[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- W tym czasie jakos sobie damy rade, zobaczysz.- A co.jesli go znajda?Tyler ze zniecierpliwieniem potrzasnal glowa.Nadal byl napiety, na skraju wytrzymalosci.- Nie rozumiesz? Nigdy go nie znajda.On nie istnieje.Przynajmniej w naszym swiecie.Istniejew swoim wlasnym swiecie.Widzialas ten swiat.Replike miasta.Jego ulepszona wersje.- To znaczy, ze on jest tam?- Pracowal nad tym modelem cale zycie.Zbudowal go.Upodobnil do stanu realnego.Ten swiatw jego oczach istnial naprawde - i teraz sie w nim znalazl.Tego wlasnie chcial.Dlatego gozbudowal.I nie byly to jedynie sny o ucieczce w jakas kraine marzen.On ja sobie faktycznestworzyl, kawalek po kawalku.A teraz przeniósl sie do niej, znikajac z naszej rzeczywistosci i znaszego zycia.Madge zaczynala powoli rozumiec.- To znaczy, ze on naprawde uciekl do swojego zastepczego swiata.To wlasnie miales na myslimówiac, ze.ze sie zatracil.- W pewnej chwili to wlasnie sobie uswiadomilem.Umysl ludzki konstruuje pewnarzeczywistosc.Ksztaltuje ja.Tworzy.Nasza rzeczywistosc jest wspólna dla nas wszystkich, dlanaszych wyobrazen.Ale Haskel odwrócil sie do niej tylem i stworzyl sobie wlasna wizje.A mialw tym kierunku nadzwyczajne uzdolnienia, o wiele wieksze niz przecietne.Poswiecil cale swojezycie, caly swój talent na wykreowanie swojego swiata.I teraz w nim jest.Tyler zawahal sie i zmarszczyl brwi.Zacisnal rece na kierownicy i zwiekszyl szybkosc.Buickmknal po ciemnej ulicy przez cicha, nieruchoma pustke uspionego miasta.- Jest tylko jedna rzecz - dodal Tyler w koncu.- Jedna rzecz, której nie rozumiem.- Co takiego?- Sprawa modelu.On równiez zniknal.Jak mniemalem, Verne.skurczyl sie, czy cos takiego.Wtopil w swoje miasteczko.Ale ono takze zniknelo.- Tyler wzruszyl ramionami.- Cóz, topewno nie ma znaczenia.- Wbil wzrok w ciemnosc.- Jestesmy prawie na miejscu.To ElmStreet.Nagle Madge krzyknela:- Spójrz!Na prawo od samochodu stal maly, skromny budynek.A na nim widnial napis.Napis mimociemnosci dobrze widoczny.KOSTNICA W WOODLANDMadge wybuchla spazmatycznym placzem.Samochód mknal naprzód, automatycznieprowadzony zdretwialymi rekami Tylera.Kiedy podjezdzali pod ratusz, mignal im przelotnieinny szyld.SKLEP ZOOLOGICZNYRatusz byl podswietlony dyskretna iluminacja.Niski, skromny budynek, eleganckiprostopadloscian jarzacej sie bieli.Niczym marmurowa grecka swiatynia.Tyler zatrzymal samochód.Nagle krzyknal i znów zapalil silnik.Ale nie dosc szybko.Dwa blyszczace czarne auta policyjne podjechaly cicho, blokujac buicka z obu stron.Czterejgrozni policjanci juz trzymali rece na drzwiczkach.Otworzyli je i staneli nad nimi, nieublagani isprawni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]