[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Być może przedawkował opium lub alkohol w czasie jednego z tych szaleńczych wieczorów i umarł, a ona zawinęła go w dywan i o wszystkim zapomniała.– Albo sama go udusiła.Pamiętacie te przyjęcia, które wydawała?Rowan ubawiona słuchała rozmów, swobodnych wybuchów śmiechu.Nigdy swoim telepatycznym zmysłem nie wyłowiła nawet odcienia złośliwości.Wyraźnie czuła ich dobre intencje, pogodę i wesołość.Ale i oni mieli swoje tajemnice, szczególnie ci najstarsi.W gruncie rzeczy, im bliższy był dzień ślubu, tym wyraźniej czuła, że coś wisi w powietrzu.Zaglądali na Pierwszą nie tylko po to, by składać życzenia albo podziwiać renowację.Byli zaciekawieni, a zarazem przestraszeni.Mieli sekrety, którymi chcieli się podzielić, przestrogi do zaoferowania i pytania nie dające im spokoju.A być może sprawdzali siłę Rowan, ponieważ sami, na swój sposób, byli silni.Nigdy jeszcze nie otaczali jej ludzie tak kochający i zarazem tak wprawieni w ukrywaniu negatywnych uczuć.Fascynowało ją to.Być może właśnie dzisiaj zdarzy się coś niezwykłego.Wielu z najstarszych Mayfairów było tutaj, alkohol płynął obficie, a po kilku zimnych październikowych dniach zrobiło się znowu ciepło.Błękit nieba prześwitywał spod wielkich skłębionych chmur, które żeglowały szybko jak pełne wdzięku galeony gnane wiatrem.Pociągnęła duży łyk bourbona, delektując się miłym ogniem przenikającym całe ciało, i rozejrzała się za Michaelem.Stał tam, gdzie widziała go przed godziną, uwięziony między gadatliwą Beatrice i uderzająco przystojną Gifford, której matka wywodziła się od Lestana Mayfaira, a ojciec od Claya Mayfaira, i która, oczywiście, poślubiła wnuka Cortlanda, Ryana.Być może i inne linie Mayfairów łączyły się w tym związku, ale Rowan porzuciła te rozmyślania czując, że krew żywiej krąży w jej żyłach na widok bladych palców Gifford otaczających, bez wyraźnego powodu, ramię Michaela.Co w nim jest takiego, że nie mogą trzymać łap przy sobie? I dlaczego ta neurotyczna Gifford zaczyna jakąś grę? Biedny Michael.Nie wie, co się wyprawia.Stoi tam, z dłońmi w rękawiczkach, potakując i śmiejąc się z drobnych żartów Beatrice i Gifford.W ogóle zdaje się nie wyczuwać, że gesty tych kobiet są na granicy zalotności, nie widzi błysku w ich oczach, kuszących wysokich tonów w śmiechu.Musi się przyzwyczaić.Ten sukinsyn jest nieprzeparcie pociągający.Kręcą się wokół niego wszystkie baby, bo jest przystojniakiem czytającym Dickensa.Wczoraj wspiął się na wysoką drabinę przy ścianie domu jak pirat, wdrapujący się po linie na maszt statku.Stał na parapecie, barczysty, wiatr rozwiewał mu włosy, podniósł rękę, aby pomachać do niej, jakby nieświadomy, że te drobne gesty sprawiają, iż ona z wolna traci głowę.Cecylia spojrzała wtedy w górę i powiedziała:– Kurczę, ale on jest przystojny.– Wiem – wymamrotała Rowan.Pożądała go w takich momentach aż do bólu.Był teraz wyjątkowo pociągający w tym swoim nowym lnianym, trzyczęściowym garniturze („To znaczy ubrany jak lodziarz”, zwykł mówić), którego kupno wymusiła na nim Beatrice.„Kochanie, jesteś teraz dżentelmenem z Południa!”Seks.Czysty seks, oto czym był.Chodząca pornografia.Choćby na przykład jak zawija rękawy, miętosi papierosa w palcach, wkłada ołówek za ucho dyskutując z jakimś malarzem czy cieślą, stoi z jedną stopą wysuniętą do przodu i chwyta gwałtownie ręką swój chłopięcy podbródek, jakby miał zamiar przesunąć go na czubek głowy.A potem jeszcze te wspólne kąpiele w basenie, gdy w domu nie było już nikogo (żadnych duchów tym razem) i weekend na Florydzie przy przejmowaniu domu, i widok śpiącego na pomoście Michaela, kiedy miał na sobie tylko zegarek i złoty łańcuszek.Całkowita nagość nie mogła być bardziej podniecająca.I to, że był tak niesamowicie szczęśliwy! To jedyny człowiek na świecie, który kochał dom na ulicy Pierwszej bardziej niż Mayfairowie.Miał obsesję na jego punkcie.Wykorzystywał każdą okazję, żeby rzucać się do pracy razem ze swoimi robotnikami.I zdejmował rękawiczki coraz częściej, najwyraźniej potrafiąc już „oczyszczać” przedmioty z wizji, gdy naprawdę tego chciał, i trzymał je z dala od cudzych rąk, bezpieczne, jeśli można tak powiedzieć.Miał teraz całą skrzynkę narzędzi, którymi posługiwał się, nie wkładając rękawiczek.Dzięki Bogu, duchy i duszki zostawiły ich w spokoju.Musiała przestać przejmować się tym otaczającym Michaela haremem.Lepiej skoncentrować się na grupie osób obok siebie – oto pełna godności Felice i piękna, szczebiotliwa Margaret Ann siedząca na trawie oraz surowa Magdalena, która w milczeniu obserwuje innych.Wygląda niezwykle młodo mimo swego wieku.Co pewien czas ktoś z nich odwracał się i spoglądał na Rowan, a ona odbierała jakiś błysk ukrywanej wiedzy i być może mgliste pytanie, ale potem to wrażenie blakło.Zawsze jednak odnosiło się do jednej z najstarszych osób – siedemdziesięcioletniej Felice, najmłodszej córki Barclaya; Lily, mającej siedemdziesiąt osiem lat i, jak mówiono, wnuczki Vincenta; albo Petera Mayfaira, dobrze zbudowanego mężczyzny z wilgotnymi błyszczącymi oczyma, najmłodszego syna Garlanda, niewątpliwie ostrożnego i znającego ich wszystkich bardzo dobrze.Był tam też Randall, starszy być może niż jego wuj Peter, mądry, z workami pod oczyma, siedzący na metalowej ławeczce w odległym kącie, przyglądający się Rowan wytrwale, mimo że od czasu do czasu ktoś mu ją przesłaniał.Wyglądał jakby chciał powiedzieć coś bardzo ważnego, ale nie umiał zacząć.Chcę wiedzieć.Chcę wiedzieć wszystko.Pierce spoglądał teraz na Rowan z nie ukrywanym podziwem, całkowicie zawojowany marzeniem o Mayfair Medical, niemal tak jak ona pragnący, by stało się rzeczywistością.Ostatnio odnosił się do niej nieco bałwochwalczo, przez co ich wzajemne relacje straciły trochę ze swobody i ciepła.Dało się to wyczuć, gdy przedstawiał jej kolejnych młodych krewnych, krótko objaśniając ich rodowód i stan posiadania.(„Jesteśmy rodziną prawników” albo „Co robi dżentelmen, kiedy nie musi robić niczego?”).Było w Piersie coś bardzo uroczego.Chciała, by powrócił do poprzedniej swobody.Czuło się w nim tyle przyjaźni.Poza tym charakteryzował go absolutny brak egocentryzmu.Zauważyła z przyjemnością, że po każdej prezentacji uprzejmie przedstawiał tego samego gościa Michaelowi.Wszyscy byli dla Michaela tacy życzliwi.Gifford przygotowała mu szklaneczkę bourbona, Anne Marie usiadła tuż obok i zaczęła jakąś konfidencjonalną pogawędkę.Jej ramię ocierało się o niego.Daj sobie z tym spokój, Rowan.Nie możesz zamknąć tej pięknej bestii na strychu.Grupki gości tworzyły się wokół, rozpadały, powstawały na nowo w innej konfiguracji.Wszyscy rozmawiali niemal wyłącznie o domu na Pierwszej.Posuwające się naprzód prace przy renowacji sprawiały im wielką radość, której nawet nie zamierzali ukrywać.Niewątpliwie to miejsce było dla nich bardzo ważne.Nie mogli patrzeć jak popada w ruinę, jakże nienawidzili Carlotty.Rowan wyczuwała to w ich gratulacjach – wyczytywała między wierszami, wyłapywała, kiedy patrzyła im w oczy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]