[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem aktorzy poruszyli się i zaczęli głośno wołać, że niemożliwością jest, byktórykolwiek z Jego przyjaciół miał Go zdradzić. O kim mówisz, Panie, kto to jest? Czy to ja, Panie? zapytał Judasz.69Inny apostoł przekrzyczał Judasza: Kto to jest, Panie?Chrystus zamoczył chleb w winie. Ten, któremu ja umaczany chleb podam.W tej samej chwili Judasz wstał i odszedł od stołu, co uczynił tak nieznacznie,że apostołowie, powtarzając jeden przez drugiego swoje pytania i protesty, niezwrócili na to uwagi.Kurtyna opadła.Kiedy podniosła się znowu, Judasz i Datan byli przed Kajfaszem.Nastąpiłascena, w której Judasz przyjmuje trzydzieści srebrników, okazuje się wstrętniechciwy, zapomina o przyjazni. Niech twoi ludzie przyjdą do ogrodu, gdzie On się modli powiedziałJudasz. Powinni mieć pochodnie i latarnie.Ja wam dam znak.Ogród był jeszcze jednym żywym obrazem.Chrystus w ogrodzie.Klęczał z rękami opartymi o głaz.Oczy miał wzniesioneku niebu.Wokoło na ziemi spali Jego uczniowie.Tak było przez jakąś minutę.Potem Chrystus poruszył się i oglądaliśmy dalszy ciąg przedstawienia. Ojcze, jeśli chcesz modlił się Chrystus zabierz ten kielich ode mnie.Wszelako nie moja, lecz Twoja wola niech się stanie.Rozpaczliwa modlitwa samotnego człowieka, którego czekały torturyi śmierć.Z dala doleciały głosy i po chwili do ogrodu weszli za Judaszem strażni-cy świątyni.Chrystus wstał wolno.Judasz podszedł do Niego i ucałował Go. Przyjacielu, po coś przyszedł? zapytał Chrystus. Wydajesz SynaCzłowieczego pocałunkiem? Kogo szukacie? Jezusa z Nazaretu odpowiedział jeden ze strażników. Jam jest.Zakotłowało się na scenie, kiedy strażnicy pojmali Jezusa i apostołowie obu-dzili się.Piotr wyciągnął miecz, odciął ucho jednemu imieniem Malchus.Słynnesłowa Chrystusa padły pięknie wyliczone w czasie: Piotrze, schowaj twój miecz do pochwy.Ci, którzy mieczem wojują, odmiecza giną.Koniec aktu, koniec pierwszej połowy sztuki.Kurtyna opadła powoli.Dzwo-ny kościelne w miasteczku biły z przejmującą powagą.Joan Terrill potrząsnęłagłową. To cudowne rzekła po prostu cudowne. No, raczej tak przyznałem.Korespondenci wstawali i wychodzili z amfiteatru, wszyscy teraz poważni.Twarze mieli interesujące, ale mnie bardziej interesowały twarze miejscowychludzi.Twarze to moja pasja malarska, a te tutaj były naprawdę wspaniałe.Miesz-kańcy Friedheim dorastali zżyci z dramatem misteriów.Oddychali nim, znali goprawie od urodzenia jako legendę swojego miasteczka: a przecież misteria nadal70pozostawały dla nich czymś niezwykłym.Przejmowały ich do głębi i owo przeję-cie malowało się na ich twarzach. Zamówiłam stolik i obiad dla nas w moim hotelu powiedziała JoanTerrill. Mam nadzieję, że zje pan ze mną.Głos jej troszeczkę drżał, lekko zachrypnięty.Nie rozumiałem, dlaczego. Dziękuję powiedziałem. Dobry pomysł.W restauracji hotelowej dostaliśmy mały stolik pod ścianą.Znów stwierdzi-łem, że ta dziewczyna jest ładna, że podobają mi się jej oczy, dziwnie żarliweoczy, prosty, nieco przykrótki nosek, usta, teraz kiedy przestała zaciskać je w na-pięciu, jakieś dziecięco bezbronne. Czy pan rzeczywiście jest niewierzący zapytała czy to tylko poza? Staram się nie pozować.Trudno mi odpowiedzieć pani.W co nie wierzący? W religię.W wiarę.W to wszystko, na co dziś patrzyliśmy.Mówiła tak bardzo serio, aż mnie korciło, żeby zażartować.Przemogłem sięjednak. Odrzućmy to brzydkie słowo niewierzący ! Po prostu jestem człowiekiemnie nastawionym religijnie.Nie mógłbym w żadnym razie przestrzegać zasad na-rzucanych w imię religii.Zawsze we wzniosłe zasady moralne wplatano oczywi-ste mity.Wiara? To już co innego.Pokładam wiarę w wielu rzeczach.Misteriadzisiejsze? Przyznam, że przeszły moje oczekiwania.Mówiłem i mówiłem, chociaż wcale nie zamierzałem wygłaszać tak długiejoracji.Dziewczyna słuchała.Wyraz oczu miała nieodgadniony. To są zwyczajni ludzie z krwi i kości powiedziała. Szewcy, ryma-rze, snycerze i lutnicy.Nie są zawodowymi aktorami.Ale dzisiaj sprawili, że taopowieść, w którą wierzyłam przez całe swoje życie, stała się dla mnie realna, jaknigdy dotąd.chociaż zawsze była bardzo realna. Pani wielkie szczęście, że zna pani opowieści, w które potrafi pani wierzyć.Potrząsnęła ramionami zbyt raptownie, żeby dało się ten jej ruch uznać zawzruszenie ramion. Nie chciałam wprowadzać takiej uroczystej nuty.Proszę mi wybaczyć.Po-winniśmy na czas antraktu oderwać się od misteriów.O czym będziemy rozma-wiać? O pani.Parsknęła śmiechem.Mile zabrzmiał ten śmiech. Temat raczej ograniczony.I wie pan o mnie już sporo.To jest moje pierw-sze duże zadanie dziennikarskie, boję się, że nie podołam.Jeżeli wydawałam siępanu dziwna pierwszego dnia w autobusie, to właśnie dlatego.Odstawiałam waż-niaczkę, ale nie wiedziałam, czy dobrze. Zwietnie.Tylko może zbyt nerwowo.Co by pani robiła, gdyby miała paniwolny wybór, gdyby mogła pani wybrać sobie pracę?Czoło jej się zmarszczyło lekko i zaraz wygładziło.71 To właśnie, co robię.Szalenie lubię zbierać i badać fakty, a już w redakcji Globusa jest tego co nie miara.W życiu swoim nie miałam przyjemniejszejpracy.Spodziewam się, że zasłużę na jakieś następne zlecenie. I znowu ma pani szczęście powiedziałem. Tak.Duże.A pan? Pod wieloma względami mam. Więc też pod wieloma względami pan nie ma, to oczywiste.Chciałabymusłyszeć o obu stronach medalu: tej dobrej i tej niedobrej. Znudziłoby to panią. Nie.Pan zapomina, że ja szalenie lubię badać fakty.Nagle dla jakiejś zgoła dziwacznej przyczyny zapragnąłem popełnić tę naj-większą niedorzeczność, opowiedzieć Joan Terrill o sobie. Przedstawię pani obie strony medalu pokrótce powiedziałem. Jestemmalarzem.To jest szczęście.Nigdy nie chciałem na serio być kimkolwiek innym.Pragnę malować portrety, ale malować je po swojemu.A to przeważnie ludziomnie odpowiada.Niedobra strona medalu. Jakie portrety pan by malował? Same głowy.Na płótnie, ale wyglądałyby jak ze starego brązu.Zrobiłbym,na przykład, pani portret tak, jak zrobiono by pani podobiznę w średniowieczu.Mogłaby pani zobaczyć, jak by pani wyglądała w brązie czy w kamieniu na por-talu jakiejś katedry. Boże święty! Rozwarła oczy szeroko. Rozumiem, dlaczego ludziommoże to nie odpowiadać. W gruncie rzeczy pani nie rozumie.Pani uroda nic by nie ucierpiała.Tetwarze na galeriach chóru i w różnych zakątkach starych katedr to cudowne twa-rze, zrobione na ogół o wiele lepiej niż pretensjonalne portrety olejne, którymiludzie się zachwycają.Parsknęła znowu śmiechem. Ja nie wierzę w tę pana niedobrą stronę medalu.Pan wie, czego pan chce.Ale twarze z brązu! Jak się to stało, że pan wybrał sobie taką specjalność? Człowiek nie wybiera.Rozwija się w nim jakieś zainteresowanie i zaczyna,go pochłaniać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]