[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Symbol kamienia-diamentu.Jest jednocześnie symbolem boga księżyca.— Wiem.Almaq.A raczej Almaqah.Bóg, któremu Sabejczycy wystawili wspaniałą świątynię.Widziałam ruiny.Tylko na zdjęciu.Kiedyś tłumaczyłam książkę Aurelii Levy.— A ja w rzeczywistości.I ten sam symbol graficzny jest wygrawerowany na srebrnej oprawie zdjęcia.Agata odchyliła głowę.Autostrada biegła wzdłuż pól żółtych od kwitnącej lucerny.— I co dalej?— Właśnie!Tuż przed przejściem granicznym zatrzymali się w długiej kolumnie samochodów.W kiosku, po niemieckiej stronie, sprzedawano kanapki, puszki coca-coli i najświeższą prasę.— Zaczekaj, pójdę kupić coś do jedzenia.— A jak kolumna ruszy? — przestraszyła się.— Nie mam prawa jazdy!Odpiął pas i wysunął się z siedzenia.— Tamci przed nami też wyszli.Co wolisz, coca-colę czy mirindę?— Wszystko jedno.Wrócił szybciej, niż się spodziewała.I to bez picia.Gruba gazeta, którą nerwowo przeglądał, szeleściła.— Masz, zobacz! — rzucił jej na kolana poranne wydanie „Berliner Zeitung”.— Zaczyna mnie to wkurzać!Na trzeciej stronie u dołu widniało nieco nieostre zdjęcie mężczyzny o lekko kręconych włosach.— Przecież to Jeremy! Jeremy Tavernier! — zaczęła szybko czytać drobny druk: Wczoraj w godzinach wieczornych znaleziono w berlińskim hotelu Continental zwłoki znanego archeologa Jeremey’ego Taverniera.Jak twierdzi komisarz z ósmej dzielnicy, Holender został uduszony.Świadczą o tym ślady na szyi.Tavernier był również ekspertem słynnej firmy Gassan Diamonds w Amsterdamie.Może to mieć coś wspólnego z tak zwaną „diamentową wojną”, toczącą się od jakiegoś czasu pomiędzy Rosją a kartelem De Beers.Obserwatorzy podkreślają, że wojna Komitetu do Spraw Metali i Kamieni Szlachetnych — Koskomdragment — z międzynarodowym kartelem kontrolującym osiemdziesiąt procent rynku diamentów na świecie — może zachwiać całą branżą.W grudniu upływa termin porozumienia, które z De Beersem podpisał w dziewięćdziesiątym roku Michaił Gorbaczow.Rosja zobowiązała się sprzedawać za pośrednictwem Holandii dziewięćdziesiąt pięć procent swych diamentów.Dziś Rosjanie chcą wynegocjować możliwość sprzedawania diamentów surowych i oszlifowanych, czyli brylantów, poza kontrolą kartelu.— przestała czytać, podniósłszy na mężczyznę oczy pełne strachu.— To już drugi, po Tomie.w tak krótkim czasie.— Nie wierzę, by miał coś wspólnego z kartelem.Prasa niemiecka nie ma pojęcia o „Pawim oku”.Sądzą, że to jakieś prawie mafijne porachunki.I niech tak myślą!Spojrzała na niego pobladła.— Nie żal ci Jeremy’ego? Tylko nas śledził.nie miał żadnych złych zamiarów.— Tego nie wiemy.— Włączył starter.Kolejka wozów ruszyła szybciej.— Ale coś mi mówi, że Kellerowie maczali w tym łapy.— Zamordowali go? — Agata szukała paszportu.Był w bocznej kieszeni zielonej torby.— Kto? Sparaliżowany Horst na inwalidzkim wózku? Piękna Lieselotte czy Anne o paskudnym charakterze?Znów stanęli.— Nie wiem.Coś im musiał powiedzieć.Widać niemiecka linia Kellerów też ma chrapkę na siedemnaście milionów dolarów ukrytych w błękitnym kamieniu.Pewnie Otto wtajemniczył syna w całą sprawę.Coś mi się tu jednak nie zgadza.— Teraz my jesteśmy jedynym śladem?— Obawiam się, że tak.Twoja matka jest w wielkim niebezpieczeństwie.Naturalnie, jeśli wśród rzeczy zabranych z Gdańska znajduje się sprytnie ukryte „Pawie oko”.Całkiem możliwe, że oni wiedzą, w czym jest ukryte.— A my nie wiemy — odparła, podając paszport niemieckiemu pogranicznikowi.Dziesięć minut później byli w Polsce.— Jedziemy prosto do Krakowa — powiedział JFK — tylko nabierzemy benzyny.Słuchaj, postaraj się przypomnieć sobie, co właściwie twoja mama zabrała z mieszkania po śmierci ciotki Łucji?Agata zmarszczyła brwi.— No.trochę szpargałów.I ten olbrzymi żyrandol!— Co?— Żyrandol.Wisiał w salonie.W Gdańsku mieliśmy salon.No, wiesz.— Wiem, co to jest salon! — burknął niechętnie.— Nie rozumiem tylko, po co.czekaj, jak wygląda żyrandol?— Z mosiądzu.I ma cztery piętra wisiorków z czeskiego szkła.Takie podłużne, na haczykach.Okropnie się zawsze męczyłam, pomagając mamie go myć.Raz w roku.Przyspieszył.Droga była prosta i jak na krajowy ruch prawie pusta.Do stacji benzynowej dojechał w pół godziny.Po nabraniu paliwa weszli do małej restauracyjki.— Co zjesz?— Jakąś kanapkę.Cokolwiek.Ale to już była Polska.I „cokolwiek” mogło być tylko schabowym z frytkami lub wątróbką w sosie cebulowym.Usiedli przy stoliku zasypanym okruchami chleba.Kelnerka w mini i zielonej kokardzie na utlenionej trwałej machnęła ścierką jak za realnego socjalizmu.— To co podać?Zdecydowali się na wątróbkę z bułką.— Wróćmy do żyrandola — nie ustępował JFK.— Mam taką wizję: pośród wisiorków z czeskiego kryształu Otto Keller umieszcza dla niepoznaki błękitny diament.Możliwe?Pokręciła głową.— To już wymyślił w swoim filmie Hitchcock.Nie wierzę.Kilka razy zdejmowałyśmy wszystkie kryształy do mycia.Wkłada się je do dużej miski z wodą i octem.Żeby przywrócić im blask.Te wisiorki są raczej.żółtawe.Może ze starości? Zauważyłybyśmy, gdyby jeden był niebieski.nawet ten centralny.— Jaki: centralny?— Ze środka.Jest większy i cięższy.— Sto trzy karaty! — wymruczał, mocując się z wątróbką.Była twarda jak kamień przydrożny.Agata przełykała, popychając kawałkami bułki.Dobry był tylko sos cebulowy.— Mówię ci, że żaden z wisiorów nie był niebieski.Przecież go nie przemalowali! Po tylu kąpielach w wodzie z octem.ty myślisz, że mogli? Pokryć go jakąś substancją wodoodporną?— Nie wiem — przyznał, odsuwając talerz.— Ten sernik wygląda na świeży.Zjesz?Skinęła głową.Nie myślała o serniku ani kaloriach.Tylko o kształcie „Pawiego oka”.Znała jego wagę, kolor, cenę, ale nie wiedziała, czy jest okrągły, podłużny czy wielokątny.— Jaki on właściwie jest? Ten diament?Wziął serwetkę i zielonym długopisem wyrysował coś na kształt gwiazdy.Miała jeden spłaszczony róg.I rodzaj ogona.Bardziej przypominała naskalny wizerunek komety.— To jest znak graficzny.Po raz pierwszy pojawił się w opisie na skrawku jednego z rękopisów z Qumran.Nikt nie wiedział, o co chodzi.Napis, odczytany z aramejskiego przez Aurelie Levy, brzmi: I niech on będzie przestrogą dla zuchwałych, albowiem siłą „Anioła śmierci” jest siła jego ludu.Dopóki nie spocznie tam, skąd pochodzi.— To znaczy: dopóki nie powróci do Bilqis?— Tak się powszechnie sądzi.Niestety, większość właścicieli diamentu w ogóle nie wiedziała o jego pochodzeniu.Do czasów odkryć archeologicznych wokół sabejskiego miasta Marib.Nie wiedzieli nic o Bilqis także egipscy faraonowie, perscy władcy, król francuski, jego faworyty i późniejsi pobożni Żydzi.— Ale o królu Salomonie tak!— Istotnie.Mówiło się, że diament dotykał jego ciała.Że był wprawiony w gwiazdę Dawida — święty znak.Agata przyglądała się rysunkowi na serwetce
[ Pobierz całość w formacie PDF ]