[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zaraz po śmierci Runcite-ra objąłem kierownictwo firmy.Sprawuję je od momentu wybuchu bomby; to jazdecydowałem, że należy go tu przywiezć i ja postanowiłem teraz wynająć na kil-ka minut jasnowidza.Proszę o dwadzieścia pięć centów zakończył, wyciągającrękę. I pomyśleć, że Korporacją Runcitera kieruje człowiek, który nigdy nie maprzy sobie nawet pięćdziesięciu centów powiedział Al. Proszę, masz.Wyjął z kieszeni monetę i rzucił ja Joemu. Dopisz tę sumę do mojej najbliższejpensji.Joe wyszedł z rozmównicy i powlókł się korytarzem, z zadumą pocierającczoło.To nienaturalne miejsce, myślał, ulokowane w połowie drogi pomiędzy ży-ciem a śmiercią.Naprawdę jestem teraz szefem Korporacji Runcitera, jeżeli nieliczyć Elli, która nie żyje i może zabierać głos tylko wtedy, kiedy odwiedzę mora-torium i każę ją obudzić.Znam szczegóły testamentu Glena Runcitera, które terazautomatycznie zaczęły nas obowiązywać: ja mam kierować firmą do momentu,kiedy sama Ella lub oni oboje nie zostaną obudzeni i nie zdecydują, kto ma objąćmiejsce Glena.Oboje muszą wyrazić zgodę w obu testamentach ujęte to jestjako warunek niezbędny.A może, pomyślał, dojdą do wniosku, że mogę na stałepozostać na tym stanowisku.Nigdy do tego nie dojdzie, zdał sobie sprawę.Nie wchodzi w rachubę czło-wiek, który nie umie uporządkować własnych finansów.Jasnowidz Hollisa i topowinien wiedzieć, przyszło mu do głowy.Od nich dowiem się, czy otrzymamawans na stanowisko dyrektora firmy, czy też nie.Dobrze byłoby mieć pewnośći w tej sprawie.Tym bardziej że i tak przecież muszę wynająć jasnowidza.73 Gdzie jest wideofon do użytku publicznego? spytał umundurowanegofunkcjonariusza moratorium. Dziękuję powiedział, gdy ten wskazał mu kierunek.Szedł dalej,aż wreszcie znalazł automatyczny aparat.Podniósł słuchawkę, usłyszał sygnałi wrzucił otrzymaną od Ala monetę. Przykro mi, sir, ale nie mogę przyjmować pieniędzy, które już wycofanoz obiegu odezwał się aparat.Moneta wypadła z otworu w jego obudowie i wy-lądowała u stóp Joego.Odrzucona z niesmakiem. O co chodzi? spytał, schylając się niezgrabnie, by podnieść monetę.Od kiedy dwudziestopieciocentówki Federacji Północnoamerykańskiej są wyco-fane z obiegu? Bardzo żałuję, sir, ale to, co pan do mnie wrzucił, nie było dwudziestopię-ciocentówką Federacji Północnoamerykańskiej, lecz starą monetą Stanów Zjed-noczonych Ameryki, bitą w Filadelfii.Obecnie ma ona wartość jedynie dla numi-zmatyków.Joe przyjrzał się dwudziestopieciocentówce.Na jej zmatowiałej powierzchniwidniał profil George a Washingtona.I data.Moneta pochodziła sprzed czterdzie-stu lat.I jak stwierdził telefon dawno już została wycofana z obiegu. Czy ma pan jakieś trudności, sir? spytał uprzejmie pracownik morato-rium, zbliżając się do Joego. Widziałem, że automat odrzucił pańską monetę.Czy mógłbym ją zobaczyć?Wyciągnął dłoń i Joe wręczył mu dwudziestopięciocentówkę Stanów Zjedno-czonych. Dam panu za nią współczesną monetę wartości dziesięciu franków szwaj-carskich, którą będzie pan mógł zapłacić za rozmowę. Zgoda powiedział Joe.Dokonawszy wymiany wrzucił dziesięciofran-kówkę do otworu aparatu i wybrał numer międzynarodowej centrali firmy Holli-sa. Tu firma Talenty Hollisa odezwał się uprzejmy głos kobiecy.Na ekraniepojawiła się twarz młodej dziewczyny, zmieniona nieco przez najnowszego typuśrodki kosmetyczne. Ach.to pan, panie Chip powiedziała dziewczyna, roz-poznając go. Pan Hollis zapowiedział nam, że będzie pan dzwonić.Czekaliśmycałe popołudnie.Jasnowidze pomyślał Joe. Pan Hollis ciągnęła dziewczyna polecił nam połączyć pana z nim:chce osobiście załatwić pańską sprawę.Czy może pan chwileczkę poczekać? Jużpana łączę.A więc za moment, panie Chip, jeśli Bóg da, usłyszy pan głos panaHollisa.Jej twarz znikła.Miał przed sobą szary, ponury ekran.Po chwili pojawiła sięna nim posępna, niebieskawa twarz o głęboko osadzonych oczach: tajemniczeoblicze, pozbawione szyi i reszty ciała.Oczy przypominały mu klejnoty, mające74jakąś skazę: błyszczące, ale błędnie oszlifowane.Oczy Hollisa nierówno odbijałyświatło w różnych kierunkach. Halo, panie Chip.A więc tak on wygląda, pomyślał Joe.Fotografie nieoddawały tego dokładnie: nie pokazywały nierówności płaszczyzn i po-wierzchni.Wydawało się, że cała konstrukcja upadła na ziemię, stłukła się i zo-stała na nowo sklejona ale nie odzyskała już dawnego wyglądu. Towarzystwo stwierdził Joe otrzyma pełny raport o morderstwie, ja-kiego dopuścił się pan na Glenie Runciterze.Mają oni wielu zdolnych adwokatów,spędzi pan resztę życia w sądzie. Bezskutecznie czekał na jakąś reakcję wła-ściciela twarzy. Wiemy, że to pańska sprawka dodał, czując bezowocność,bezsensowność swych poczynań. Jeżeli chodzi o meritum sprawy, z którą się pan do nas zwraca powie-dział Hollis głosem, który przypominał Joemu szelest pełzających po sobie węży pan Runciter nie będzie.Joe drżącą dłonią odwiesił słuchawkę.Odbył drogę powrotną tym samym korytarzem, którym szedł poprzednioi znowu dotarł do rozmównicy.Siedział tam ponury Al Hammond, łamiąc nakawałki suchy jak pieprz przedmiot, będący niegdyś papierosem.Przez chwilępanowała cisza, potem Al podniósł wzrok na Joego. Odpowiedz brzmi przecząco powiedział Joe. Był tu Vogelsang i pytał o ciebie odparł Al. Zachowywał się bardzodziwnie i widać było po nim, co się tam dzieje.Trzymam zakład osiem do sześciu,że boi się powiedzieć ci o tym wprost i będzie długo kluczył, ale sprowadzi się to,jak powiedziałeś, do odpowiedzi: nie.I co teraz? czekał na decyzję Joego. Teraz wykończymy Hollisa. Nie wykończymy go. Towarzystwo. przerwał.Do rozmównicy wsunął się właściciel mora-torium.Widać było, że jest nieswój i zdenerwowany, usiłował jednak zachowaćpostawę twardego człowieka, który znosi swój los ze spokojem i obojętnością. Zrobiliśmy, co było w naszej mocy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]