coromell nie zareagował.On znał znaczenie tego słowa, ale ten kupiec? Ienosi przyglądał jej się ciekawie.- Czy temperatura pani odpowiada, pani doktor? - zapytał zatroskanym tonem.- Według mnie Ryxi zadbali, żeby było dość ciepło, chociaż ja jestem przyzwyczajony do swojego domu w górach, a tam jest znacznie chłodniej niż tu.- Kiwnął na olbrzymkę i przez chwilę mówili coś szeptem, po czym Quinada wyszła z sali.Ienosi wzruszył ramionami.- Posłałem po lżejsze ubranie.Inaczej roztopię się, zanim przywitam się z gospodarzami.Ienosi skierował rozmowę na tematy interesujące wszystkich w sposób czarujący, ale Lunzie była pewna, że cały czas ją obserwuje.Wokół niego unosiła się dziwna aura, która wykluczała przyjemne doznania.Wydawał się jej dziwny i niebezpieczny, i jedyne na co miała ochotę, to odejść.W końcu Coromell chyba zauważył jej znaki.- Proszę nam wybaczyć, Ienosi, ale właśnie dostrzegłem weftańskiego ambasadora z Parok i muszę z nim pomówić.Ienosi wyciągnął do nich wilgotną rękę.Lunzie, mimo odrazy, uścisnęła ją mocno i została nagrodzona ledwie widocznym uśmieszkiem rozbawienia.- Czy możemy liczyć na obecność państwa na naszym małym przyjęciu za pięć dni? - zapytał kupiec.- Parchandri mają nadzieję rozniecić na nowo ogień szacunku do nas w sercach drogich przyjaciół i szanownych klientów.Czy rozświetlicie moje życie swym przybyciem?- Tak, oczywiście - powiedział Coromell z wdzięcznością.- Jestem zaszczycony tym zaproszeniem.Parchandri stał teraz gnąc się w ukłonach.- Dziękuję.Przywracacie godność mojej skromnej osobie.- Ukłonił się głęboko i usiadł.- Czy naprawdę musimy iść na przyjęcie do tych niegodziwców? - spytała Lunzie półgłosem, gdy już odeszli.Coromell wydawał się zaskoczony.- A dlaczego nie? Musimy utrzymywać z nimi dobre stosunki.- Ten krętacz na pewno sprzedałby własną matkę za dziesięć udziałów w Postępowej Galaktyce.- Pewnie tak, ale proszę cię, przyjdź mimo to.Te przyjęcia są okropnie nudne bez towarzystwa.- Jest w nim coś, co mnie bardzo niepokoi.Powiedział “ambrozja”.A widziałeś, jak obserwował moją reakcję? Nie mógł jej nie zauważyć.- Lunzie, on użył tego słowa w zupełnie innym kontekście.Jesteś przewrażliwiona.Nic zresztą dziwnego, po tym co przeszłaś.Ienosi jest zbyt gnuśny, żeby zajmować się czymkolwiek poza interesami.- Coromell wziął ją pod rękę i poprowadził do następnego ambasadora.- Ona kłamała - mruknęła Ouinada do swojego pracodawcy, podając mu lekką tunikę.- Sprawdzałam w biurze głównym.Według naszych raportów z Alfa Centauri, nie przyholowano wtedy żadnego niesprawnego statku.Widziano za to dużą grupę ubranych po cywilnemu ludzi, którzy schodzili z pokładu wojskowego krążownika Ban Sidhe.Jedna z tych osób odpowie jej opisowi.To by znaczyło, że rzeczywiście była wtedy na Alfa Centauri, ale resztę historii zmyśliła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]