[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pokochał zatem Klementynę uczuciem, przekraczającym nie tylko ludzką, alenawet i psią miarę.Za ostatnim pobytem w ojczystym kraju Klementyna zabra-ła wiernego sługę ze sobą i Florek ostatecznie udowodnił swoje talenty.Niemalprzerósł Figara, w służbowej hierarchii osiągając stanowisko zaufanego powier-nika.Francuskiego lokaja podejrzał czystym przypadkiem, wcale nie żywiąc takie-go zamiaru, to co ujrzał jednakże od razu go tknęło.Ujrzał mianowicie jego twarz,a na niej kłębowisko węży.Sedno rzeczy zrozumiał z miejsca, nawet nie musiałsię nad tym zastanawiać.Lokaj zajrzał do sypialni, gdzie konał właśnie pan hra-bia i ostatnim tchem coś tam załatwiał z panią hrabiną.Zapewne wyjawiał jakieśtajemnice, dostrzegalne oczami, no i lokaj to zobaczył, a cóż by innego mogło tędziką chciwość sprowadzić mu na gębę jak nie jakieś potężne skarby.Odczekawszy tydzień od pogrzebu hrabiego, wierny sługa udał się do panihrabiny. Ja, proszę jaśnie pani hrabiny, dłużej milczeć nie mogę oznajmił stanow-czo, głosem przyciszonym. Wiem, że to za wcześnie i o przebaczenie proszę,jaśnie pani nie ma głowy do takich rzeczy, ale z tego może być nieszczęście, więcsię ośmielam. Nie mam ci co przebaczać, mów od razu, w czym rzecz odparła Kle-mentyna, która inteligencję Florka ceniła wysoko.Wiedziała, że z barachłem bynie przychodził. Ano nie wiem, ważne to czy nie, ale widzę, jak ten łajdus węszy.Armand.Garderobiany świętej pamięci pana hrabiego.Przykrość zrobię jaśnie pani, ale jużtrudno.W ostatniej godzinie życia pana hrabiego, jaśnie państwo ze sobą mówili,a ten do sypialni zajrzał.Co zobaczył, tego ja nie wiem, ale musiało coś być, bozgorzał na pysku.To widziałem na własne oczy.A teraz widzę, a tak na wszelkiwypadek oka od niego już nie odrywam, że węszy, jakby czegoś szukał, a główniepo książkach w bibliotece.Jak dotąd, dosyć z daleka go trzymam, w nocy niewejdzie, bo sam osobiście o zamek zadbałem, ale nie wiem, co dalej i może być,że dla jaśnie pani to ważne.Bo jak nie, to już nie będę głowy zawracał.Klementyna całego przemówienia wysłuchała spokojnie, ale nieco pobladła.Jedyny dokument, jaki dotychczas odnalazła, zresztą przypadkiem i nie wśródksiążek, tylko w biurku hrabiego, to był list od jej własnego ojca, skierowany dozięcia, zawierający uzupełnienie wieści, wysłanych w liście wcześniejszym.Jedy-ne, co z niego zrozumiała dokładnie, to to , że diament był kradziony, a posiadaniego stanowi, lub też może stanowiło, straszliwą hańbę dla posiadacza.Hrabia Dęb-73ski, pisząc, miał wprawdzie na myśli pułkownika Blackhilla, ale jego córka niemogła tego odgadnąć, bo nie napisał wyraznie, kontynuował temat, jego zięciowidoskonale znany.Córka przeraziła się śmiertelnie, pomyślawszy o mężu.Ani jedna sekunda przy śmiertelnym łożu hrabiego nie zatarła się jej w pamię-ci i nie miała cienia wątpliwości, co też ów lokaj mógł zobaczyć.Rabunku się nieobawiała, widok diamentu wprawdzie nią wstrząsnął, ale pazerności jeszcze nieobudził, niechby go nawet ktoś ukradł, niechby go diabli wzięli, z utratą błyskot-ki godziła się chętnie, istniało tu jednak niebezpieczeństwo, że sprawa wyjdziena jaw.Dopadnie ten lokaj łupu czy nie, może o nim coś powiedzieć, może roz-głosić, co widział, a wtedy owa straszliwa hańba spadnie na jej świętej pamięcinieboszczyka męża, który już nie zdoła się bronić.Do tego nie dopuści za żadnącenę!Myśl Klementyny biegła i ujawniała się w oczach.Florek czekał na jej od-powiedz, patrzył, widział jej wzrok i zaczynało mu się robić zimno i gorąco naprzemian.Zyskał pewność, że słusznie postąpił, przychodząc z donosem, a możenależało nie czekać nawet do pogrzebu pana hrabiego. Wolałabym nie żyć wyrwało się w końcu Klementynie ale musiałybynie żyć także moje dzieci i wnuki. To widzę, że sprawa nie lekka ośmielił się zaopiniować sługa. Najcięższa w świecie.Czekaj, muszę się zastanowić. To jaśnie pani wolno.Ale ja już pozwalam sobie coś tam rozumieć.Jużniech jaśnie pani będzie spokojna i na mnie nie zwraca uwagi.Popatrzyli sobie w oczy i poniechali słownej wymiany poglądów.Wzajemnezrozumienie zostało osiągnięte.Honor męża czy ludzkie życie.Klementyna w ułamku sekundy dokonała wy-boru, dokładnie odwrotnego niż Arabella.* * *Idealnie zwykłą i normalną rzeczy koleją dziewka kuchenna spotkała się zeswoim wsiowym amantem poza murami zameczku.Hrabiostwo de Noirmontobrony przed wrogiem nie przewidywali, w czasie remontu zatem mury pozosta-wiono w malowniczym nieładzie.Przełazić przez nie było o tyle trudno i uciążli-wie, że proces kruszenia postępował i kamienie leciały niekiedy spod nogi, wprostdo pozbawionej wody fosy, dziewka kuchenna jednakże, w amancie mocno roza-morowana, znała przejścia bezpieczne.Fosa ponadto, acz sucha, to jednak uporządkowana, porosła piękną trawą,pachnącymi ziołami i rozmaitym dzikim kwieciem, doskonale nadawała się na74romantyczne spotkania.Znacznie mniej romantyczne wydało się zakochanej pa-rze znalezisko, wśród bujnych roślin na kamienistym podłożu znienacka ujrzane.Dziewka, rzecz jasna, krzyk z siebie wydała taki, że na równe nogi poderwałcałą służbę zamkową.Amant, nie zdążywszy zatkać jej gęby, przytomnie uciekł,a na jego miejsce zleciał się tłum, wdziękami dziewki znacznie mniej zaintereso-wany.Zamieszanie rychło dotarło do Klementyny.W 1906 roku telefon już istniał, policja zatem zjawiła się szybko.Wszelkierozmowy z władzami i wyjaśnienia wziął na siebie kamerdyner, chociaż pani zgło-siła pełną chęć współpracy.Wiadomo było jednakże, iż wiedza o służbie u pań-stwa rzadko przekracza stan zerowy, rozsądne gliny zatem wolały gawędzić nanieco niższym poziomie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]