[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zerknął na Tony ego, który wyglądał przez boczne okno wynajętego samochodu.Towłaśnie był jeden z minusów jego powrotu do Nebraski.Tęsknił za swoim dżipem.W takimdżipie, jadąc do domu, człowiek może sobie myśleć o różnych sprawach.Może zjechać zutartego szlaku i rozładować stresy, ryjąc ziemię, czując pod kołami kamienie i błoto.Ale wstarym wynajętym oldsmobile u alero takie rzeczy nie wchodziły w grę.Zresztą tęsknił nie tylko za dżipem.W ciągu kilku minionych lat wydarzyło sięmnóstwo rzeczy, przez które czuł się rozdarty między dwoma domami, a nawet dwomaświatami.Kiedyś przeprowadzka do Bostonu wydawała się właściwym posunięciem,najlepszą rzeczą, jaka mogła go spotkać.Dawała mu szansę wyjścia z cienia ojca.Poza tymlubił swoją pracę, był zastępcą prokuratora okręgowego.Poznał fantastycznych ludzi, międzyinnymi Jill.Ale w dni takie jak ten odnosił wrażenie, jakby nigdy nie wyjechał z Nebraski, wdalszym ciągu było tam tyle bliskich osób, i zostawił tam tak wiele z siebie.Niezależnie odtego, jak bardzo się starał wprowadzić zmiany w swoim życiu i patrzeć w przyszłość,przeszłość wciąż wypływała na powierzchnię.Niecierpliwość - był pewny, że jego siostraChristine zgodziłaby się z nim - należała właśnie do jego starych wad.- Co się dzieje, do diabła? - rzucił w końcu, doszedłszy do wniosku, że dłużej nie jestw stanie czekać.- Dziwne, co? %7łe doszło do czegoś takiego.- Nie, dziwne jest co innego.Naprawdę ci się wydaje, że coś przede mną ukryjesz?- Co takiego?Tony odwrócił się wreszcie od mijanych za oknem widoków.- Detektywi Carmichael i Pakula pozwolili ci kręcić, bo cię nie znają, ale ja cię znam,Tony.Mnie nie oszukasz.I wiesz co, tych detektywów też nie oszukasz.Wezwą cię nakolejne przesłuchanie.- O czym ty gadasz? Już im wszystko powiedziałem.- Taa, odpowiedziałeś na ich pytania.Wiesz, co mi to przypominało? - Nick starał sięchoć trochę uspokoić.- Pamiętasz, jak w szóstej klasie zabraliśmy wazon pani Wilkes z jejbiurka, bo zawsze kazała nam pisać jakieś durne wiersze na jego temat?- To miały być haiku.- Taa, te bzdurne japońskie wierszydła przerobione na jankeską modłę.To jak,pamiętasz aferę z tym wazonem?- Pamiętam - odparł Tony.Patrząc na jego minę, Nick zrozumiał, że przyjaciel pamięta to inaczej, że to zdarzenienie budzi w nim wstydu ani poczucia winy.- Tony, nienawidziliśmy tego paskudnego wazonu i chcieliśmy się go pozbyć.Taknaprawdę jednak zamierzaliśmy go tylko schować na jakiś czas do szafy, żeby pani Wilkeszdenerwowała się jak diabli, bo to nie był zwykły wazon, tylko zabytkowy i bardzo cenny.Apotem mieliśmy go niby znalezć i zostać bohaterami.- To nadal brzmi jak świetny pomysł - zaśmiał się Tony.- Taa, wspaniały.Tyle że rozbiłeś ten wazon.- Wyśliznął mi się z rąk.- I rozbił na tysiąc kawałków.- To był wypadek.- Dyrektor Kramer wezwał nas do swojego gabinetu - mówił dalej Nick, zadowolony,że Tony nie był już tak rozbawiony wspomnieniem, tylko przyjął pozycję obronną,skrzyżował ramiona na piersi, a jego zainteresowanie mijanym krajobrazem było wyraznieudawane.- Pytał, czy ukradliśmy wazon pani Wilkes.Powiedziałeś, że nie.Nie skłamałeś, bomy nazywaliśmy to porwaniem.Zapytał, czy to z perfidnej złośliwości go rozbiliśmy.Powiedziałeś, że nie.To także nie było kłamstwo, bo stłukłeś go niechcący.Przed chwiląmiałem wrażenie, jakbym znowu znalazł się w gabinecie Kramera.Na wszystkie pytaniadetektywów odpowiadałeś ogródkami.- Objął przyjaciela spojrzeniem, na krótki moment ichoczy spotkały się.- Muszę o to zapytać, Tony.Co ty, do diabła, ukrywasz?Nick oczekiwał znów jakichś wykrętów lub że Tony wpadnie w złość.Ten jednakodparł po prostu:- Nie mogę ci powiedzieć, Nick.I odwrócił wzrok, żeby znowu patrzeć przez okno.Zamknął temat, pozostawiającprzyjaciela w kompletnej niewiedzy.ROZDZIAA DWUDZIESTYGibson nie zdawał sobie sprawy, że od kilku już godzin siedział wpatrzony w ekrankomputera.Gra dobiegła końca, a on wciąż patrzył.Nie brał w niej udziału, nawet nie bardzoją śledził.Po raz pierwszy w niej nie uczestniczył.Słyszał trzaśniecie drzwi frontowych.Spojrzał w dolny prawy róg ekranu,sprawdzając, która godzina.Siedemnasta dwadzieścia pięć.Mama będzie wściekła.Znowubędzie gadać, jak to się zamartwia, że on siedzi zamknięty w swoim pokoju.%7łe zostanieodludkiem jak Emily Dickinson i umrze nieznany.W tym tygodniu na tapecie była dobrastara Emily, gdyż koleżanka mamy z wakacyjnego kursu w college u akurat opowiadała ozmarłych poetkach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]