[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jedni tacy mają działkę pracowniczą, poznali go w tartaku, robił im daszek nad altanka a oni mu obiecali cesarską koronę.Nie na głowę, już wiem że to jest taki kwiat.Miał do nich dzwonić, bo sam nie posiada telefonu.— Przecież posiada? — zdziwił się Jarzębski.— Ale im powiedział, że nie posiada.Więcej nie wiedzą i cześć.— No dobra, a inni?— Facetka w kwiaciarni.Piękna kobieta, pieje na jego temat, ile to dla niej załatwił i jak jej pomógł.W ogień skoczy w razie potrzeby.— Znaczy, wił sobie u niej ciepłe gniazdko?— Chyba.Więcej nie wie.Jeszcze jeden, pan sędzia, nie zna człowieka, raz w życiu z nim rozmawiał, on chyba o cos pytał, ale sędzia nie wie o co, bo starannie kręcił.O jakieś minione sprawy, bardzo mętnie i tylko czas mu zajął.Sędzia go nie kocha.Pytań nie pamięta, bo wydały mu się głupie i wyrzucił je z umysłu, a w ogóle przypomniał go sobie z autentycznym trudem.— Kochani chłopcy — wtrącił się kapitan głosem suchym jak pieprz.— Zwracam wam uwagę, że obecnie została zabita niejaka Adela Kopczyk, a nie Mikołaj Torowski.Adela prowadzi do Mikołaja, więc chwilowo zmieńcie temat.Na osobistą lekturę macie jedną dobę, a potem oddacie notesik denata szyfrantom.Do roboty, ale już! I szukać, do cholery fotografa, bo zdaje się, że jest to jedyny facet, który odwiedzał go często, siedział długo i może dużo wiedzieć!Spojrzawszy na mnie, moja synowa uczyniła ruch, jakby chciała zatrzasnąć mi drzwi przed nosem i dopiero wtedy uświadomiłam sobie dokładnie własny wygląd zewnętrzny.Z zainteresowaniem obejrzałam się w lustrze.Czupiradło płci niewiadomej w za dużych spodniach i czapeczce wełnianej typu nogawka od ciepłych majtek.Widok mnie zachwycił.— Jeżeli ty nie poznałaś mnie z bliska, tym bardziej nikt nie poznał mnie z daleka — stwierdziłam z głęboką satysfakcją.— Rozumiesz chyba, że musiałam coś zrobić dla zmylenia przeciwnika.— I naprawdę nie wiedziałaś, co ci z tego wyszło?— Nie.Przebierałam się na klatce schodowej na Partyzantów, tam są wyjścia na dwie strony.Czekaj, niech to zdejmę, bo mi niewygodnie…Pozbyłam się spodni mojego syna i nogawki od majtek, zmieniłam obuwie i przyjrzałam się jej.Wyglądała mniej więcej normalnie, nie robiła wrażenia zbrodniarki, chociaż była wyraźnie zdenerwowana, dość ponura i wściekła.— Kto, do wielkiej zarazy, trzasnął tego cholernego Mikołaja? — wysyczała, nie czekając, aż uporządkuję garderobę.— A co? — zaciekawiłam się.— Nie ty?— Oszalałaś! Za nic w świecie! Potrzebny mi był żywy! Jeszcze mi trudno uwierzyć, że ktoś go rąbnął i mam cień nadziei na pomyłkę.Jesteś pewna, że nie żyje?Przypomniałam sobie autentyczną rozpacz podporucznika Jarzębskiego.Gdyby istniała szansa na porozumienie się z Mikołajem, nie pchałby się do Danii.— Zwłok nie oglądałam, ale wątpliwości nie żywię.Jego torba ciągle znajduje się w twoim samochodzie, wepchnięta pod fotele.Gliny mnie właśnie złapały, myśląc, że to ty, ale nie zabrali jej.Chyba nie przeszukiwali pudła…— To wcale nie jest jego torba — przerwała moja synowa posępnie.— Czekaj, niech ci powiem, co było, bo przecież nic nie wiesz.Nastąpiło kretyństwo, jakiego świat nie widział!Relacji o wydarzeniach wysłuchałam ze zgrozą.Słusznie spodobała mi się ta dziewczyna od pierwszego wejrzenia, pobiła wszystkie moje rekordy!— Po cóż, na litość boską, łapałaś tę ich torbę na dworcu?! — wykrzyknęłam rozpaczliwie.— Ten jeden idiotyzm potwornie komplikuje sytuację! Co ci do głowy strzeliło?!— Nic mi nie strzeliło, to przez tę płachtę Mikołaja.Nie zdążyłam się zastanowić.Faceci z jego płachtą pchają się do jego torby… Na rozum biorąc, sensu w tym nie było żadnego, ale ja wiedziałam tylko, że coś nie gra, a torby nie dam! Bo niby skąd się tam wzięli i dlaczego mieli jego płachtę?— To mnie właśnie zdumiewa, że jego własność podetknęli ci pod nos…— Mogło im nie przyjść do głowy, że ją rozpoznam.Brezent jak brezent.Ale tylko przez to nabrałam podejrzeń… Nabrałam! Też słowo… Eksplodowały we mnie.Pomyślałam, że na jej miejscu też miałabym podobne skojarzenia i też zabrakłoby mi czasu, żeby je rozważyć.Milczałam przez chwilę.— Potworne — rzekłam wreszcie.— Mają twoją torebkę.Rozumiem, po co zostawiłaś ją u Mikołaja, żeby nie nosić po schodach, ale dlaczego miałaś w niej kamienie?— Kamienie? — zdziwiła się.— A, to jeszcze z Kanady.Widocznie zapomniałam wyjąć.Co tam więcej było?— Z przedmiotów nietypowych dwie puszki piwa i reflektorek.I żwir.— Żwir do kaktusów, specjalnie zbierałam.Piwo kupiłam po drodze, a do reflektorka zamierzałam kupić baterie.To dlatego ona była taka ciężka…— Nie rozpraszaj mnie — zażądałam, bo już zaczęłam przemyśliwać sprawę.— Nareszcie zaczynam to wszystko rozumieć, chociaż wyjścia jeszcze nie widzę.Potrzebny jest Janusz.— Też tak uważam.Nawet dzwoniłam, ale go nie było.— I nadal nie ma.Widzieli cię?— Kto?— Ci faceci w Wilanowie.I tak na oko, kto to był? Przemytnicy czy gliny?— Na dwoje babka wróżyła.Z tyłu widzieli mnie dokładnie, a od frontu jeden chyba spojrzał.Bo co?— Bo lepiej, żeby cię nie znali z twarzy.Może teraz ja tam powinnam pojechać? Gdzie to jest, dokładnie?— Łatwo trafić, taka willa z wieżyczką stoi obok i rzuca się w oczy…— Co?!— Willa z wieżyczką stoi obok…— Z jaką wieżyczką? Kamienną?— Kamienną.Bo co?— Nie do wiary…Znów mnie na moment ogłuszyło.Rany boskie, Dominik Alicji…! Ma to jakiś związek czy nie? Kto tam mieszka…?!Moja synowa patrzyła pytająco i z niepokojem, wsparta o wieszak, bo od początku nie ruszyłyśmy się z przedpokoju
[ Pobierz całość w formacie PDF ]