[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Na wyspie Man to niemal potrawa narodowa – powiedziała,dokładając sobie na talerz ostatnią oślizgłą rybkę.– Uczyłyśmy się o wyspie Man na geografii – wtrąciła posępnieFrances.– Mieszkańcy nazywają się Manx.I są koty, które nazywają sięManx.To jedyna dobra rzecz, jaką tam mają.Słowo „Manx”.Żaden komentarz nie przyszedł Danielowi do głowy.– Kończy się na „x” – wyjaśniła Frances, chociaż, szczerze mówiąc,135niewiele to wyjaśniło.Daniel chrząknął niepewnie, postanawiając nie drążyć tego tematrozmowy, i podążył do stołu za panną Wynter.– To nieduża wyspa – zauważył.– Nie sądziłem, żeby było tam dużo dostudiowania.– Wręcz przeciwnie – rzekła Anna, siadając naprzeciwko Frances.–Wyspa ma bardzo bogatą historię.– I najwyraźniej mnóstwo ryb.– To prawda – przyznała panna Wynter, dźgając śledzia widelcem.– Tojedyna rzecz, za którą tęsknię.Daniel przyglądał się jej z zainteresowaniem, siadając obok niej.Było todość dziwne stwierdzenie jak na kobietę mówiącą tak niewiele o swojejprzeszłości.Jednak Frances zupełnie inaczej zinterpretowała tę uwagę.Zamarła, zna wpół dojedzoną grzanką w palcach, i spojrzała ze zdumieniem na swąguwernantkę.– W takim razie dlaczego – spytała w końcu – każe nam pani się oTL Rniej uczyć?Panna Wynter spojrzała na nią z niewzruszonym spokojem.– Cóż, raczej nie mogłabym was uczyć o wyspie Wight – spojrzała naDaniela.– Mówiąc szczerze, nic o niej nie wiem – wyjaśniła.– To istotnie dobry powód – stwierdził Daniel.– Nie może was uczyć oczymś, czego nie zna.– Ale to bezużyteczne – zaprotestowała Frances.– Wyspa Wight jestprzynajmniej bliżej.Mogłybyśmy któregoś dnia tam pojechać.Wyspa Manjest gdzieś pośrodku niczego.– Jeśli idzie o ścisłość, na Morzu Irlandzkim – wtrącił się Daniel.136– Nigdy nie wiadomo, dokąd nas życie zaprowadzi – powiedziała cichoAnna.– Mogę cię zapewnić, że kiedy byłam w twoim wieku, nie sądziłam, żemoja noga kiedykolwiek stanie na wyspie Man.W jej tonie było coś uderzająco poważnego i ani Daniel, ani Frances niepowiedzieli ani słowa.W końcu panna Wynter wzdrygnęła się lekko,spojrzała na swój talerz i wyłowiła kolejnego śledzia, mówiąc:– Nie jestem nawet pewna, czy umiałabym wtedy znaleźć ją na mapie.Znowu chwila milczenia, teraz jeszcze bardziej niezręczna niżpoprzednio.Daniel doszedł do wniosku, że to odpowiednia pora nainterwencję i rzekł:– No cóż.– To, jak zwykle, dało mu czas na wymyślenie czegośodrobinę mądrzejszego.– Mam miętówki w gabinecie.Panna Wynter spojrzała na niego.Potem zamrugała.I na koniecpowiedziała:– Przepraszam bardzo?– Wspaniale! – zawołała Frances.– Uwielbiam miętówki.– A pani, panno Wynter?TL R– Lubi – zdradziła Frances.– Może wybralibyśmy się do wioski – zaproponował.– Po miętówki.– Czy nie powiedziałeś, że masz je w gabinecie? – przypomniałaFrances.– Mam.– Zerknął na śledzie panny Wynter z wyrazem niepokoju natwarzy.– Ale obawiam się, że mogę ich mieć za mało.– Proszę! – jęknęła panna Wynter, wyławiając kolejną rybę, którazatrzęsła się na uniesionym w górę widelcu.– Nie moim kosztem.– Och, myślę, że to mogłoby być kosztem wszystkich.Frances patrzyła to na niego, to na guwernantkę, marszcząc brwi.137– Nie rozumiem, o czym mówicie – oznajmiła.Daniel uśmiechnął się do panny Wynter, która postanowiła nieodpowiadać.– Dzisiaj mamy lekcje na świeżym powietrzu – oznajmiła Frances.–Chciałbyś się do nas przyłączyć?– Frances – powiedziała pospiesznie panna Wynter.– Jestem pewna, żeJego Lordowska Mość.– Z przyjemnością dotrzyma wam towarzystwa – rzekł entuzjastycznieDaniel.– Właśnie sobie myślałem, jaki mamy piękny dzień.Taki ciepły isłoneczny.– Czy we Włoszech nie było ciepło i słonecznie? – spytała Frances.– Było, ale to nie to samo.– Wziął duży kęs bekonu, który także weWłoszech nie był taki sam.Wszystko inne, co nadawało się do jedzenia, byłolepsze, ale nie bekon.– Jak to? – spytała Frances.Zastanowił się nad tym przez chwilę.– Najbardziej oczywista odpowiedź jest taka, że często było zbytTL Rgorąco, by cieszyć się pogodą.– A mniej oczywista odpowiedź? – zapytała panna Wynter.Uśmiechnął się, absurdalnie szczęśliwy, że postanowiła włączyć się dorozmowy.– Obawiam się, że mniej oczywista jest również dla mnie, ale jeślimiałbym ją ująć w słowa, powiedziałbym, że ma to coś wspólnego zpoczuciem przynależności.Albo jego brakiem.Frances pokiwała głową z powagą.– Dzień mógł być naprawdę piękny – kontynuował Daniel.– Ab-solutnie doskonały, ale nigdy nie byłby taki sam, jak piękny dzień w Anglii.138Powietrze inaczej pachnie i jest bardziej suche.Krajobrazy są zachwycające,zwłaszcza nad morzem, ale.– Jesteśmy nad morzem – przerwała mu Frances.– Jak to daleko stąd?Dziesięć mil?– O wiele dalej – odparł Daniel.– Ale nie możesz porównywać Kanałuz Morzem Tyrreńskim.Jedno jest szarozielone i wzburzone, drugie błękitnejak matowe szkło.– Chciałabym zobaczyć ocean błękitny jak matowe szkło – powiedziałaz tęsknym westchnieniem panna Wynter.– Jest piękny – rzekł Daniel.– Ale to nie dom.– Och, ale jak to by było cudownie – mówiła dalej – płynąć po morzu inie cierpieć na chorobę morską.Mimowolnie parsknął.– A więc ma pani skłonność do choroby morskiej?– Straszliwą.– Ja nigdy nie choruję – pochwaliła się Frances.– Nigdy nie byłaś na morzu – zauważyła kpiąco panna Wynter.TL R– Dlatego nigdy nie mam choroby morskiej – odparła triumfalnieFrances.– A może powinnam powiedzieć, że nigdy nie miałam.– Tak byłoby z pewnością bardziej precyzyjnie.– Jest pani wspaniałą guwernantką – rzekł z przekonaniem Daniel.Lecz na jej twarzy pojawił się dziwny wyraz, jakby nie sprawiło jejprzyjemności przypomnienie tego faktu.To był wyraźny sygnał do zmianytematu, więc Daniel powiedział:– Nie mogę sobie przypomnieć, jak doszło do tego, że zaczęliśmyrozmawiać o Morzu Tyrreńskim [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl