[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dlaczego wyszedł z pokoju? - zainteresował się Poirot.- O to samo go pytałem! - wykrzyknął sir Harry.- Okazuje się - odparł lord Alloway - że kiedy skończył układać dokumenty na biurku, usłyszał kobiecy krzyk.Wybiegł do hallu.Na schodach stała pokojówka pani Conrad, blada i wystraszona, twierdząc, że zobaczyła ducha: wysoką postać w bieli, poruszającą się bezszelestnie.Fitzroy wyśmiał ją i w grzeczny sposób dał dziewczynie do zrozumienia, że mówi bzdury.Po czym wrócił do gabinetu, akurat kiedy my wchodziliśmy tam od ogrodu.- Wszystko wydaje się jasne - powiedział Poirot w zamyśleniu - z wyjątkiem jednej kwestii.Czy pokojówka jest wspólniczką? Czy krzyczała, ponieważ uzgodniła tak z kimś czającym się na zewnątrz, czy też złodziej czekał w ukryciu na sposobność? Podejrzewam, że pan widział mężczyznę, nie kobietę, prawda?- Powiadam panu, panie Poirot, że to był tylko cień.Prychnięcie, jakie wydał z siebie admirał, nie dawało się zignorować.- Jak sądzę, pan admirał ma coś do powiedzenia - zauważył Poirot z lekkim uśmiechem.- Pan też widział ten cień, sir Harry?- Nie widziałem.I Alloway też nie widział.Pewnie i zauważył kołyszącą się gałąź drzewa, a potem, kiedy odkryliśmy kradzież, pochopnie wyciągnął wniosek, że widział kogoś na tarasie.To wszystko jest wina wyobraźni.- Zazwyczaj nie przypisuje mi się wybujałej wyobraźni - odrzekł lord Alloway, uśmiechając się pod nosem.- Bzdura, wszyscy mamy wyobraźnię.Sami się doprowadzamy do tego i wierzymy, że widzieliśmy więcej niż w rzeczywistości.Mam za sobą lata doświadczenia na morzu i jestem gotów założyć się, że widzę lepiej niż jakikolwiek szczur lądowy.Patrzyłem na taras i gdyby było coś do zobaczenia, tobym zobaczył.Admirał był najwyraźniej podniecony.Poirot wstał i szybko podszedł do drzwi prowadzących do ogrodu.- Można? - zapytał.- Jeżeli to możliwe, powinniśmy rozstrzygnąć ten problem.Wyszedł na taras, a my za nim.Z kieszeni wyjął latarkę i w jej świetle oglądał trawę wokół tarasu.- Gdzie pan widział ten cień, milordzie? - spytał.- Powiedziałbym, że mniej więcej naprzeciw drzwi.Jeszcze kilka minut zajęły Poirotowi dokładne oględziny tarasu w świetle latarki, po czym zgasił ją i wyprostował się.- Sir Harry ma rację, a pan się mylił, milordzie - rzekł cicho.- Wieczorem spadł rzęsisty deszcz.Każdy kto by szedł po trawie, musiałby zostawić ślady.A tymczasem nic nie ma.Poirot przenosił spojrzenie z twarzy jednego mężczyzny na twarz drugiego.Lord Alloway był zdumiony i nie przekonany, natomiast sir Harry głośno wyraził zadowolenie.- Wiedziałem, że nie mogę się mylić - mówił.- Na swoich oczach mogę naprawdę polegać.Przedstawiał sobą tak typowy okaz wilka morskiego, ze nie mogłem powstrzymać uśmiechu.- Zatem zostają tylko domownicy i goście - rzekł gładko Poirot.- Wróćmy zatem do nich.Milordzie, czy ktoś mógł wejść do gabinetu z hallu, w czasie kiedy pan Fitzroy rozmawiał z pokojówką na schodach?Lord Alloway pokręcił głową.- To niemożliwe.Złodziej musiałby przejść koło niego.- A sam Fitzroy.jest pan go pewien?Lord Alloway poczerwieniał.- Absolutnie, panie Poirot.Mogę ręczyć za mojego sekretarza.To wykluczone, by w jakikolwiek sposób był zamieszany w tę sprawę.- Wszystko wydaje się niemożliwe - zauważył Poirot oschle.- Może projekty same przyczepiły sobie skrzydełka i odfrunęły.comme ca! - Poirot dmuchnął, wyjąwszy zabawnie policzki jak cherubinek.- To w ogóle jest niemożliwe - zniecierpliwił się lord Alloway - ale błagam, niech pan nie podejrzewa Fitzroya.Niech pan tylko pomyśli: mógł przecież z łatwością przekalkować te projekty, nie musiał ich kraść!- Uwaga jak najbardziej bien juste[50], milordzie - przyznał Poirot.- Widzę, że ma pan umysł porządny i metodyczny.L'Angleterre może być z pana dumna.Lord Alloway poczuł się skrępowany tą nieoczekiwaną pochwałą.Poirot powrócił do tematu.- Pokój, w którym państwo spędzili cały wieczór.- Byliśmy w salonie.-.też ma drzwi na taras; pamiętam, jak pan wspomniał, że tamtędy pan wyszedł.Czy złodziej mógł wyjść na taras drzwiami z salonu i wejść do gabinetu od tarasu, w czasie kiedy pan Fitzroy był nieobecny, a potem wrócić tą samą drogą?- Ależ zobaczylibyśmy go! - zaoponował admirał.- Nie wtedy, gdyby panowie byli do niego odwróceni plecami.- Fitzroya nie było tylko parę minut, tyle ile zajęłoby nam dojście do końca tarasu i z powrotem.- Nieważne.To tylko możliwość.Zresztą jedyna w tej sytuacji.- Ale kiedy wychodziliśmy, w salonie nikogo już nie było - rzeki admirał.- Ktoś mógł przyjść później.- Chce pan powiedzieć - zapytał lord Alloway - że kiedy Fitzroy usłyszał krzyki pokojówki i wyszedł do hallu, ktoś ukryty w salonie pobiegł do gabinetu i z powrotem, a z salonu wyszedł, dopiero kiedy Fitzroy zdążył tu wrócić?- Ma pan metodyczny umysł - odparł Poirot z ukłonem.- Doskonale pan przedstawił tę sprawę.- Może to ktoś ze służby?- Albo gość.Krzyczała pokojówka pani Conrad.Co może mi pan powiedzieć na temat pani Conrad?Lord Alloway namyślał się przez chwilę.- Mówiłem już, że jest to osoba znana w towarzystwie, w tym sensie, to prawda, że wydaje duże przyjęcia i wszędzie można ją spotkać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]