[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Za taką sumęmógłbym ustalić byt tysiącowi rodzin ; ale co mi z tego, jeżeli jednez nich będą nieszczęśliwymi jak Węgiełek, a inne odwdzięczą mi siętak jak dróżnik Wysocki?.Znowu przypomniał sobie Geista i jego tajemniczy warsztat,w którym wykluwał się zarodek nowej cywilizacji.Tam włożonymajątek i praca opłaciłaby się milion milionów razy.Tam był i celkolosalny, i sposób zapełnienia czasu, a w perspektywie sława i po-tęga, jakiej nie widziano na świecie.Pancerniki unoszące się w po-wietrzu!.czy mogło być coś niezmierniejszego w skutkach?. A jeżeli nie ja znajdę ów metal, tylko ktoś inny, co jest bardzoprawdopodobne?. - pytał sam siebie. No to i cóż? - odpowiadał.- W najgorszym razie należałbymdo tych kilku, którzy wynalazek posunęli naprzód.Taka spra-885Bolesław Pruswa warta przecie ofiary z bezużytecznego majątku i bezcelowe-go życia.Więc lepiej tu zmarnować się w czterech ścianach albozgłupieć przy preferansie aniżeli tam sięgać po bezprzykładnąchwałę?.Stopniowo w duszy Wokulskiego coraz wyrazniej począł zaryso-wywać się jakiś zamiar; lecz im dokładniej pojmował go, im więcejodkrywał w nim zalet, tym lepiej czuł, że do wykonania brakuje muenergii, a nawet pobudki.Wola jego była zupełnie sparaliżowana; ocucić ją mogło tylkosilne wstrząśnienie.Tymczasem wstrząśnienie nie przychodziło,a codzienny bieg wypadków pogrążał Wokulskiego w coraz głęb-szej apatii. Już nie ginę, ale gniję - mówił do siebie.Rzecki, który odwiedzał go coraz rzadziej, patrzył na niegoz przerażeniem.- %7łle robisz, Stachu - odzywał się nieraz.- %7łle, zle, zle!.Lepiejnie żyć aniżeli tak żyć.Pewnego dnia służący oddał Wokulskiemu list zaadresowanykobiecą ręką.Otworzył go i przeczytał: Muszę się z panem widzieć, czekam dziś o trzeciej po południu;Wąsowska. Czego ona może chcieć ode mnie?. - zapytał zdumiony.Ale przed trzecią pojechał.Punkt o trzeciej Wokulski znalazł się w przedpokoju Wąsow-skiej.Lokaj, nawet nie pytając, kim jest, otworzył drzwi do salonu,po którym szybkimi krokami spacerowała piękna wdowa.Była w ciemnej sukni, doskonale uwydatniającej jej posągowąfigurę; rude włosy, jak zwykle, były zebrane w ogromny węzeł, alezamiast szpilki tkwił w nich wąski sztylecik ze złotą rękojeścią.Na jej widok ogarnęło Wokulskiego osobliwe uczucie radościi rozrzewnienia; podbiegł do niej i gorąco ucałował jej rękę.886LALKA- Nie powinna bym mówić z panem!.- rzekła pani Wąsowskawydzierając mu rękę.- W takim razie po cóż mnie pani wezwała? - odparł zdziwiony.Zdawało mu się, że go na wstępie oblano zimną wodą.- Niech pan siada.Wokulski siadł milcząc; pani Wąsowska wciąż chodziła po salonie.- Doskonale się pan popisuje, nie ma co mówić!.- zaczęła pochwili wzburzonym głosem.- Naraził pan osobę z towarzystwa naplotki, jej ojca na chorobę, całą rodzinę na przykrości.Zamyka siępan po parę miesięcy w domu, robi pan zawód kilkunastu ludziom,którzy mu nieograniczenie ufali, a potem nawet poczciwy książęwszystkie pańskie dziwactwa nazywa przyczynkiem do działalnościkobiet. Winszuję panu.Gdybyż to jeszcze zrobił jaki student.Nagle umilkła.Wokulski był strasznie zmieniony.- Ach, cóż znowu, przecież mi pan chyba nie zemdlejesz?.- rze-kła przestraszona.- Dam panu wody albo wina.- Dziękuję pani - odparł.Jego twarz bardzo szybko odzyskałanaturalną barwę i spokojny wyraz.- Widzi pani, że naprawdę niejestem zdrów.Pani Wąsowska zaczęła mu się pilnie przypatrywać.- Tak - mówiła - trochę pan zeszczuplał, ale z tą brodą jest panuwcale niezle.Nie powinien pan jej golić.Wygląda pan interesująco.Wokulski rumienił się jak dzieciak.Słuchał pani Wąsowskieji dziwił się czując, że jest wobec niej nieśmiały, prawie zawstydzony. Co się ze mną dzieje?., - pomyślał.- W każdym razie powinien pan zaraz wyjechać na wieś - cią-gnęła dalej.- Kto słyszał siedzieć w mieście na początku sierpnia?.O, basta, mój panie.Pojutrze zabieram pana do siebie, bo inaczejcień nieboszczki prezesowej nie dałby mi spokoju.Od dzisiejszegodnia przychodzi pan do mnie na obiady i kolacje; po obiedzie jedzie-my na spacer, a pojutrze.bądz zdrowa, Warszawo!.Dosyć tego.Wokulski był tak zahukany, że nie umiał zdobyć się na odpowiedz.887Bolesław PrusNie wiedział, co zrobić z rękoma, i czuł, że na twarz biją mu ognie.Zadzwoniła.Wszedł lokaj.- Proszę podać wina - rzekła pani Wąsowska.- Wiesz, tego ma-ślacza.Panie Wokulski, niech pan zapali papierosa.Wokulski natychmiast zapalił papierosa modląc się w duszy,żeby mógł zapanować nad drżeniem rąk.Lokaj przyniósł winoi dwa kieliszki; pani Wąsowska nalała oba.- Pij pan - rzekła.Wokulski wypił duszkiem.- O tak, to lubię!.Za pańskie zdrowie! - dodała pijąc.- A terazmusi pan wypić za moje.Wokulski wypił drugi kieliszek.- A teraz wypije pan za spełnienie moich zamiarów.Proszę.proszę.tylko natychmiast.- Za pozwoleniem pani - odparł - ale ja nie chcę upić się.- Więc pan nie życzy mi spełnienia zamiarów?- Owszem, ale muszę je pierwej poznać.- Doprawdy?.- zawołała pani Wąsowska.- A to coś zupełnienowego.Dobrze, niech pan nie pije.Zaczęła patrzeć w okno uderzając nogą w podłogę.Wokulskizamyślił się.Milczenie trwało parę minut, nareszcie przerwałaje pani.- Słyszałeś pan, co zrobił baron?.Jak się to panu podoba?.- Dobrze zrobił - odparł Wokulski już zupełnie spokojnym tonem.Pani Wąsowska zerwała się z fotelu.- Co?!.- zawołała.- Pan bronisz człowieka, który okrył hańbąkobietę?.Brutala, egoistę, który dla dogodzenia zemście nie cofnąłsię przed najniższymi środkami.- Cóż on zrobił?- Ach, więć pan nic nie wiesz.Wyobraz pan sobie, że zażądałrozwodu z żoną i ażeby skandal zrobić jeszcze głośniejszym, strzelałsię ze Starskim.888LALKA- To prawda - rzekł Wokulski po namyśle.- Bo przecież, nie mó-wiąc nikomu, mógł był tylko sobie w łeb strzelić zapisawszy pierwejżonie majątek.Pani Wąsowska wybuchnęła gniewem.- Z pewnością - rzekła - tak by zrobił każdy mężczyzna mającyiskrę szlachetności i poczucia honoru.Wolałby się sam zabić ani-żeli ciągnąć pod pręgierz biedną kobietę, słabą istotę, nad którą takłatwa jest zemsta, kiedy się ma za sobą majątek, stanowisko i prze-sądy publiczne!.Ale po panu nie spodziewałam się tego.Cha! cha!cha!.I to jest ten nowy człowiek, ten bohater, który cierpi i milczy.O, wy wszyscy jesteście jednakowi!.- Przepraszam, ale.o co właściwie ma pani pretensję do barona?Z oczu pani Wąsuwskiej posypały się błyskawice.- Kochał baron Ewelinę czy nie?.- zapytała.- Wariował za nią!- Otóż nieprawda, on udawał, że ją kocha, kłamał, że ubóstwia.Ale przy najpierwszej sposobności dowiódł, że nawet nie traktowałjej jak równego sobie człowieka, ale jak niewolnicę, której za chwilęsłabości można założyć powróz na szyję, wyciągnąć na rynek, okryćsromotą.O, wy panowie świata, obłudnicy!.Dopóki was zaślepiazwierzęcy instynkt, włóczycie się u nóg, gotowiście spełnić podłość,kłamiecie, ty najdroższa.ty ubóstwiana.za ciebie oddałbym ży-cie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]