[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— No tak, oczywiście — powiedziała pani Lytcham Roche, jeszcze bardziej niepewnym tonem,— Czy mam go zawiadomić, madame, że podano do stołu?— Och, dziękuję, Digby.Tak, to chyba… tak, tak…— Sama nie wiem — powiedziała do swych gości po wyjściu lokaja — co bym zrobiła bez Digby’ego!Nastała chwila milczenia.Digby ponownie pojawił się w pokoju.Oddychał nieco szybciej, niż powinien oddychać dobrze wyszkolony lokaj.— Przepraszam, madame… drzwi gabinetu są zamknięte na klucz.Herkules Poirot powziął inicjatywę.— Chyba powinniśmy pójść do gabinetu — oznajmił.Ruszył pierwszy, a wszyscy podążyli za nim.Przejął rolę głównodowodzącego w sposób całkowicie naturalny.Nie był już komicznie wyglądającym cudzoziemcem, lecz człowiekiem o silnej osobowości, panującym nad sytuacją.Przeszli przez hol, minęli klatkę schodową, wielki stojący zegar i dotarli do wnęki, w której wisiał gong.Dokładnie naprzeciw tej wnęki znajdowały się zamknięte drzwi gabinetu.Poirot zapukał, najpierw delikatnie, a potem mocniej.Ale nie było żadnej odpowiedzi.Zwinnie przyklęknął i przyłożył oko do dziurki od klucza, po czym wstał i rozejrzał się po obecnych.— Messieurs — powiedział — musimy wyważyć te drzwi.Natychmiast!I tym razem nikt nie zakwestionował jego polecenia.Geoffrey Keene i Gregory Barling byli najmocniej zbudowani, pod dowództwem Herkulesa Poirot zaatakowali drzwi.Nie była to jednak łatwa sprawa.Drzwi w Lytcham Close miały masywną konstrukcję — nie było tu miejsca na nowoczesne tandetne budownictwo.Dzielnie stawiały opór, ale w końcu ustąpiły pod zmasowanym atakiem mężczyzn i z trzaskiem runęły do wewnątrz gabinetu.Wszyscy przystanęli niezdecydowanie na progu.Ujrzeli to, czego się podświadomie obawiali.Naprzeciw drzwi znajdowało się francuskie okno.Po lewej stronie, między drzwiami a oknem, stało duże biurko.Bokiem do niego siedział w fotelu potężnie zbudowany, zgięty wpół i wychylony do przodu mężczyzna.Był odwrócony do nich plecami, a twarzą do okna, ale pozycja jego ciała mówiła sama za siebie.Jego prawa ręka zwisała bezwładnie, a pod nią, na dywanie, leżał mały, błyszczący rewolwer.— Proszę zabrać stąd panią Lytcham Roche i dwie pozostałe damy — powiedział stanowczym tonem Poirot do Gregory’ego Barlinga.Barling kiwnął ze zrozumieniem głową.Kiedy położył dłoń na ramieniu pani domu, poczuł, że ta drży.— Zastrzelił się — szepnęła.— To straszne! — Znów zadrżała, a potem pozwoliła Barlingowi wyprowadzić się do holu.Joan Ashby i Diana Cleves podążyły za nimi.Poirot wszedł do gabinetu, a w ślad za nim dwaj młodzi mężczyźni.Przyklęknął obok ciała, dając im ruchem ręki znak, żeby się nieco odsunęli.W prawej skroni denata znalazł otwór po kuli.Przeszyła ona na wylot głowę i musiała trafić w wiszące na ścianie lustro, ponieważ było ono stłuczone.Na biurku leżała kartka papieru, na której widniało tylko jedno słowo „Przepraszam”, napisane w pośpiechu, drżącą, niepewną ręką.Poirot rzucił okiem na drzwi.— W zamku nie ma klucza — rzekł.— Zastanawiam się…Wsunął rękę do kieszeni marynarki martwego mężczyzny.— Jest — oznajmił.— Przynajmniej tak mi się wydaje.Czy mógłby pan go wypróbować, monsieur?Geoffrey Keene wziął klucz i wsadził go do zamka.— Tak, to ten, pasuje.— A francuskie okno?Harry Dalehouse podszedł do dużych oszklonych drzwi.— Zamknięte.— Pozwoli pan? — Poirot szybko wstał i zbliżył się do Harry’ego.Otworzył okno i przez chwilę przyglądał się badawczo rosnącej pod nim trawie, a potem ponownie je zamknął.— Panowie — powiedział — trzeba wezwać policję.Dopóki nie przyjadą i nie stwierdzą, że to istotnie samobójstwo, nie wolno niczego dotykać.Śmierć musiała nastąpić mniej więcej przed kwadransem.— Wiem — oznajmił Harry ochrypłym głosem.— Słyszeliśmy strzał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]