[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tego samego popołudnia wyruszył do gospody.Zrobił tak, ponieważ Allanon wspomniał, że Widma lub też sprzymierzone z nimi gnomy mogły już wyruszyć na poszukiwanie druida na ziemiach leżących na zachód od Srebrnej Rzeki.Jeśli wrogowie dotrą do Shady Yale, dom Ohmsfordów będzie pierwszym miejscem, które z pewnością odwiedzą.Poza tym w gospodzie działy się o wiele bardziej interesujące rzeczy.Jej izby pełne były podróżnych z rozmaitych krajów, a każdy z nich przynosił swoją opowieść lub przeróżne wieści, którymi chciał się podzielić.Jair zdecydowanie wolał ekscytujące historie nad szklanką piwa w gospodzie niż nudę pustego domu.Kiedy szedł, z kilkoma osobistymi drobiazgami pod pachą, poczuł na twarzy ciepło popołudniowego słońca.Złagodziło to trochę jego rozczarowanie tym, że pozostawiono go w domu.Musiał jednak przyznać, że były ku temu słuszne powody.Ktoś musi wyjaśnić rodzicom, co się stało z Brin, kiedy wrócą.To nie będzie łatwe.Przez chwilę wyobraził sobie twarz ojca, który usłyszał, co się wydarzyło, i ponuro potrząsa głową.Nie będzie zadowolony.Najprawdopodobniej będzie chciał ruszyć za Brin, może nawet z Kamieniami Elfów.Nagły wyraz zdecydowania przemknął po twarzy Jaira.Jeśli tak się stanie, on także pójdzie.Nie zostawią go po raz drugi.Kopnął liście, które opadły na ścieżkę, tworząc wokół powódź kolorów.Ojciec oczywiście się nie zgodzi.Matka także nie.Miał jednak przed sobą całe tygodnie, żeby się zastanowić, jak ich przekonać, że powinien pójść.Zwolnił nieco, pozwalając płynąć kuszącym wizjom.Potem odsunął je zdecydowanie.Oczekiwano od niego, że powie rodzicom, co się stało z Brin i Ronem, a potem będzie im towarzyszył do Leah, gdzie pozostaną razem pod opieką ojca Rona, dopóki pościg się nie skończy.Zrobi zatem to, czego się po nim spodziewano.Naturalnie Wil Ohmsford mógłby podjąć inną decyzję, a Jair był przecież nieodrodnym synem swego ojca.Można się więc spodziewać, że będzie miał także kilka własnych pomysłów.Uśmiechnął się i przyspieszył kroku.Musi nad tym popracować.Dzień minął szybko.Jair Ohmsford zjadł w gospodzie obiad wraz z rodziną, która prowadziła interes dla jego rodziców, zaproponował pomoc w pracy od następnego ranka, po czym wśliznął się do świetlicy, aby posłuchać opowieści wędrownych kramarzy i podróżnych przejeżdżających przez Yale.Wielu z nich wspominało o czarnych wędrowcach, ciemno odzianych Widmach Mord, które potrafiły pozbawić życia jednym spojrzeniem.Żaden ich wprawdzie nie widział, ale wszyscy wierzyli w ich istnienie.Pochodzą z głębi ziemi, ostrzegały surowe szepty, a głowy wokół kiwały potakująco.Biada temu, kto spotka je na swojej drodze.Nawet Jair poczuł lekki niepokój, rozważając podobną perspektywę.Słuchał opowieści aż do pomocy, a potem udał się do swojego pokoju.Spał zdrowym snem, obudził się o świcie i cały ranek spędził w gospodzie, zajmując się różnymi pracami.Zły humor z powodu pozostawienia go w domu minął.W końcu jego rola była równie ważna.Jeśli Widma Mord naprawdę wiedzą o istnieniu Kamieni Elfów i przyjdą szukać ich właściciela, Wil Ohmsford stanie w obliczu niebezpieczeństwa, być może nawet większego niż to, które zagraża jego córce.Zadaniem Jaira jest mieć oczy szeroko otwarte i nie dopuścić, aby ojcu przytrafiło się jakieś nieszczęście.Jair zakończył pracę do południa i gospodarz kazał mu odpocząć.Chłopak ruszył więc do lasu rosnącego za gospodą, gdzie w samotności mógł przez kilka godzin eksperymentować z pieśnią, używając magii na wiele różnych sposobów, zadowolony z kontroli, jaką nad nią sprawuje.Przypomniał sobie nieustanne napomnienia ojca, aby zaniechał korzystania z magii elfów.Ojciec niczego nie rozumiał.Magia stanowiła nieodłączną część jego istoty i posługiwanie się nią było czymś tak naturalnym, jak używanie rąk i nóg.Nie mógł przecież udawać, że nią nie włada, tak jak nie mógł zaprzeczyć, że ma ręce i nogi! Oboje rodzice bez przerwy powtarzali mu, że magia jest niebezpieczna.Brin także to mówiła, aczkolwiek z dużo mniejszym przekonaniem, jako że sama nie była bez winy.Jair był pewien, że mówili mu tak, bo był młodszy od siostry i martwili się o niego.On sam nie widział w magii nic niebezpiecznego i nie miał zamiaru z niej rezygnować.W drodze powrotnej, kiedy już pierwsze cienie wczesnego wieczoru zaczęły przysłaniać promienie zachodzącego słońca, przyszło mu do głowy, że powinien zajrzeć do domu.Tak tylko, żeby się upewnić, że wszystko jest w porządku.W końcu opieka nad domem stanowiła część jego obowiązków.Rozważał pomysł przez chwilę, aż w końcu postanowił poczekać z inspekcją do obiadu.Głód był w tej chwili bardziej naglący niż wędrówka pod górę do domu.Po ćwiczeniach z magią zawsze był bardzo głodny.Leśne ścieżki prowadziły go z powrotem do gospody, a on wdychał z lubością zapachy jesiennego dnia i rozmyślał o tropicielach.Zawsze go fascynowali.Tropiciele stanowili szczególną grupę ludzi.Potrafili wytropić wszystko, co żyje, śledząc najdrobniejsze ślady na ziemi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]