[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Był wściekły.- Poznajecie tę woń?! - ryknął, wskazując pole, na którym obozowały wojska Arnauta.W pierwszym szeregu stało kilkanaście katapult.Odsunięto je dalej od murów, żeby obrońcy nie mogli ich podpalić.Za linią ogromnych machin przy ogniskach szykowały się do szturmu oddziały uderzeniowe.Jeszcze dalej, w głębokim cieniu pod lasem, obozowała reszta wojska.Wszystko wyglądało zwyczajnie, jak przed każdym oblężeniem.Marek nie rozumiał, co tak rozgniewało kasztelana.Czuł tylko specyficzną ostrą woń dolatującą od strony wielkich ognisk.Kojarzyła mu się z kryciem dachów papą.- Poznaję, panie - odparł Johnston.- Topią smołę.Zdziwienie malujące się na twarzy profesora świadczyło, że on również nie pojmuje przyczyny niepokoju Olivera.Przecież pociski zapalające ze smoły stosowano podczas każdego oblężenia.- Pewnie, że to smoła - warknął Oliver.- Jednako nie tylko.Naprawdę nie czujecie? Coś mieszają ze smołą.Marek jeszcze raz pociągnął nosem.Gospodarz miał rację.Czysta smoła podczas wytapiania szybko traciła zapach, tymczasem woń docierająca do murów była bardzo ostra i zalatywała spalenizną.Najwyraźniej dodano do smoły jakichś innych substancji, oleju, włókien konopnych bądź siarki, aby otrzymać dłużej palącą się mieszankę.- Tak, panie - rzekł profesor.- I co to jest? - zapytał Oliver oskarżycielskim tonem.- Mniemam, że.ceraunia.- Zwana też kamieniem piorunującym?- Zaiste, mój panie.- Czy i my będziemy używać kamienia piorunującego?- Nie, mój panie.My.- Tak też myślałem! - przerwał mu Oliver, skinąwszy głową w kierunku de Kere’a.Niewątpliwie to właśnie sir Robert podsunął gospodarzowi kolejne podejrzenia.- Niepotrzebny nam kamień piorunujący, panie - wyjaśnił Johnston.- Mamy lepszy proszek, czystą siarkę.- Siarka to nie to samo! - Oliver znów zerknął na de Kere’a.- Jest lepsza, panie.Kamień piorunujący to wszak pyrite kerdonienne.Jeśli go drobno sproszkować, można uzyskać siarkę.Oliver prychnął pogardliwie i zrobił kilka nerwowych kroków.Po chwili zawrócił i spytał:- A skąd Arnaut ma kamień piorunujący?- Nie umiem powiedzieć, jednako jest on dobrze znany pośród wojsk oblężniczych.Już Pliniusz o nim pisał.- Znowu próbujesz swoich sztuczek, magistrze.Nie obchodzi mnie Pliniusz, tylko Arnaut.Ten wieprz nie umie nawet czytać.Skąd miałby wiedzieć o ceraunii alibo kamieniu piorunującym?- Mój panie.- Widno ktoś mu dobrze radzi! - syknął złowieszczo Oliver.- A gdzież to podziali się twoi uczniowie?- Moi uczniowie?- No, magistrze? Co na to odpowiesz?- Jeden jest tutaj.- Johnston wskazał Marka.- Mówiono mi, że drugi nie żyje, a o trzecim nic nie wiem.- A ja mniemam, że dobrze wiesz, gdzie oni są.Właśnie teraz obaj trudzą się w obozie Arnauta.I dlatego ten wieprz daje do smoły drogocenny kamień.Marek słuchał tej rozmowy z rosnącym niepokojem.Od pierwszej chwili uważał Olivera za nieobliczalnego raptusa.Teraz, w obliczu nadchodzącej bitwy, ogarniała go prawdziwa paranoja, umiejętnie podsycana przez de Kere’a.Trudno było przewidzieć, co jeszcze strzeli mu do głowy.- Mój panie.- zaczął po raz kolejny profesor.- Zamilcz! - ryknął Oliver.- Od samego początku podejrzewałem, żeś szpiegiem Arnauta, boś siedział trzy dni w Sainte-Mčre razem z opatem, który spiskował z Francuzami.- Gdybyś zechciał wysłuchać, mój panie.- Nie zechcę! To ty słuchaj! Mniemam, że knujesz przeciwko mnie, że ty albo twoi uczniowie poznaliście sekretne wejście do mojego zamku i że planujecie uciec w dogodnej chwili, może jeszcze dzisiaj, pod osłoną ataku wojsk Arnauta.Marek starał się zachować obojętną minę.Rzeczywiście, właśnie to planowali, jeśli tylko Kate uda się odnaleźć podziemny korytarz.- Ha! - wrzasnął Oliver, wskazując go palcem.- Patrzajcie, jak zacisnął zęby! Widno odgadłem prawdę!Andre chciał coś powiedzieć, ale Johnston położył mu dłoń na ramieniu.Sam pominął tę uwagę milczeniem, tylko pokręcił głową.- Co? Chcesz go powstrzymać przed wyjawieniem prawdy? - syknął kasztelan.- Nie, mój panie, gdyż twe podejrzenia nie są zasadne.Oliver łypnął na niego spode łba.- Skoro tak, to daj mi mieszaninę, którą miałeś zrobić.- Nie jest jeszcze gotowa, mój panie.- Ha! - Znowu zerknął na de Kere’a.- Mój panie, ucieranie prochu musi zająć wiele godzin.- Wtedy będzie już za późno.- Dostaniesz go we właściwym czasie, mój panie.- To kłamstwo! Kłamstwo! - Oliver odwrócił się na pięcie i omiótł spojrzeniem szereg katapult.- Spojrzyj jeno, jak się gotują.I odpowiedz mi teraz, magistrze.Gdzie on jest?- Kto, mój panie?- Arnaut! Gdzie jest Arnaut? Jego wojska gotują się do ataku.Zawsze sam je wodził, ale teraz go nie ma.Gdzie więc jest?- Nie wiem, mój panie.- Jest tam też ta wiedźma z Eltham.Widzisz ją? Stoi przy katapulcie.Widzisz? Patrzy na nas.Przeklęta wiedźma.Marek popatrzył we wskazanym kierunku.Claire rzeczywiście kręciła się wśród oddziałów, spacerowała w towarzystwie sir Daniela.Serce zabiło mu mocniej.Nie umiał sobie jednak wytłumaczyć, co ona robi na pierwszej linii ataku.Patrzyła w stronę murów obronnych.Nagle zatrzymała się w pół kroku.Był pewien, że go zobaczyła.Miał ochotę pomachać jej ręką, lecz oczywiście nie mógł tego zrobić.- Lady Claire - syknął gospodarz.- Ona też od początku szpiegowała dla Arnauta.Wprowadziła jego ludzi do Castelgard.Bez wątpienia wszystko zostało ukartowane z tym zdradliwym opatem.To gdzie jest ten łajdak? Gdzie ten wieprz, Arnaut? Nigdzie go nie widać.Zapadło milczenie.Oliver uśmiechnął się kwaśno.- Mój panie - zaczął Johnston - świetnie rozumiem powód twego niepokoju.- Nic nie rozumiesz! - kasztelan tupnął nogą.- Obydwaj pójdziecie ze mną
[ Pobierz całość w formacie PDF ]