[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zauważyłem, że ostatnimi czasy była okropnie nadęta, ale nie wiedzia-łem, dlaczego. A Josie? Ach, Josie pewnie wiedziała, co się święci.Prawdopodobnie ona cały ten plan wy-myśliła.Josie nie jest głupia.To rozgarnięta dziewczyna.Harper skinął głową.Josie sprowadziła Ruby Keene.Josie niewątpliwie protegowa-ła przyjazń z Jeffersonami.Nic dziwnego, że się zdenerwowała, kiedy owego wieczoruRuby nie zjawiła się na występ i stary Jefferson zaniepokoił się tym.Musiała się obawiać,że jej plany się rozbiją.Superintendent zapytał: Czy sądzi pan, że Ruby Keene była w stanie zachować tajemnicę? Owszem tak jak większość dziewcząt.Nie mówiła zbyt dużo o swoich spra-wach. Czy wspomniała kiedykolwiek cokolwiek o jakimś przyjacielu z dawniej-szych lat, który chciałby ją tu odwiedzić lub z którym miałaby jakieś przykrości? Panzapewne rozumie, co mam na myśli. Rozumiem doskonale.Ale, o ile mi wiadomo, takiego przyjaciela nie było.W każ-dym razie nigdy nic takiego nie mówiła. Dziękuję panu.Proszę teraz jeszcze opowiedzieć swoje wrażenia z wczorajszegowieczoru. Dobrze.O godzinie dziesiątej trzydzieści odtańczyliśmy z Ruby nasz numer& Czy zauważył pan wówczas coś niezwykłego w jej zachowaniu?Raymond zastanowił się chwilę. Nie.Co robiła potem, nie wiem.Musiałem dbać o moje klientki, mianowicie o tepanie, z którymi miałem zatańczyć.Przypominam sobie tylko, że zauważyłem, iż Rubynie ma na sali dansingowej.O dwunastej nie zjawiła się.Zirytowałem się i poszedłemdo Josie.Josie grała w brydża z Jeffersonami.Nie miała pojęcia, gdzie Ruby może być.Odniosłem wrażenie, że się przestraszyła.Widziałem, jak ukradkiem spojrzała z lękiemna starego Jeffersona.Poprosiłem orkiestrę, żeby zagrali jeszcze jakiś taniec, a sam po-szedłem do biura zatelefonować do Ruby.Nikt się nie zgłosił.Wróciłem do Josie.Wyra-ziła przypuszczenie, że Ruby może zasnęła w swoim pokoju.Oczywiście pomysł idio-tyczny! Ale powiedziała tak tylko z powodu Jeffersonów.Wyszła ze mną i powiedziała,że pójdziemy razem na górę. Tak.I co powiedziała, kiedy zostaliście sami?59 O ile pamiętam, wyglądała na wściekłą i powiedziała: Do diabła z tą wariatką.Nie wolno takich rzeczy robić.Zniweczy sobie wszystkie szanse.Czy wiesz, z kim możebyć? Powiedziałem, że nie mam najmniejszego pojęcia.Ostatnio widziałem ją z mło-dym Bartlettem.Josie powiedziała: Z nim na pewno nigdzie nie ruszyła.Gdzież onamoże być? Chyba nie z tym filmowcem, co?Harper przerwał gwałtownie: F i l m owc e m ? Kto to jest? Nie wiem, jak się nazywa.Nigdy tu nie mieszkał.Wygląda bardzo dziwnie: długieczarne włosy i taki teatralny w ubiorze.Ma coś wspólnego z filmem, o ile wiem, a przy-najmniej Ruby tak mówiła.Był tu dwa, może trzy razy na kolacji, a potem tańczył z Ru-by.Ale nie przypuszczam, żeby go bliżej znała.Powiedziałem, że nie widziałem go chybadzisiaj.Na to Josie: No z k imś musiała wyjść.Ale co ja powiem Jeffersonom? Zapyta-łem, co to ich obchodzi? Ale Josie upierała się, że ich to bardzo obchodzi.Potem jeszczepowiedziała, że nigdy nie wybaczy Ruby, jeśli popsuła coś tym głupim wyskokiem. Weszliśmy do pokoju Ruby.Jej oczywiście nie było, ale musiała wyjść niedawno,bo suknia leżała na krześle.Josie zajrzała do szafy i powiedziała, że Ruby włożyła swo-ją starą białą suknię.Powinna była włożyć czarną aksamitną, gdyż mieliśmy zatańczyćhiszpański taniec.Teraz byłem już naprawdę wściekły, że mi zrobiła taki kawał.Josie ro-biła, co mogła, aby mnie uspokoić, i przyrzekła, że sama zatańczy, żeby stary Prestcottnie mógł mieć pretensji do nas.Przebrała się, zeszliśmy na dół i zatańczyliśmy tango z lekka stylizowane, bardzo efektowne, ale nie meczące.Josie była okropnie rozgnie-wana, gdyż kostka bolała ją bardzo.Po tańcu prosiła mnie, żeby jej dopomóc w uspoko-jeniu Jeffersonów.Powiedziała, że to konieczne.Robiłem wobec tego, co mogłem.Superintendent Harper skinął głową. Dziękuję. A pomyślał sobie: To było koni e c z ne, nie można zaprzeczyć!Pięćdziesiąt tysięcy funtów!Odprowadził wzrokiem Raymonda, który oddalił się sprężystym krokiem.Schodzącz tarasu, zabrał po drodze siatkę z piłkami i rakietę.Pani Jefferson również z rakietąw ręku przyłączyła się do niego i oboje udali się na kort. Przepraszam pana! Sierżant Higgins zjawił się bez tchu. W tej chwili nade-szła dla pana wiadomość z komisariatu policji.Jacyś robotnicy donieśli, że widzieli dziśrano łunę.Pół godziny temu znaleziono w kamieniołomach wypalone auto.W kamie-niołomie Venna dwie mile stąd.W aucie znajdują się zwęglone zwłoki.Rubaszna twarz Harpera poczerwieniała.Zawołał: Co się dzieje w Glenshire? Epidemia morderstw? Czy ma pan jeszcze jakieś trage-die na składzie? Następnie zapytał: Czy można jeszcze rozpoznać numer wozu? Nie, ale możemy go ustalić na podstawie numeru motoru.Wydaje się, że to mi -n o a n 1 4.Rozdział ósmySir Henry Clithering szedł przez hol, nie rozglądając się prawie.Był pogrążonyw myślach.Mimo to podświadomość jego notowała pewne spostrzeżenia, które zapa-dły w nią, aby wyłonić się znowu w odpowiednim czasie.W windzie sir Henry zastanawiał się, czym się jego przyjaciel mógł tak zdenerwo-wać.Conway Jefferson nie wzywał go dla błahej przyczyny.A wiec musiało zajść cośniezwykłego.Jefferson nie marnował czasu na zbyteczne frazesy.Powiedział tylko: Dziękuję ci, żeś przyjechał.Edwards, proszę panu przynieść coś do picia.Przy-puszczam, że nic nie wiesz? Jeszcze gazety nie pisały o tym?Sir Henry zaprzeczył.Jego ciekawość została rozbudzona. Co się stało? Morderstwo.Jestem w nie wmieszany, tak samo jak twoi przyjaciele, państwoBantry. Artur i Dolly Bantry? zdziwił się Clithering. Tak, trzeba ci wiedzieć, że zwłoki znaleziono w ich domu.Krótko i zwięzle Jefferson opowiedział całe wydarzenie.Sir Henry słuchał nie prze-rywając.Obaj przywykli badać każdą sprawę do gruntu.Gdy służył jako komisarz po-licji w stolicy, sir Henry był znany ze swego bystrego oka, którym od razu dojrzał naj-istotniejsze momenty każdej sprawy. Bardzo niecodzienna historia stwierdził, gdy przyjaciel skończył. Jak my-ślisz, dlaczego pułkownikostwo są wplątani w tę aferę? To mnie właśnie martwi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]