[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.CzyMax miała szafę wnękową? Rzuciłem okiem na jej rodziców.Zdążyli już zdjąć okrycia.Znikądpodpowiedzi.No pięknie.Całą naszą historyjkę szlag trafi tylko dlatego, że nie wiem, co zrobićz kurtką.Namierzyłem dwoje drzwi, które mogły być drzwiami do szafy.Albo do łazienki. Pralni.Czegokolwiek. Więc Mackenzie się ubiera?  zapytała jej mama, marszcząc brwi.Oho, dałbym głowę, że myśli dokładnie to, o co podejrzewała ją Max. Chyba bierze prysznic.Powiedziałem jej, żeby nie zawracała sobie tym głowy, ale chcepo prostu ładnie dla was wyglądać.I miejmy nadzieję, że nie założy dresów. Myślisz, że będzie chciała, żebyśmy zrobili trochę zdjęć?  Pani Miller rozjaśniła sięjak choinka w Boże Narodzenie.Naprawdę łatwo ją było rozproszyć. Chyba tak  potwierdziłem. To w końcu nasze pierwsze wspólne święta.Fajniebyłoby je uwiecznić.Zaryzykowałem i otworzyłem jedne z drzwi.Bingo! Szafa! Przedstawienie trwało dalej.Wieszałem kurtkę, gdy pani M.zaatakowała mnie od tyłu.Objęła mnie w pasie i ścisnęłatak mocno, że przez moment myślałem, że zakłada mi chwyt Heimlicha. Tak strasznie się cieszę, że poznaliście się z Mackenzie.Wiem, że to tylko kilkatygodni, ale masz na nią cudowny wpływ.Wcześniej nigdy nie pozwalała mi robić sobie zdjęć.Ups.Max dostanie szału. Ależ ja jej wcale nie zmieniłem  odparłem z uśmiechem. Była cudowna wcześnieji jest cudowna teraz. Mick! Słyszałeś, co powiedział ten młody człowiek? Mógłbyś wziąć od niego kilkalekcji.Mick dzwignął się ciężko z kanapy i przyczłapał do kuchni. Na twoim tle zaczynam kiepsko wyglądać  mruknął bez złośliwości. Bardzo przepraszam.Pani M.klepnęła męża w ramię, a potem pogroziła mi palcem. Nie waż się go słuchać, Cade!  upomniała mnie. Tak, proszę pani  zapewniłem służbiście, wzdychając w duchu.Oj, to będzie trudny dzień.Mama Max szalała w kuchni.Zaoferowałem się z pomocą, ale nie chciała o tym słyszeć.Gdy tylko zostawiała na chwilę garnki, zabierała się za dekorowanie salonu.Przywiozła ze sobąozdobne poduszki, równie ozdobne narzuty i na dokładkę mnóstwo ramek na zdjęcia.Zaczynałem rozumieć, że Max jest kompletnym przeciwieństwem swoich rodziców.Zapewnedlatego, że chciała nim być. Skąd jesteś, Cade?  zapytała pani M., doprawiając indyka. Z Teksasu. Naprawę?  ucieszyła się. A skąd dokładnie? Bo my mamy dom w Oklahomie. Wychowałem się w Fort Worth. Rodzice dalej tam mieszkają?Drgnąłem.Nigdy nie lubiłem o tym mówić. Tak właściwie to babcia.Moja mama nie żyje, a ojciec& no cóż, nigdy nie był częściąrodziny.Pani M.zastygła na chwilę, z jedną ręką wciąż w indyczej dziurze. Och, kochanie.Tak mi przykro. W porządku  zapewniłem. To było tak dawno temu, że prawie jej nie pamiętam.Poza tym mam babcię.To mi wystarczy.Przynagliła mnie, bym do niej podszedł. Bliżej, no chodz  poprosiła, gdy zatrzymałem się o krok dalej. Gdy znalazłem się tuż obok, obdarzyła mnie najdziwniejszym jednoręcznym uściskiem,jakiego w życiu zaznałem.Drugą ręką niestrudzenie obmacywała wnętrze wielkiego ptaka. Posłuchaj, Cade  zaczęła cicho. To nieważne, czy pamiętasz, czy nie.Wciążniewymownie mi przykro, że musiałeś przez to wszystko przechodzić.To dziwne, ale zrobiło mi się lżej na sercu.Sytuacja była absurdalna, ale& Choćrozumiałem, dlaczego Max tak panicznie reaguję na swoich najbliższych, oddałbym wszystko,byle tylko mieć rodziców.A niechby i pojawiali się niezapowiedziani i wtykali nos w nieswojesprawy.Babcia miała już swoje lata i swoją mądrość, choć nie wątpiłem, że gdyby była młodsza,chętnie zrobiłaby nalot ze dwa, trzy razy w roku. No dobra& to co się dzieje?Słysząc głos córki, pani M.wypuściła mnie z objęć.Max stała w korytarzu i gapiła się nanas zmrużonymi oczyma.Chyba jednak zrezygnowała z prysznica.Ubrała się w zakrywającycałe ciało i wszystkie tatuaże golf, a na głowie miała coś podejrzanie normalnego.Minus kolor,ten nadal był wściekle czerwony.Nawet jej makijaż wyglądał inaczej.Delikatniej.Krótkomówiąc, Max nadal wyglądała z grubsza jak Max, ale na pół, a może nawet na ćwierć gwizdka.Już tęskniłem za mniej grzeczną wersją. Nic takiego, kochanie.Cade opowiadał mi właśnie o swoich rodzicach.Max posłała mi spłoszone spojrzenie. Tak, jasne, o rodzicach.No cóż, pora zmienić temat. Pani Miller, może mi pani powiedzieć, jaka była Max jako dziecko?  poprosiłemprzymilnie.Mama Max prawie podskoczyła z radości. Cudownie się składa! Mam ze sobą stare zdjęcia.Prawie nie rozstaję się z tym albumem powiedziała, nie kryjąc zachwytu.Max wyglądała, jakby miała ochotę krzyczeć.Gdyby spojrzenie mogło zabijać, byłbymbardzo zmaltretowanym trupem.Podeszła do mnie i usiadła na sąsiednim stołku. Tak, zdjęcia z dzieciństwa.Zwietny pomysł, misiaczku.Chwyciła moją dłoń i splotła nasze palce.Z zewnątrz pewnie wyglądało to, jak pieszczotazakochanych.Tak naprawdę Max wykorzystała to, by wbić mi w skórę długie pazurki.Zabolało.I odniosło skutek odwrotny do zamierzonego, bo przez chwilę mogłem myśleć jedynie o tym,jakby to było poczuć coś podobnego w zgoła innych okolicznościach.Uniosłem jej dłoń do ust i ucałowałem.Zamrugała pospiesznie.Oczy miała okrągłez zaskoczenia. Koteczku, nie możesz winić mnie za to, że chcę zobaczyć, jak wyglądałaś, gdy byłaśuroczym bobaskiem  wymruczałem.Kiedy jej mama poszła do pokoju poszukać albumu, Max pochyliła się do mniei wyszeptała mi do ucha: A żebyś wiedział, że mogę i będę, Rycerzyku.To się przestaje robić zabawne. Naprawdę? Myślałem, że bardzo& Pózniej, kiedy będziemy sami& O, podoba mi się twój tok myślenia!Max roześmiała się na użytek rodziców.Jak dla mnie, nie nabrałaby nawet ofiarylobotomii. Nie myśl, że cię nie ukatrupię, przystojniaku  zapowiedziała. Ej, poczekaj.Wcześniej byłem Rycerzykiem!Zaczerpnęła głęboko powietrza i mogłem sobie wyobrazić, jak liczy powoli, by się uspokoić.Nie powinienem jej wnerwiać, ale nie mogłem się powstrzymać.Z zarumienionymi zezłości policzkami i oczyma, ciskającymi gromy, wyglądała nieodparcie kusząco. Przepraszam, przepraszam  powiedziałem wreszcie. Po prostu tak fajnie sięnakręcasz& Serio chcesz się tak bawić?  zapytała groznie.Chętnie uściśliłbym zasady gry, ale w drzwiach pojawił się właśnie trzeci zawodnik, czylipani M. Proszę bardzo  oświadczyła z szerokim uśmiechem, kładąc przed nami gruby album.Rodzinne pamiątki.Pierwsze zdjęcie przedstawiało Max zaraz po tym, jak rodzice przyjechali z nią zeszpitala.Na ścianie w dziecinnym pokoju był napis MACKENZIE, a całe pomieszczenie tonęłow rozmaitych odcieniach różu.Max wyglądała tak, jak inne małe dzieci  mała, trochępomarszczona i łysa.Za to na głowie pani Miller piętrzyły się puchate blond-loki, któreupodobniały ją do bohaterki musicalu. Muszę powiedzieć, że wcale się pani nie zmieniła  rzuciłem kurtuazyjnie.Zachichotała jak spłoszona panienka. Och, proszę, daj spokój. No właśnie, daj spokój  syknęła Max, oswobadzając dłoń z mojego uścisku.Kiedy przejęła kontrolę nad albumem, straciłem szansę, by przyjrzeć się zdjęciomdokładnie.Przerzucała kolejne strony z prędkością światła i mało co zobaczyłem, ale zyskałempewność co do jednej rzeczy.Rodzice Max nigdy nie pozwalali jej być sobą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl