[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ty jesteśsłodsza od fig, bardziej pachnąca od róż.Ja bym dał tobie pięć talentów.Wez ten kielich Saro.Sara usunęła się ze spuszczonymi oczyma.- Nie wezmę kielicha - odparła - bo pan mój zabronił mi od kogokolwiek przyjmować darów.Dagon osłupiał i patrzył na nią zdziwionymi oczyma.- Ty chyba nie wiesz, Saro, co jest wart ten kielich?.Wreszcie ja daję go twojemu ojcu, memubratu.- Nie mogę przyjąć.- szepnęła Sara.- Gwałtu!.- krzyknął Dagon.- Więc ty, Saro, zapłacisz mi za ten kielich innym sposobem, nie mówiąctwojemu panu.Przecie taka piękna jak ty kobieta musi posiadać złoto i klejnoty i powinna mieć swegobankiera, który by jej dostarczał pieniądze, kiedy jej się podoba, nie zaś tylko wówczas, gdy jej panzechce?.- Nie mogę!.- szepnęła Sara nie ukrywając wstrętu dla Dagona.Fenicjanin w okamgnieniu zmienił ton i rzekł śmiejąc się:- Bardzo dobrze, Saro!.Ja tylko chciałem przekonać się, czy ty jesteś wierna naszemu panu.I widzę,że jesteś wierna, chociaż głupi ludzie gadają.- Co? - wybuchnęła Sara rzucając się ku Dagonowi z zaciśniętymi pięściami.- A cha! cha!.- śmiał się Fenicjanin.- Jaka szkoda, że tego nie słyszał i nie widział nasz pan.Ale jajemu kiedy opowiem, gdy będzie dobrze usposobiony, że ty nie tylko jesteś mu wierna jak pies, alenawet nie chciałaś przyjąć złotego kielicha, ponieważ on nie kazał ci przyjmować prezentów.A tenkielich, wierz mi, Saro, skusiłby niejedną kobietę.I niemałą kobietę.Dagon posiedział jeszcze chwilę podziwiając cnotę i posłuszeństwo Sary, wreszcie pożegnał się z niąbardzo czule, wsiadł w swoją łódz z namiotem i odpłynął do Memfis.Im czółno dalej odsuwało się odfolwarku, z twarzy Fenicjanina znikał uśmiech, a występował wyraz gniewu.A gdy dom Sary ukrył sięza drzewami, Dagon powstał i podniósłszy ręce do góry począł wołać:- O Baal Sydon, o Astoreth!.pomścijcie moją zniewagę nad przeklętą córką Judy.Niech przepadniejej zdradziecka piękność jak kropla deszczu w pustyni.Niechaj choroby stoczą jej ciało, a szaleństwoopęta duszę.Niech jej pan wygna ją z domu jak parszywą świnię.A jak dzisiaj odtrąciła mój kielich,tak niech przyjdzie czas, ażeby ludzie odtrącali jej wyschłą rękę, gdy będzie żebrać, spragniona, okubek mętnej wody.Potem pluł i mruczał niezrozumiałe a straszne wyrazy, aż na chwilę czarny obłok zakrył słońce, a wodaw pobliżu łodzi poczęła mącić się i wydymać w duże fale.Gdy skończył, słońce znowu zajaśniało, alerzeka jeszcze niepokoiła się, jakby poruszył ją nowy przybór.Wioślarze Dagona zlękli się i przestali śpiewać, lecz oddzieleni od swego pana ścianą namiotu, niespostrzegli jego praktyk.Od tej pory Fenicjanin nie pokazywał się następcy tronu.Lecz gdy pewnego dnia książę przyszedł doswojej willi, zastał w pokoju sypialnym piękną szesnastoletnią tancerkę fenicką, która za cały strójmiała złotą obręcz na głowie i delikatny jak pajęczyna szal na ramionach.- Któż ty jesteś? - zapytał książę.- Jestem kapłanką i twoją służebnicą, a przysłał mnie pan Dagon, ażebym wypłoszyła twój gniew naniego.- Jakże potrafisz to zrobić?- O tak.Siądz tutaj - mówiła sadowiąc go na fotelu -ja stanę na palcach, ażeby zrobić się wyższąaniżeli twój gniew, i tym szalem, który jest poświęcony, będę odpędzać od ciebie złe duchy.A kysz!.a kysz!.- szeptała tańcząc wkoło Ramzesa.- Niech moje ręce zdejmą ponurość z włosów twoich.niech moje pocałunki przywrócą jasne spojrzenie oczom twym.niech bicie mego serca napełnimuzyką uszy twoje, panie Egiptu.A kysz!.a kysz!.on nie wasz, ale mój.Miłość potrzebuje takiejciszy, że wobec niej nawet gniew musi umilknąć.Tańcząc bawiła się włosami Ramzesa, obejmowała goza szyję, całowała w oczy.Wreszcie zmęczona siadła u nóg księcia i, oparłszy głowę na jego kolanach,bystro przypatrywała mu się dysząc rozchylonymi ustami.- Już nie gniewasz się na twego sługę Dagona?.- szeptała głaszcząc twarz księcia.Ramzes chciał ją pocałować w usta, lecz zerwała się z jego kolan i uciekła wołając:- O nie, nie można!.- Dlaczego?- Jestem dziewicą i kapłanką wielkiej bogini Astoreth.Musiałbyś bardzo kochać i czcić mojąopiekunkę, zanim byłoby ci wolno pocałować mnie.- A tobie wolno?.- Mnie wszystko wolno, bo ja jestem kapłanka i przysięgłam zachować czystość.- Więc po cóżeś tu przyszła?- Rozpędzić gniew twój.Zrobiłam to i odchodzę.Bądz zdrów i zawsze dobry!.- dodała zprzejmującym wejrzeniem.- Gdzie mieszkasz?.jak się nazywasz?.- pytał książę.- Nazywam się Pieszczota.A mieszkam.Ech, po co mam mówić.Jeszcze nieprędko przyjdziesz domnie.Skinęła ręką i znikła, a książę, jak odurzony, nie ruszył się z fotela.Gdy.zaś po chwili wyjrzał oknem,zobaczył bogatą lektykę, którą czterej Nubijczycy szybko nieśli w stronę Nilu.Ramzes nie żałował odchodzącej: zdziwiła go, ale nie porwała."Sara jest spokojniejsza od niej - myślał - i ładniejsza.Zresztą.zdaje mi się, że ta Fenicjanka musibyć zimna, a jej pieszczoty wyuczone."Lecz od tej chwili książę przestał gniewać się na Dagona, tym bardziej że gdy raz był u Sary, przyszlido niego chłopi i dziękując za opiekę oświadczyli, że Fenicjanin już nie zmusza ich do płacenia nowegopodatku.Tak było pod Memfisem.Za to w dalszych folwarkach książęcy dzierżawca wetował sobie straty
[ Pobierz całość w formacie PDF ]