[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A, ta dziewczynka! - ucieszył się Wojciechowski z tamtej strony.- Moje dziecko, doskonale cię pamiętam! Co tam u was, Wandzia chyba dojechała?- Dojechała doskonale.A ja nie będę owijać w bawełnę.Dlaczego pan jej nie dał swojego numeru telefonu?Wojciechowski milczał przez chwilę, wreszcie wydał z siebie coś jakby pufnięcie.- No dobrze, to też nie będę owijał.Wandzia jest dosyć trudna, a ja już nie młody.Trochę muszę od niej odetchnąć.- Rozumiem.To teraz drugie pytanie.Wiemy już, że Wanda jest bogata.My nie.Jaki jest sposób na to, żeby zaczęła za siebie płacić? Ja nie mówię, że jej żałuję kawałka chleba, ale szampany, wynajęte taksówki, różne budowlane propozycje, osobista usługa.nas na to nie stać.Co trzeba zrobić?Wojciechowski znów trochę pomilczał.- Nie ma sposobu - wyznał z westchnieniem - Wandzia nie umie płacić.I ma taki jakiś uraz.No, to chyba skomplikowane.Razem, równocześnie, uważa, że jest bogata i od każdych dziesięciu dolarów natychmiast zbiednieje.Rozpacza i.co tu gadać.histeryzuje.Ona w ogóle nie nosi przy sobie żadnych pieniędzy, nigdy nie nosiła.Felicja poczuła się oszołomiona i bezradna.- To co właściwie mamy zrobić.?- Nie wiem.Upoważnienie chyba od niej dostać, plenipotencję na dysponowanie kontem.Konto ona ma, sam dla niej załatwiałem.Ale to nie będzie łatwe.Ta dziewczynka, Dorotka.Czy Wandzia ją polubiła?- Polubiła nas wszystkie - odparła Felicja ponuro.-A Dorotka uczy się i pracuje, nie może koło niej siedzieć bez przerwy.Pan ją lepiej zna, miałam nadzieję, że coś pan nam doradzi.Dorotka dostała od niej naszyjnik diamentowy, nie wiem, czy należy to traktować poważnie.- W zasadzie tak, ale Wandzia ten naszyjnik będzie pożyczać, więc broń Boże sprzedać.No cóż, przyznani się, wiedziałem, że Wandzia bierze ze sobą całą biżuterię i włosy mi na głowie dęba stały, ale co miałem zrobić.? Jej własność.Bardzo cię przepraszam, drogie dziecko, ale numeru telefonu wam nie podam, bo Wandzia ma dużą siłę woli.Jednakże tak bardzo chciała wrócić do starego kraju, że może z nią jakoś wytrzymacie.?- W każdym razie spróbujemy.Trochę tu u nas ciasno.Zamierzała kupić mieszkanie.- To ci od razu mogę powiedzieć.Sama nie kupi.Ktoś musiałby to dla niej załatwić.- Bez pieniędzy.?- Toteż mówię.Plenipotencja.Ona ma tam przecież notariusza? Z nim się musicie porozumieć.Ja ze swej strony wyjaśniałem mu, że Wandzia nie jest łatwa, może trochę zbyt delikatnie.No dobrze, zadzwonię do niego jeszcze raz, może.zaraz.może od razu w poniedziałek.U was pojutrze jest poniedziałek?- Nie.U nas pojutrze jest niedziela.U was też.- A.To po niedzieli, w poniedziałek.Tyle mogę, chociąż już miałem nadzieję.-.że się od niej odczepi raz na zawsze i po wieki wieków, amen - powiedziała złym głosem Felicja do wchodzącej Dorotki i odłożyła słuchawkę.- Gratuluję ci chrzestnej babci, wyjątkowa osoba.- A co.?Felicja była tak wściekła, że nie zdołała się pohamować.- Między wierszami widać, że wypchnął ją do Polski, żeby się jej wreszcie pozbyć.Musiała mu tam nieźle dokopać.Nic dziwnego, że bogata, skoro grosza jednego nie wydaje.Licz się z tym, że nigdy nie będzie miała przy sobie pieniędzy i za nic nie zapłaci, więc rób, jak uważasz.Cud boski chociaż, że dzisiaj nie łomotała, ale może się urżnęła i zasnęła od razu.Mnie w każdym razie nie stać na szampana codziennie.- Mnie też nie.- Nie pozbędziemy się jej.Chyba że sama jej kupisz mieszkanie.- Ja.? Za co?!- Nie wiem.Słyszałaś, co Wojciechowski mówił.- Nie słyszałam.Byłam w kuchni.- Trzeba było słuchać.- Przecież sama ciocia kazała mi wyjść!- Trzeba było nie wychodzić.Za grosz rozumu nie miałaś i nie masz.Brakuje mi już cierpliwości do ciebie, a z Wandzią sama się kotłuj.Sukcesorka wielka!- Przecież wy też.- Tylko mi tu nie pyskuj! Zabierz resztę ze stołu, trzeba uprać naczynia, wszystko brudne.- Włączyć pralkę?- Sama włączę.Te swoje brylanty schowaj, niech tu nie leżą na wierzchu, bo jeszcze kto przez okno zobaczy.Do reszty otumaniona Dorotka, odgadując, że Wojciechowski musiał udzielić jakichś wysoce nieprzyjemnych informacji, które Felicję wyprowadziły z równowagi, poniechała wszelkiej dyskusji i zgarnęła ze stołu lśniący klejnot, odrobinę umazany lodami pistacjowymi.Nie wymyśliła jeszcze, gdzie go schować.Do pracy chwilowo nie czuła pociągu, dała spokój resztkom norweskiego drewna, diamenty wetknęła pod poduszkę na kanapie i zamknęła się w łazience
[ Pobierz całość w formacie PDF ]