[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Może wysłał go właśnie po to, by czarnoksiężnik szerzył niezgodę i zniszczenie w stolicy Strabonusa.- Cymmerianin roześmiał się.- Na miejscu Strabonusa za żadne skarby nie wpuściłbym go na dwór.Zostawcie Agohotha mnie - kontynuował.- Crom jeden wie, że krew mnie zalewa na myśl o czarach tak samo jak was.Mimo to miałem z nimi niejeden raz do czynienia i żyję.- Przeszedł kilka kroków między emisariuszami i siedzącymi na ziemi dowódcami.– Nie tak dawno temu pomagałem księżniczce regentce Yasmeli umocnić się na tronie Khoraji.Przyszło mi stoczyć walkę z czarnoksiężnikiem - powstałym z martwych magiem, który połknąłby naszego marnego zaklinacza bez popijania.- Powiódłszy spojrzeniem po pełnych niedowierzania twarzach towarzyszy, dodał pogodnym tonem: - Doszło do tego przez przypadek; do walki skłoniła mnie świątynna wyrocznia.Tak czy owak, przysięgam, że dotrwam do końca tej kampanii.Jak słyszeliście, Stefany i jego zwolennicy staną po naszej stronie.Jeżeli mnie nie opuścicie, wspólnie pokażemy Ivorowi, co znaczy uczciwe postępowanie.Jeśli zaś chodzi o dowodzenie - wzruszył ramionami - wszyscy jesteśmy doświadczonymi oficerami.Powinniśmy jakoś dogadać się w sprawach strategii.- Będę walczyć u twego boku, Conanie, jeżeli Aki Wadsai pozostanie z nami - jako pierwszy odezwał się Vilezza.- Ja również.- Drusandra rzuciła Zingarańczykowi prowokujące spojrzenie.- Co powiesz, sługo Tarima? - Conan utkwił wzrok w śniadej, nieprzeniknionej twarzy koczownika.- Skoro nasi nieprzyjaciele łączą swe siły, powinniśmy zrobić to samo.Pustynny jeździec skłonił wreszcie głowę.- Dobrze, Conanie.- Wstał, by uścisnąć dłoń uśmiechniętego Cymmerianina i skulił się, gdy zadowolony barbarzyńca klepnął go z całej siły po ramieniu.- Pod warunkiem, że Stefany i jego zwolennicy zaproponuj ą nam godziwą zapłatę.- Jestem pewna, że baron okaże niepospolitą hojność - zapewniła nomada Eulalia, podchodząc do niego z promiennym uśmiechem.- Conanie, nie możemy rozbić tu obozu na stałe - Drusandra odciągnęła Cymmerianina na bok za rękaw.- To śmiertelna pułapka, poza tym nie mogę tu zapewnić bezpieczeństwa moim towarzyszkom.- Zapewne.- Conan pogładził się w zadumie po szczęce.- Musimy znaleźć bezpieczne miejsce w odległości dogodnej do zaatakowania Tantuzjum.Zanim rozpoczniemy oblężenie miasta, będziemy musieli również rozprawić się z czarnoksiężnikiem.Walna narada dowódców przeciągnęła się do późnego popołudnia.Po jej zakończeniu Aki Wadsai zaoferował Eulalii i Gandalfowi względnie wygodne kwatery w swojej części obozowiska, pozostali kapitanowie i ich zastępcy zaś wrócili do własnych oddziałów.Conan, którego myśli wciąż zaprzątały plany walki i warunki zapłaty, dotarł samotnie pod wielki dąb.Był zadowolony, że może zastanowić się bez przeszkód.Właśnie wtedy, gdy przemierzał spłacheć zdeptanej przez najemników trawy, usłyszał za sobą szelest deptanych chwastów.Cymmerianin błyskawicznie odwrócił się i sięgnął po miecz, w jednej chwili zamieniając się w czujnego dzikusa z pustkowi.Podążający za Conanem mężczyzna przystanął w odległości kilku kroków.Blask zachodzącego słońca pozwalał rozpoznać go bez trudu.- Zeno! - Conan sprężył się, na razie nie wyciągając miecza.- A więc nie zakończyliśmy porachunków!- Nie, Conanie.- Najemnik stał tuż poza zasięgiem broni, gładząc palcami rękojeść swego miecza.- Podczas dzisiejszego pojedynku upokorzyłeś mnie bardziej, niż mógłby znieść jakikolwiek wojownik - rzekł zniżonym, niemal chrapliwym głosem.- Czy jesteś oszustem czy uczciwym człowiekiem, lepiej byłoby, gdybyś mnie zabił.- Być może.- Conan nie spuszczał wzroku z krępego najemnika.Gotowy do walki Zeno stał nieco sztywno, zapewne obolały po wcześniejszym upadku.- Ciekaw jestem, dlaczego tego nie zrobiłeś.Ponieważ jedyną odpowiedzią Cymmerianina było milczenie, Zeno kontynuował:- Szukałem cię później, by pomścić obelgę, lecz wokół ciebie kręciło się zbyt wielu najemników.Potem odbyłeś naradę z dowódcami - przyglądałem się temu z tłumu.- We wzroku rudowłosego wojownika pojawiła się mieszanina determinacji i niepewności.- Byłem zbyt daleko, by dosłyszeć, o czym rozmawialiście, lecz nie mam wątpliwości, że pozwoliłeś sobie na niepospolitą bezczelność, dzikusie z Północy.Bezgraniczną, obrzydliwą bezczelność.- W spojrzenie najemnika wkradła się odrobina mimowolnego szacunku.- Nie tylko zawładnąłeś kompanią Hundolfa, lecz zdołałeś sobie podporządkować wszystkie pozostałe, czy ich dowódcy zdają sobie z tego sprawę czy nie.Conan zmarszczył brwi i obojętnie wzruszył ramionami.- I co z tego?- To, że zdołałeś dokonać więcej niż ja.niż osiągnąłbym na twoim miejscu.- Zeno ściągnął brwi z namysłem.- Chociaż był moim przyjacielem.wiem, że Stengara trudno było znieść.Nie jestem już pewny, czy zabicie go było z twojej strony zbrodnią.- Zawahał się, po czym podjął na nowo: - Możliwe, że nadajesz się na dowódcę, chociaż wcześniej tego nie dostrzegłem.- Spuścił wzrok.- Tak czy inaczej, gotów jestem oferować ci swoje usługi.Conan skinął głową i powiódł spojrzeniem po Zenonie.- Mógłbyś być dobrym oficerem - o ile najemnicy cię zechcą.Rudowłosy najemnik wyprostował się pod wpływem wzroku Cymmerianina.- Nie sądzę, by ktokolwiek inny niż ty, kto miałby ochotę rzucić mi wyzwanie, poradziłby sobie ze mną tak łatwo.Conan popatrzył na niego jeszcze przez chwilę, po czym uśmiechnął się szeroko.- Wobec tego załatwione! - Ruszył naprzód i uścisnął serdecznie nadgarstek Zenona na najemniczą modłę.- Razem ze starym Horusem będziecie moimi zastępcami.- Nagły ruch Conana sprawił, że krępy wojownik sprężył się przez moment, lecz Cymmerianin jedynie z satysfakcją poklepał go po ramieniu.- Najbliższe dni zabierze mi dojście do ładu z pozostałymi kapitanami i resztą najemników.Pewnie okaże się, że będziesz mieć niemal równie wielką władzę nad kompanią jak Hundolf.Conan kazał Zenonowi urządzić zbiórkę i zostawił go, by porozmawiać z Horusem.Stary wojownik przyglądał się z bezpiecznej odległości ich rozmowie.- Naprawdę zamierzasz zaufać Koryntiańczykowi? - zapytał zahartowany wojak.- Nie zapomni o urazie do ciebie i będzie próbował zwrócić oficerów przeciw tobie.- Wkrótce znajdzie się okazja wypróbować jego umiejętności i wierność.- Cymmerianin wzruszył ramionami.- Jutro o świcie ruszamy.XVIIOSTRZA GÓRW wąskiej dolinie rzeki Khorgas rozlegał się łoskot kopyt.Tam, gdzie łąki dochodziły do samego brzegu strumienia, tętent cichł, lecz w miejscach, gdzie droga wiodła po wyschniętych zboczach wzgórz, hałas narastał przy akompaniamencie grzechotu osuwających się skalnych odłamków i żwiru
[ Pobierz całość w formacie PDF ]