[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zabił technika, ranił asystenta.Wybiegł na ulicę, gdzie wywiązała się strzelanina z zaalarmowaną policją.Został postrzelony – zmarł później – ale zastrzelił jednego policjanta, a innego zranił.Przestępca otworzył też ogień do rodziny wychodzącej z chińskiej restauracji znajdującej się po przeciwnej stronie ulicy.Użył jednego z dzieci jako tarczy.– Boże.– Ojciec nazywał się Colin Stanton.Był lekarzem wojskowym.Nie został ranny i prawdopodobnie – tak mówili lekarze – mógłby uratować żonę i jedno lub oboje dzieci, gdyby zatamował u nich krwawienie.Jednak spanikował i nic nie robił.Stał i patrzył, jak umierają.– Jezus, Rhyme.Ale to nie była twoja wina.Ty.– Nie przerywaj.Jeszcze nie skończyłem.– Nie?– Stanton wrócił do swojego domu, w północnej części stanu Nowy Jork.Przeżył załamanie psychiczne i trafił do szpitala psychiatrycznego.Tam usiłował popełnić samobójstwo.Za pierwszym razem chciał podciąć sobie żyły kawałkiem okładki z kolorowego magazynu.Za drugim zakradł się do biblioteki i w łazience rozbił szkło.Uratowano go, pozszywano rozcięte żyły.Był w szpitalu rok lub dłużej.W końcu go wypuszczono.Po miesiącu podjął kolejną próbę.Użył noża.Tym razem skutecznie.Rhyme dowiedział się o śmierci Stantona z notatki przesłanej faksem przez koronera z hrabstwa Albany do wydziału spraw publicznych nowojorskiej policji.Ktoś przesłał tę informację Rhyme’owi pocztą wewnętrzną.Dopisał: „Pomyślałem, że jesteś zainteresowany”.– Wydział wewnętrzny prowadził dochodzenie.Zarzucono mi zawodową niekompetencję, udzielono nagany.Sądzę, że powinni mnie zwolnić.Westchnęła i na chwilę zamknęła oczy.– Mówiłeś, że nie masz poczucia winy?– Teraz nie.– Nie wierzę ci.– Odpokutowałem to, Sachs.Przez pewien czas nie mogłem zapomnieć o tych ofiarach.Ale udało się.Gdybym tego nie zrobił, czy mógłbym pracować?Zamilkli oboje na chwilę.– Gdy miałam osiemnaście lat, zrobiłam prawo jazdy – odezwała się Sachs.– Jeździłam sto pięćdziesiąt na godzinę po terenie, gdzie prędkość ograniczona była do sześćdziesięciu.– Ładnie.– Ojciec powiedział, że da mi pieniądze na samochód, ale będę musiała je oddać z odsetkami.Wiesz, co jeszcze powiedział? Oświadczył, że wygarbuje mi skórę, jeżeli będę przejeżdżała na czerwonym świetle lub prowadziła nierozważnie.Ale wykazywał zrozumienie dla szybkiej jazdy.Powiedział: „Wiem, co czujesz, kochanie.Gdy się poruszasz, nie dopadną cię”.Gdybym nie mogła jeździć, poruszać się, prawdopodobnie też bym to zrobiła: zabiła się.– Ja wszędzie chodziłem – rzekł Rhyme.– Nigdy dużo nie jeździłem.Przez dwadzieścia lat nie miałem nawet samochodu.Jaki masz?– Żaden bajer.To chevrolet camaro.Był mojego ojca.– Wiertarkę też masz od niego?Skinęła głową.– I urządzenie do ustawiania zapłonu, i klucz dynamometryczny.Komplet narzędzi dostałam na trzynaste urodziny.– Roześmiała się.– Chevrolet jest zupełnie rozklekotany.Wiesz, co to znaczy? Amerykański samochód.Wszystko tam jest luźne: radio, pokrętła, przyciski.Ale zawieszenie ma jak skała i jest lekki jak skorupka jajka.W żadnym razie nie zamieniłabym go na BMW.– Samochody są przedmiotem pożądania w świecie ludzi sparaliżowanych – wyjaśnił Rhyme.– Siedzieliśmy lub leżeliśmy w szpitalu i rozmawialiśmy, na jakie samochody będzie nas stać po wypłacie ubezpieczenia.Szczytem marzeń były pojazdy, do których można wjechać wózkiem.Następnie samochody prowadzone całkowicie ręcznie.Takie oczywiście są dla mnie bezużyteczne.– Zmrużył oczy, sprawdzając swoją doskonałą pamięć.– Nie byłem w samochodzie od lat.Nie mogę sobie przypomnieć, kiedy po raz ostatni.– Mam pomysł – powiedziała nagle Sachs.– Zanim twój przyjaciel – doktor Berger – przyjdzie ponownie, wezmę cię na przejażdżkę.Dałbyś radę? Z siedzeniem? Mówiłeś, że nie możesz korzystać z wózków inwalidzkich.– No, korzystanie z wózka może być ryzykowne.Ale samochód? Myślę, że nic mi się nie stanie.– Roześmiał się.– Dwieście siedemdziesiąt kilometrów na godzinę?– To był wyjątkowy dzień.– Sachs westchnęła, uśmiechając się do wspomnień.– Doskonałe warunki i brak patroli policyjnych.Zadzwonił telefon.Rhyme sam odebrał.To był Lon Sellitto.– Rozmieściliśmy policjantów i agentów z oddziałów specjalnych we wszystkich kościołach w Harlemie.Dellray nimi kieruje.Facet stał się prawdziwym entuzjastą, Lincoln.Nie poznałbyś go.Aha, poza tym trzydziestu policjantów z patroli i dziesiątki ludzi z ochrony ONZ szuka kościołów, o których moglibyśmy zapomnieć.Jeżeli nic się nie wydarzy do wpół do ósmej, wszystkie będą sprawdzone i obstawione.Gdy się w którymś z nich zjawi, nic nie zauważy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl