[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Widząc, że szczypce przytłoczonego do ziemi monstrum bezsilnie orzą piach, Ciri doskoczyła, z rozmachem wbiła kordzik w podrygujące cielsko.Wyszarpnęła ostrze, uderzyła jeszcze raz.I jeszcze raz.Jednorożec wyrwał róg i z impetem spuścił na beczkowaty korpus przednie kopyta.Tratowane monstrum nie próbowało się już zakopywać.Nie poruszało się w ogóle.Piasek wokół niego zawilgotniał od zielonkawej cieczy.Nie bez trudności wydostali się z leja.Odbiegłszy kilka kroków, Ciri bezwładnie zwaliła się na piasek, dysząc ciężko i dygocząc pod falami atakującej krtań i skronie adrenaliny.Jednorożec obszedł ją dookoła.Stąpał niezgrabnie, z rany na udzie ciekła mu krew, spływając po nodze na pęcinę, znacząc kroki czerwonym śladem.Ciri podniosła się na czworaki i zwymiotowała gwałtownie.Po chwili wstała, zatoczyła się, podeszła do jednorożca, ale Konik nie pozwolił się dotknąć.Odbiegł, po czym przewrócił się na piach i wytarzał.A potem wyczyścił róg, kilkakrotnie dźgając nim w piasek.Ciri też oczyściła i wytarła klingę kordzika, co i rusz niespokojnie zerkając w stronę niedalekiego leja.Jednorożec wstał, zarżał, podszedł do niej stępa.- Chciałabym obejrzeć twoją ranę, Koniku.Konik zarżał i potrząsnął rogatym łbem.- Jeśli nie, to nie.Jeśli możesz iść, idziemy.Lepiej nie zostawajmy tu.* * *Niedługo potem pojawiła się na ich drodze kolejna rozległa ławica piachu, cała aż do krawędzi otaczających ją skał upstrzona wygrzebanymi w piasku lejami.Ciri przyglądała się z przerażeniem - niektóre leje były co najmniej dwukrotnie większe od tego, w którym niedawno walczyli o życie.Nie odważyli się przeciąć ławicy, lawirując pomiędzy lejami.Ciri była przekonana, że leje były pułapkami na nieostrożne ofiary, a siedzące w nich monstra z długimi kleszczami były groźne tylko dla ofiar, które do lejów wpadały.Zachowując ostrożność i trzymając się z daleka od dołów, można było pokonać piaszczysty teren na przełaj, nie lękając się, że któryś z potworów wylezie z leja i zacznie ich gonić.Była pewna, że nie ma ryzyka - ale wolała nie sprawdzać.Jednorożec był najwyraźniej podobnego zdania - parskał, prychał i odbiegał, odciągał ją od ławicy piasku.Nadłożyli drogi, szerokim łukiem omijając niebezpieczny teren, trzymając się skał i twardego kamienistego gruntu, przez który żadna z bestii nie byłaby w stanie się przekopać.Idąc, Ciri nie spuszczała z lejów oka.Kilkakrotnie widziała, jak z morderczych pułapek strzelały w górę fontanny piachu - potwory pogłębiały i odnawiały swoje siedziby.Niektóre leje były tak blisko siebie, że wyrzucany przez jedno monstrum żwir trafiał do innych dołków, alarmując ukryte na dnie stwory, a wtedy rozpoczynała się straszliwa kanonada, przez kilka chwil piasek świszczał i prał dookoła jak grad.Ciri zastanawiała się, na co piaskowe potwory polują na bezwodnym i martwym pustkowiu.Odpowiedź przyszła sama - z jednego z bliższych dołów szerokim łukiem wyfrunął ciemny przedmiot, z trzaskiem padając niedaleko nich.Po krótkiej chwili wahania zbiegła ze skał na piasek.Tym, co wyleciało z leja, był trupek gryzonia przypominającego królika.Przynajmniej z futerka.Trupek był bowiem skurczony, twardy i suchy jak wiór, lekki i pusty jak pęcherz.Nie było w nim ani kropli krwi.Ciri wzdrygnęła się - wiedziała już, na co szkarady polują i jak się odżywiają.Jednorożec zarżał ostrzegawczo.Ciri uniosła głowę.W najbliższej okolicy nie było żadnego leja, piasek był równy i gładki.I na jej oczach ten równy i gładki piasek wybrzuszył się nagle, a wybrzuszenie szybko zaczęło sunąć w jej stronę.Rzuciła wyssane truchełko i pędem umknęła na skały.Decyzja, by ominąć piaszczystą ławicę, okazała się bardzo słuszna.Poszli dalej, omijając najmniejsze nawet połacie piasku, stąpając wyłącznie po twardym gruncie.Jednorożec szedł wolno, utykał.Z jego skaleczonego uda wciąż ciekła krew.Ale nadal nie pozwalał jej podejść i obejrzeć rany
[ Pobierz całość w formacie PDF ]