[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na lotnisko jednakże zadzwoniłam i spytałam, dokąd leci najbliższy samolot, ten,który właśnie bierze pasażerów.Okazało się, że do Montrealu.No tak, ta facetka wie, corobi, odgradza się od złoczyńców oceanem.Bardzo rozsądnie.Odłożyłam słuchawkę i znów spróbowałam pomyśleć, co wychodziło mi jeszcze go-rzej niż przed tym telefonem Judyty.Facet nazywa się Libasz, No świetnie i co mi z te-go? Libasz.Zaraz.%7ładnego Libasza nie znałam, ale nazwisko plątało mi się mętnie po zakamarkachpamięci.Musiałam je słyszeć.Ciekawe od kogo.? Nie kojarzyło mi się z nikim i z ni-czym, ale ktoś je chyba wymienił.Mam się nie wtrącać.W co się wtrącam, o rany?! Noowszem, roztrąbiłam potężną aferę i wetknęłam kij w mrowisko, ale nic z tego nie wy-nikło, aferzyści prosperują nadal.Nie lubią mnie, to pewne.85Zaraz, ona wysłała do mnie list, może z niego się czegoś dowiem? O Libasza zacznępytać wszystkich znajomych, ale nie jest wykluczone, że napomknął o nim jakiś obcyczłowiek i ze znajomych pożytku nie będzie.Diabli nadali i szlag jasny żeby to trafił.Opanowałam myślopląs, sięgnęłam po długopis i porządnie zapisałam cały komuni-kat owej Judyty.Co ona powiedziała.? Libasz, papiery i czarna teczka.Czarną teczkę oczyma duszy ujrzałam jak żywą.Posiadał coś takiego mój ostatnichłop, widziałam ją, nadwerężona już była nieco i nadgryziona zębem czasu, pękatowypchana papierami.Plątała mi się po mieszkaniu chyba jeszcze i pózniej, po zerwa-niu wszelkich kontaktów, ale bez papierów, pusta.Prawdopodobnie wyrzuciłam ją dopiwnicy, pchałam tam wszystko co niepotrzebne, w tym pozostałości po trzech mężach,dziada z babą w tej piwnicy brakowało, nogi nie było gdzie postawić.Westchnęłam ciężko i zadzwoniłam do policji.Na kapitana Borkowskiego trafiłam prawie od razu.Nie czynił mi żadnych wyrzu-tów, może dlatego, że zaczęłam od uroczystej obietnicy, iż teraz wreszcie powiem praw-dę. My od początku wiemy, że pani coś ukrywa rzekł beztrosko. Jeśli pani po-zwoli, to ja wpadnę za godzinę.Pozwoliłam bardzo chętnie.Był to ostatni telefon, jaki udało mi się załatwić, ponie-waż zaczął padać deszcz.Nasza instalacja telefoniczna mokrej pogody nie lubi, prze-stała normalnie łączyć i nie zdołałam się dodzwonić do nikogo.Kiedy zabrzęczał gongu drzwi, ze szczerą ulgą odczepiłam się od urządzenia i poszłam otworzyć, przekona-na, że to kapitan.Za drzwiami stał obcy facet z wielką paką w objęciach. Przesyłka dla pani Chmielewskiej powiedział.Zdziwiłam się. Przesyłka? Skąd? Z poczty. A, z poczty.%7ładnej przesyłki nie oczekiwałam, ale nie był to powód, żeby odmawiać przyjęcia.Poza tym, mogli mi przysłać książki, zdarzało się.Pokwitowałam na podetkniętym for-mularzu, facet położył pakę na stoliku, dałam mu dwa złote, podziękował i poszedł.Zawartość pakunku ciekawiła mnie, spróbowałam go podnieść.Nic z tego, ważyłdwie tony, takie ciężary to nie na moją nogę.Rozejrzałam się w poszukiwaniu noży-czek, znalazłam akurat największe, półmetrowej długości, ale pogodziłam się z nimi, bospacery, nawet tylko po mieszkaniu, żadnej przyjemności mi nie sprawiały.Rozcięłamsznurek i taśmę klejącą, po czym nagle przyszło mi do głowy, że jak na książki ciężar jestzbyt wielki.Co może być takie ciężkie? Bomba.?86Wątpiąc w bombę, na wszelki wypadek przytknęłam do paki ucho i posłuchałam.Nie cykało.Zatem, jeśli nawet bomba, to nie zegarowa i z mieszkania w pośpiechu wy-biegać nie muszę.Zdejmując papier z tekturowego pudła, zdążyłam się zastanowić, cozabrałabym ze sobą, żeby nie uległo zniszczeniu, wyszło mi, że książki, dwa tysiące ksią-żek wynieść z domu w minutę, no nie, tego nawet zły duch nie dokona.Kapitan zadzwonił w momencie, kiedy przecięłam narożniki i rozchylałam boki pu-dła, wypełnionego uszczelniającą gąbką i czymś dużym w folii.Otworzyłam mu drzwi. Nie wiem, czy nie naraża się pan na niebezpieczeństwo powiedziałam z troską. Dostałam tajemniczą przesyłkę i właśnie ją zamierzam obejrzeć.Nie tyka.Kapitan odwrócił się do mnie, potem spojrzał na zaśmiecony stolik i uczynił krokku niemu. Ma pani jakieś obawy? Może lepiej, żebym ja to rozpakował?Mój hol odbiegał rozmiarami od placu Defilad.Zdążyłam zamknąć drzwi i uczynićdwa kroki, dzięki czemu znalazłam się przed nim. Już niewiele zostało, jak pan widzi.Co do pana natomiast.Chciałam powiedzieć, że spadł mi jak z nieba, bo niewątpliwie zdoła podnieść tenciężar, ale nie dokończyłam zdania
[ Pobierz całość w formacie PDF ]