[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. No świetnie, rewelacja.To prosta sprawa uśmiechnął się szeroko Waldemar Szerszeń, a wduchu ucieszył się, że ich rozmowa nie może potrwać dłużej niż godzinę, bo ma umówione spotkaniez informatorem na mieście.* * * Takich dwóch z Załęża przy tym mogło robić.Ale nic nie wiem na bańkę zastrzegł chudymężczyzna o wyglądzie oprycha.Siedział przygarbiony w dżinsowej kurtce i łapczywie zjadałkanapkę.Kapusta pekińska i cebula wypadały mu z ust na kartonik z logo baru.Chwytał je palcami iwkładał sobie do ust. Nazwiska, adres zażądał Szerszeń.Informator wzruszył tylko ramionami. Nie znam.Tylko ksywy: Sasza i Bajgiel. Sasza? Ten mały rudy, co wygląda jak małpa?Informator kiwał głową. Ten sam.Stara Wacławka, włamanie na śpiocha 23. Pamiętam.Sam go zamykałem.To on już wyszedł? zdziwił się Szerszeń.23 Włamanie dokonane podczas snu właścicieli mieszkania/domu. Jest na warunkowym. A ten drugi? Nie znam. Eee, nowicjusz.Też nie znam.Ponoć lubi amfę.Od roboty przez dwa tygodnie ćpał.Tyle towarunakupił, że nawet jego diler bał się, że chłopak zejdzie i straci klienta. Proszę, jaki troskliwy. Chyba z tego włamu mają. Nazwisko tego dilera.I adres.Informator podał, a Szerszeń zapisał na serwetce. Chcesz colę? spytał łagodniejszym tonem. No odparł informator.Szerszeń przesunął w jego kierunku 20 złotych, a mężczyzna podszedł dokasy.Kiedy postawił kubek na stoliku, wymownie spojrzał na Szerszenia i podniósł połę zniszczonejkurtki.Za pazuchą miał setkę wódki. Przy mnie ani mi się waż ostrzegł go policjant. Potem sobie golniesz.Ile tylko dusza zapragnie.Raczej niewiele się dowiedziałeś dodałniezadowolony. Myślałem, że coś masz.Zawracanie dupy.Myślisz, że sianem się wykręcisz? Bo mam coś innego.Ale nie ma związku z tym włamem do śmieciarza. Az czym? Szerszeń stał się czujny.Opryszek dostrzegł zainteresowanie policjanta. Ale tobędzie kosztowało. Mów, pierdolony skunksie.Zobaczymy, ile ta informacja jest warta.Bo jak znowu zawiedziesz, towiesz co. Półtora miesiąca temu było dziwne zlecenie natychmiast zaczął informator. Taki facetszukał kilerów.Normalnie chodził i rozpytywał, jakby chodziło o ekipę remontową.Oferował 5 tysięcy. Tanio chciał kupić cyngla. zdziwił się Szerszeń. No i dlatego tylko Pryszczaty się podjął.Szerszeń wybuchnął gromkim śmiechem, aż ludzie siedzący przy stolikach obok odwrócili głowy. Pryszczaty? Przecież to niedojda.Nie wierzę, że udało mu się wreszcie kogoś ocyganić wydusił z siebie podinspektor, kiedy opanował wesołość.Mów szybko, kto i kogo chciał załatwić za piątaka. Kto, to nie wiem.Ale to było zlecenie na babkę.Tę samą, co kupiła dom na Stawowej odparł opryszek.Szerszeń nawet nie mrugnął okiem.Jakby ta informacja nie zrobiła na nim żadnego wrażenia, choćbyło całkiem odwrotnie. Ten goguś mówił, że trzeba unieszkodliwić tę panią, jakby to był wypadek przy włamie ciągnąłinformator. Nikt normalny by się nie podjął.Przypał murowany. Co dalej? Z tego, co wiem, Pryszczaty z Mrówką wzięli od frajera kasę.Ale pitnęli.Nie ruszylizadkiem.Potem jeszcze go straszyli, że niby w grupie przestępczej są. Chyba babci Lodzi mruknął Szerszeń, a informator wybuchnął śmiechem i dodał: Nikt innyby tego nie łapnął.Każdy z miasta wiedział, że to na kilometr pachnie przypałem.Nic więcej niewiem. To się dowiedz, a wtedy może się dogadamy w twojej sprawie.Pojutrze w tym samym miejscu odparł podinspektor i bez słowa wstał od stolika.Kiedy tylko Szerszeń odwrócił się plecami, mężczyzna w dżinsowej kurtce wyjął zza pazuchy małąflaszkę i wlałnieco z jej zawartości do papierowego kubka po coli.Meyer odsłuchał wiadomości i się zdziwił.Okazało się, że oni szukają Szerszenia, a ten ich.Profilerpokręcił głową.Zupełnie nie rozumiał, jak policjant takiej rangi może pracować bez komórki.Wreszcie zadzwonił nadyżurkę. Widziałeś może Szerszenia? zapytał oficera. Wybiegł z komendy.Wyglądał, jakby coś go goniło. Jakby wrócił, przekaż mu, że mieliśmy wypadek i ugrzęzliśmy w Raciborzu odrzekł Meyer,gorączkowo rozmyślając, co mogło się stać. Wrócimy pózną nocą.Niech dzwoni o każdej porze.To pilne dodał, po czym odłożył słuchawkę.Podszedł do Weroniki, która z rozpaczą w oczach wpatrywała się w mechanika.Sprawa naprawyauta nie wyglądała optymistycznie.Było już bardzo pózno, a oni dopiero dotarli do warsztatu.RobertSerenada, kolega Huberta z policji w Raciborzu, obiecał wprawdzie, że osobiście przypilnuje, byznalezienie osoby, która dokonała tej dewastacji, było priorytetem.Nie mógł jednak przyśpieszyćprocedury zbierania śladów.Zanim pod więzienie przyjechali policyjni technicy, sfotografowaliszkody Diamante i zabezpieczyli ślady działania sprawców, minęły ponad dwie godziny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]