[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wymknąwszy się z parkingu, popędzili biegiem.Oj-ciec Bartka otworzył im od razu. Co się sta. zaczął z niepokojem. Nic, tato! zawołał w przelocie przejęty Bartek. Tu zaraz niedaleko złodzieje zmie-niają koło! Do policji trzeba! Dwa koła uzupełnił Pawełek, składając elegancki ukłon. Byliśmy świadkami, żepróbowali ukraść volkswagena.Passat to był.Nie udało im się, więc odjechali swoim merce-desem.Znaczy, chcieli odjechać.Ojciec Bartka milczał, nieco oszołomiony, i nie przeszkadzał synowi.Bartek już wykręciłnumer pogotowia policji.Przyglądali się potem z pewnej odległości działaniu załogi radiowo-zu, który przybył po paru minutach.Te parę minut nie zostało zmarnowane bezproduktywnie.Zachwycony akcją Bartek w niemniejszy zachwyt zdążył wprowadzić Pawełka, wygrzebującskądś i prezentując mu narzędzie wprost przecudowne.Był to śrubokręt z wielkim, potężnymuchwytem, do którego można było wkręcić, co się zechciało.Na przykład szpikulec, długi,bardzo cienki i ostry jak igła. Wręcz idealny! pochwalił entuzjastycznie Pawełek. Akurat dwa razy cieńszy odtamtego! Jeden taki masz? Jeden, ale zrobię drugi obiecał Bartek. Do ciupagi też się nada. Tylko może ta rączka powinna być dłuższa.%7łeby nie kucać.72 Głupi jesteś, czy jaki? A dziś to co? Nie kucałeś? Dziś to się w ogóle czołgałem, ale różnie bywa odparł filozoficznie Pawełek. Nodobra, lecimy, bo już chyba przyjechali! Ojciec Bartka zamknął warsztat i nieco wolniejszymkrokiem udał się za nimi.* * * A tyś myślał, że co? rzekła wzgardliwie Janeczka, wracając razem z bratem ze szkoły,bo wyjątkowo zbiegło im się zakończenie zajęć. Będą tak czekać na to złapanie? I pojechalikraść własnym samochodem? Gdyby to były takie półgłówki, nie ukradliby nawet dziesięciugroszy! Myślałem, że w tych nerwach nic im nie przyjdzie do głowy usprawiedliwiał sięsmętnie Pawełek.Janeczka wzruszyła ramionami.Uratowanie od kradzieży Volkswagena Passata spodobałosię jej, wygłosiła nawet skąpą pochwałę, ale dalszy ciąg obudził same zastrzeżenia.Kiedy przy-jechał radiowóz policji, po złodziejach nie było już najmniejszego śladu, a mercedes okazał sięrównież kradziony.Poszukiwano go od trzech dni.W rezultacie pozostały im dwa osiągnięcia zdobycie wspaniałego narzędzia i porozumie-nie z ojcem Bartka.Nie został, rzecz jasna, wtajemniczony w zaplanowaną akcję, ludzie doro-73śli miewają bowiem niesłychanie głupie opory, zdradził jednakże nazwisko pana z parasolem.Trochę był przy tym zakłopotany i zamyślony, coś tam zapewne odgadywał, ale szczegółównajwyrazniej w świecie wolał nie znać.Informację, że Pawełek z Bartkiem trafili na złodzieiprzypadkowo, a koła podziurawiły się same, przyjął w milczeniu i bez sprzeciwu, patrzył tylkojakimś dziwnym wzrokiem. Pan Wolski powiedziała z niechęcią Janeczka. Też mi nazwisko.Wolskich możebyć pięć tysięcy Na Olkuskiej.? Na Olkuskiej może być na przykład trzech.No trudno, obejrzymy wszystkich.Mamnadzieję, że nie mylą mu się ulice no, bo na Mokotowie jest tego dosyć dużo.Odolańska,Olszewska, Odyńca. Nie wymieniaj mi tu całego planu miasta! zirytował się Pawełek. Mam większezmartwienia niż ulice! No.? Pawełek westchnął ciężko. Fakt, że trafiliśmy przypadkiem.Nie co dzień jest święto.Cały czas strasznie myślę, jakna nich trafiać systematycznie.I jak ich łapać, bo już widać, że to nie takie małe piwo. Czy ta policja sprawdziła chociaż odciski palców? A skąd! Znaczy, nie wiem.Na Passacie na pewno nie, zostawili go, znalazł się w ogólewłaściciel, wcale tam nie mieszka, tylko był w gościach.Najpierw zaczął urągać, że wandal mute koła załatwił, a potem o mało nie padł przed nimi na kolana, bo myślał, że to oni spłoszylizłodzieja.Jakiś drugi tam był małym fiatem, znajomy tego właściciela, od razu zabrali pierwsze74koło do wulkanizacji.A gliny odjechały, z tym że zamienili koła w mercedesie, dwa dobre dalina tył, a przód wzięli na wózek.Chyba zabrali do komendy i w tej komendzie mogli badaćodciski palców. Nie powiedziała surowo Janeczka. Skoro kotłowali się z nim, otwierali i tak dalej,zamazali wszystko.Wcale się nie przejmowali.Nie podoba mi się to. Mnie też nie przyznał Pawełek po chwili zastanowienia. I Bartkowi nie. Któryś z was się tam pokazał? Owszem, Bartek.Uzgodniliśmy, że lepszy ode mnie, bo jego ojciec ma warsztat bliskoi mógł się gapić przypadkiem.Jak ten właściciel zaczął wywlekać z bagażnika lewarek i topierwsze koło, litość nas wzięła i Bartek poszedł mu powiedzieć, że nie ma co się wygłupiać.Mówił, że tylko widział, jak zmieniali, szedł akurat do ojca i tak sobie patrzył.Właścicielprawie nie wierzył, sprawdził ciśnienie, miał ciśnieniomierz, no i sam zobaczył, że flak. Mówili coś? Kto? Policja. A pewnie.Jeszcze ile! Nie tacy głupi, zgadli, że cztery koła w jednym miejscu to już zaduży cud.Zwiecili reflektorem i patrzyli, co tam leży na ziemi, jakie a pewnie gwozdzie, alboco, ale nic nie znalezli, więc zastanawiali się, kto to mógł zrobić.Oglądali opony, wszystkiedziury jednakowe, tajemnicza ręka, mówili.Wydawali się nawet zadowoleni.Bartka przesłu-chali, czy to czasem nie on, ale z czystym sumieniem przysięgał, że palcem tego nie dotknął.I samą prawdę mówił.75 A ty? Mnie tam wcale nie było.Ludzkie oko mnie nie widziało, i tej twojej parasolki też.Coty myślisz, że od paru opon zgłupiałem do reszty?Janeczka pozwoliła sobie okazać odrobinę uznania.Zastanawiała się z wielką intensywno-ścią, bo na takie cudowne zrządzenia losu rzeczywiście nie można było liczyć.Trudno oczeki-wać także, że złodzieje zechcą zawiadamiać o swoich zamiarach i ułatwiać całą akcję.Pawełekmartwił się słusznie, coś należało wymyślić. Nic mi na razie nie przychodzi do głowy zakomunikowała z lekką niechęcią. Więcnajpierw to narzędzie, a potem, albo przedtem, pan Wolski.Pójdziemy na Olkuską zaraz dzisiajpo obiedzie, bo tak się składa, że akurat nie mam na głowie Beaty.Pani Krystyna przyjechała z pracy wyjątkowo wcześnie, w momencie kiedy jej dzieci koń-czyły deser
[ Pobierz całość w formacie PDF ]