[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Chciałem ci tylko coś powiedzieć, jeśli się zgodzisz.Gabriel nie wie, że ztobą rozmawiam.Chciałem, żebyś wiedziała, że to dobry facet, Maddy.Wiem, że gównianowyszło, kiedy tak po prostu wyjechał, ale daję ci słowo& że tego nie chciał.Myślał tylko o tym,że musi cię chronić.Przed samym sobą.To dlatego wyjechał.Oczy mnie szczypią, ale kiwam głową. Domyśliłam się mówię. Ale to nie zmienia faktu, że wyjechał bez słowa.Nieodpowiada na moje SMS-y, nie oddzwania.To raczej nieciekawy sposób postępowania. Zgadzam się stwierdza Brand. On też tak uważa.Myślę, że nie ufa sobiewystarczająco, żeby z tobą porozmawiać.Uważa, że jeśli to zrobi, po prostu do ciebie wróci. A to by było takie straszne? Nawet ja słyszę, że mój głos brzmi żałośnie.Brand potrząsa głową. Nie sądzę.Ale dla Gabe a absolutnym priorytetem jest, żebyś była bezpieczna.Strasznie za tobą tęskni.Oczy wypełniają mi się łzami, więc odwracam wzrok. W porządku udaje mi się wreszcie wydusić. Dzięki, że mi to powiedziałeś, Brand.Kładzie mi rękę na ramieniu, po czym odchodzi.Po chwili pojawia się Jacey.Patrzy namnie z niepokojem. Wszystko w porządku? pyta cicho.Przytakuję. Tak.A u ciebie? Też.Cieszę się, że Gabe zdecydował się na terapię.Powiesz mi, co się stało, że wrócił zAfganistanu taki rozpieprzony?Przez chwilę kusi mnie, żeby wszystko jej opowiedzieć.Jednak po krótkim namyśle kręcęprzecząco głową. Nie mogę.To jego historia.Tylko on może się nią podzielić. Spodziewałam się, że to powiesz. O co Brand się na ciebie wkurzył? pytam. Czego masz na razie nie mówićGabe owi?Jacey robi zakłopotaną minę. Okłamałam Gabe a w sprawie Jareda. Pytająco unoszę brew. Co zrobiłaś? Powiedziałam mu, że Jared ciągle do mnie pisze, i takie tam.Kłamałam.Nic takiego nierobił.Dał mi spokój już po pierwszym spotkaniu z moim bratem.Patrzę na nią osłupiała. Dlaczego, do cholery, kłamałaś? Przecież chodziło właśnie o to, żeby Jared się od ciebieodczepił, prawda?Jacey spuszcza wzrok. Ja po prostu stęskniłam się za bratem wyznaje cicho. I pomyślałam, że dłużej tuzostanie, jeśli będzie sądził, że Jared ciągle sobie ze mną pogrywa.I faktycznie został.A potemzaczął się spotykać z tobą, więc i tak nie spieszyło mu się, żeby wyjeżdżać.W sumie wszystkimnam wyszło to na dobre.Wzdycham. Nie licząc tego, że Gabe wybił Jaredowi ząb tylko dlatego, że ty kłamałaś.Jacey przewraca oczami. Wierz mi, należało mu się.To dupek. Wiem mamroczę nieuważnie.Szczerze mówiąc, nie zależy mi na Jaredzie.Ostatnio nie zależy mi na prawie niczym.Taszczę pojemnik pełen świeżo zawiniętych w serwetki sztućców do odsuwanej szafki,po czym udaję się do biura i dokładnie zamykam za sobą drzwi.Naprawdę nie mam ochoty miećteraz do czynienia z ludzmi.Chwilę pracuję nad wypłatami, a potem sprawdzam pocztę i widzę coś, co sprawia, żemoje serce podskakuje aż do gardła.E-mail od Gabriela.Wstrzymuję oddech, kiedy na niego klikam.Wstrzymuję oddech, kiedy czytam te słowa:Droga Madison!Tak mi przykro.Wiem, że myślisz, że jestem dupkiem, i pewnie nim jestem.Nawetwiększym, niż Ci się wydaje.To, że nie mogłem z Tobą porozmawiać, dobiło mnie, a teraz napewno Ty nie zechcesz przeczytać tego maila.Chciałem Ci tylko powiedzieć, że miałaś rację.To nie było fair, że zachęcałem Cię, żebyśstawiła czoła własnym demonom, podczas gdy ja nie chciałem się rozprawić ze swoimi.Więc chciałem Ci napisać, że właśnie się z nimi rozprawiam.Mam nadzieję, że masz się dobrze i że gardło już Ci nie dokucza.Nie masz pojęcia, jakmnie dobija, że Ci to zrobiłem.Nie wiem, co jeszcze mógłbym powiedzieć oprócz tego, że bardzo mi przykro, Maddy.Naprawdę.GabePodpisał się tylko imieniem.%7ładnego: Kocham Cię.Właściwie to nigdzie niewspomina o miłości.Nie wspomina również, że wyjechał bez pożegnania, bez słowa wyjaśnienia.%7łe nieodbierał telefonu i nie odpowiadał na SMS-y.%7łe nie napisał choćby zdawkowego maila.Nawetcholerny mail, w którym by ze mną zrywał, byłby lepszy niż nic.Teraz też nic nie wyjaśnia.Pisze tylko, że jest mu przykro.Cóż, w takim razie mnie też jest przykro.Przykro mi, że zakochałam się w kimś, kto nie odwzajemnia mojego uczucia. Rozdział 22Dzień pierwszyGABRIELSiedzę w przydzielonym mi pokoju w Walter Reed i gapię się w ścianę.Chciałbym zadzwonić do Maddy, ale nie mogę.Nawet nie odpowiedziała na mojegomaila.Najwyrazniej nie życzy sobie, żebym się z nią kontaktował.Wkurza mnie myśl o tym, do jakiej roli dałem się sprowadzić.A kiedy patrzę w wiszącenaprzeciwko lustro, widok samego siebie wkurza mnie jeszcze bardziej.Nagle ogarnia mnie wściekłość, świat mieni mi się przed oczami na czerwono.W uszachmi dzwoni i z całej siły walę pięścią w ścianę koło lustra.Rozlega się głośny huk, ale ja czujęulgę.Przybiega pielęgniarka i przygląda się najpierw mnie, a potem kroplom krwispływającym z mojej dłoni. Wszystko w porządku, żołnierzu? pyta.Spokojnie kiwam głową. Tak, wszystko pod kontrolą.Kiedy będę miał pierwszą sesję? Zaraz sprawdzę.Ale najpierw opatrzę panu rękę.Odchodzi, a ja opłukuję rękę w zlewie i właśnie ją wycieram, kiedy pielęgniarka wraca.Zciemnymi włosami spiętymi w koczek i w nieskazitelnym białym fartuchu wygląda jakuosobienie efektywności.Siada obok mnie, przemywa moje kłykcie jodyną i ciasno owija rękę bandażem. Zaraz sprawdzę, czy może zacząć pan jeszcze dziś wieczorem mówi. Nie wiem, copan słyszał na temat TPP, ale terapia składa się z dwunastu sesji.Niektórzy odbywają jedną sesjęna tydzień, inni jedną dziennie, a jeszcze inni dwie dziennie, rano i wieczorem.Pan wyglądana człowieka, którego zainteresuje ta ostatnia opcja. Chciałbym już mieć to z głowy, więc im szybciej, tym lepiej.Pielęgniarka się uśmiecha. Dam panu znać, czy znajdzie się miejsce na wieczornej sesji.Wychodzi, a ja wyciągam telefon i sprawdzam skrzynkę mailową.Wiem, że Maddy nieodpisała i nie ma zamiaru odpisać, a mimo to jestem zdziwiony, jak ciężko mi się robi na sercu,kiedy się okazuje, że miałem rację.Pewnie jakaś głęboko ukryta część mnie miała nadzieję, że jednak znajdę odpowiedz.Chyba myślałem, że skoro wykonałem ten najtrudniejszy krok i zapisałem się na terapię, ona miwybaczy.Ale to było głupie.Przecież nawet nie wie, że tu jestem.Dla Maddy i dla mnie nie ma już nadziei.Ona jest tam, ja jestem tu, a to miejsce to jakieś pieprzone piekło.I tu nasuwa się pytanie:skoro jej już nie zależy, to po co, do cholery, tu jestem i muszę przez to wszystko przechodzić?Dla siebie samego? Kiepska odpowiedz, bo tak naprawdę to mam w dupie siebie samego.Dla Branda? On chce, żebym przeszedł tę terapię.Jestem mu to winien.Zainwestowaliśmy w ten nasz biznes wszystkie pieniądze, więc byłoby paskudne zostawić goteraz samego z całym tym bajzlem na głowie.Jednak w tym momencie to też brzminieprzekonująco.Bo w tym momencie nic się nie liczy.Wszystko brzmi kiepsko.A zwłaszcza ja.Siedzę rozwalony na składanym metalowym krześle w kręgu złożonym z innychżołnierzy z zespołem stresu pourazowego i dochodzę do wniosku, że to miejsce jest jak siódmykrąg piekła.Każdy czuje się nieswojo, każdy unika wzroku pozostałych.Atmosfera jest napięta iniezręczna.Terapeutka siedzi w środku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]