[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Fortel był na poziomie szkolnych zabaw w chowanegoi Koniec usprawiedliwiał swój brak pomysłowości jedynie stresem.Przedostał się wąziutkim przejściem między skrzyniami do kolejnych drzwi(magazyny były tu zbudowane szeregowo), a z następnej hali już bez przeszkódwyszedł na nadbrzeże i spokojnym krokiem udał się do domu nie zaczepianyprzez nikogo.Nim zdyscyplinowany gwardzista zdecyduje się zejść z posterunkui znajdzie nieprzytomnego Obserwatora, minie trochę czasu.O jednym Koniecbył przeświadczony jeszcze tego samego dnia rozpętać się miała tutaj nieli-cha magiczna nawałnica i jutro nie powinno być w mieście nikogo z członkówDrugiego Kręgu.* * *Opowieść Końca wywołała zrazu reakcję podobna do tej, jaką uzyskuje sięchlusnąwszy wrzątkiem w mysie gniazdo.Takie przynajmniej skojarzenie miałWinograd, który był kiedyś świadkiem (pierwszy i ostatni raz) takiej operacji.W domu Kowala zakotłowało się.Przestraszeni ludzie biegali po pokojach, zbie-rając swoje rzeczy, wymieniając zniżonym, pełnym napięcia głosem złowieszczeproroctwa, lamenty i wzajemne oskarżenia w rodzaju to był twój pomysł.Nie-pokojono się również o Pożeracza Chmur, który po bójce na targowisku przepadłjak kamień w wodę.Nie powrócił razem z Mówcą, więc obawiano się, że mogłomu się stać coś złego.Najspokojniej podchodził do tego Kamyk, oglądający wła-śnie palec młodego maga, a zaraz po nim sam pacjent za bardzo go bolało, abymiał zajmować myśli jeszcze czymś innym.Spuchł, ale nie jest złamany zawyrokował Kamyk, który już niejedno zła-manie i zwichnięcie oglądał, gdy pomagał przybranemu ojcu w praktyce medycz-nej.Nie bawiąc się w żadne ceregiele i nie uprzedzając Końca, szarpnął, ustawia-jąc staw we właściwej pozycji.Mówca wrzasnął i odruchowo przycisnął rękę do brzucha. Następnym razem nie wal pięściami, bo połamiesz palce pouczył goWiatr Na Szczycie, przyglądający się z boku. Bije się łokciem albo kantemdłoni. Wiem.Aobuz był za wysoki i stał w niekorzystnej pozycji stęknął Ko-niec. Ja się chyba po prostu do tego nie nadaję. Akurat.Przeciwnie, masz talent.Znakomicie sobie poradziłeś.Przymknij-114cie się choć na chwilę! zawołał jednym ciągiem Wiatr Na Szczycie, odwraca-jąc się ku reszcie obecnych. Stalowy, co tak się miotasz, ogon ci kto podpalił?Zpiewak, siądz i zacznij używać rozumu.Nogami nic nie wymyślisz! Jeszcze niktnie chce nas aresztować i myślę, że nic się nie stanie co najmniej do jutra. Nikt mnie nie śledził.Nie będę już pokazywał się na ulicy, a reszta jestw miarę bezpieczna dodał Koniec.Tego im właśnie było trzeba sprowadzenia problemu do przeciętnych roz-miarów.Niemal natychmiast odzyskali zdolność logicznego rozumowania i za-częli metodycznie przygotowywać się do opuszczenia gościnnego domu Kowala.Sam gospodarz opierał się o ścianę, skrzyżowawszy ramiona na piersi i smut-nym wzrokiem patrzał na tę krzątaninę.Ledwo los zwrócił mu cudem ocalonychuczniów, a znów ich tracił.Tym razem jednak spoglądał w przyszłość z większymoptymizmem. Pusto znów tu będzie westchnął. Ale luzniej odparł Wiatr Na Szczycie. I tak nie moglibyśmy zostaćna zawsze.Przynajmniej teraz masz w domu większy ład.Podobnie jak Kowal ścianę podpierał także Diament.Kiedy zwrócono muuwagę, że mógłby się w końcu na coś przydać, zaczerpnął głęboko tchu i rzekłze straceńczą odwagą: Ja zostaję.Równie wielkie wrażenie zrobiłby, podcinając sobie na przykład publiczniegardło.Po jego słowach umilkli i znieruchomieli wszyscy obecni.Srebrzanka z Ja-godą zaintrygowane nagłą ciszą wyjrzały z sąsiedniego pomieszczenia. Co się stało? Diament oszalał mruknął Gryf. Nie oszalałem zaperzył się Wiatromistrz. Bitewny powiedział. Aha, to jakiś Bitewny teraz jest ważniejszy od nas przerwał mu Obser-wator.Diament zaczerwienił się aż do granicy włosów, po czym gwałtownie pobladł. A do czego ja jestem wam potrzebny? Kiedy chcesz wiedzieć, jaka pogoda,to wyglądasz przez okno! A Bitewny.Bitewny.on.no.Biedny Diament zaczął się jąkać, nie wiedząc, jak najlepiej wytłumaczyć de-likatny układ, jaki zaistniał między nim a przywódcą rozbitego kryształu. Bitewny cię docenia dokończył Wężownik. No. potwierdził Diament tonem, w którym zabrzmiała nieco żałosnanuta. Ja tam jestem potrzebny.Bardziej niż wam.O wiele bardziej.Przecieżjestem magiem, powinienem pracować talentem, no nie?Naga prawda.Każdy z członków Drugiego Kręgu powinien pracować ta-lentem.Do tego stworzyła ich natura do magii.Tymczasem okazało się, żeucieczką od sztywnych norm Kręgu równocześnie zamknęli sobie drogę legalne-go sprzedawania własnych umiejętności.Nie mogli pracować dla innych i zostało115im tylko zaspokajanie własnych potrzeb.Koniec, jak zwykle gdy nie było Pożeracza Chmur, równolegle przekazywałtok rozmowy Kamykowi.Ma rację nagle rozwinęła się w powietrzu wstęga Kamykowego pisma.Uważam, że może odejść, jeśli tego chce i potrzebuje.I to nie ma nic wspólnegoz lojalnością.Nie? Stalowy nie był tego pewien.Nikt nikogo nie trzyma w Drugim Kręgu, prawda? Tu nie Zamek.Nie poto uciekaliśmy, żeby zamieniać jedne więzy na drugie.Diament znalazł miejscew krysztale i nie powinien rezygnować z niego tylko po to, żeby wlec się z na-mi nadal jako wyrzutek.Pożegnamy się dziś bez żadnych wymówek i zachowamyo sobie dobrą pamięć.Szkoda tylko, że nie uprzedziłeś nas wcześniej, Diament.Po kolei głowy obecnych zaczęły kiwać się w niemym potwierdzeniu nie-które skwapliwie, inne mniej chętnie.Wszyscy jednak zgodzili się z TkaczemIluzji.Diament był dobrym kolegą, przyzwoitym chłopcem.Nie można było muodbierać życiowej szansy z czysto egoistycznych pobudek.Wiatromistrz odprężyłsię ledwo zauważalnie i zaczął odzyskiwać normalne kolory. Przepraszam rzekł cicho. Chciałem powiedzieć wcześniej, ale to stałosię tak nagle.Koniec, ta pogoń i w ogóle.Spotykałem się z Bitewnym oddłuższego czasu, ale on dopiero dwa dni temu zaproponował mi pracę. Chce zaryzykować obecność banity w zespole? Nocny Zpiewak pragnąłsię upewnić. Jak to odkryje Rada, to skończy jako wędrowny przepowiadaczpogody w najbardziej zapadłym kącie kraju. Przygotowuje dla mnie fałszywy certyfikat.Właśnie dlatego nie wrócił odrazu do domu.Czeka na odbiór dokumentu od specjalisty. To musi być nielichy spec.Papier powinien wytrzymać ewentualną kontro-lę nie tylko zwykłego urzędnika, ale i Stworzyciela. Toteż podobno robi go Stworzyciel objaśnił Diament. Bitewny niechciał powiedzieć kto.Wiem tylko, że z samego Zamku. Ot, jak wygląda etyka naszej śmietanki magicznej.Dużo bierze ów arty-sta za taki papierek? Nie wiem.Bitewny powiedział tylko, że mam się o to nie martwić, i jeszcze,że błękitny jest wart każdej sumy.Winograd podskoczył nagle, jak ukłuty szpilką. Błękitny!! wysyczał z pasją. Ależ ty nie jesteś żaden błękitny! Oj! Rzeczywiście pierwszy zrozumiał Gryf. Zielony raczej, ale niebłękitny!Wszyscy chłopcy opuścili Zamek Magów jeszcze przed otrzymaniem osta-tecznego certyfikatu i przed dopełnieniem czarnej połówki tatuażu górnym błękit-nym łukiem należnym mistrzowi magii
[ Pobierz całość w formacie PDF ]