[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ojciec i tak nie uwierzyłby, żejest zdolna do uczuć, których sam nigdy nie przejawiał.-Niestety, panie, zmuszona jestem odmówić twojej uprzejmejpropozycji mariażu.Thaddeus zerwał się gwałtownie z ławki, porzucając udawanąpozę tatusia zatroskanego o los córki, i gniewnie zacisnąłpięści.-Henry ostrzegał mnie, że pozostałaś uparta jak dawniej!Nawet nie wiesz, ile miałaś szczęścia, dziewczyno, opływającw dostatki.Pora, abyś zwróciła dług, choć raz w swoimżałosnym życiu wypełniając ojcowską wolę!Jane zacisnęła powieki, przywołując w myśli obraz należnegojej majątku - jedynej gwarancji niezależności wobec tegoczłowieka.Niech bombarduje ją oszczerstwami; jakośwytrzyma to oblężenie.-Przypominam ci, panie, że rozmawiamy o moimmałżeństwie - pragnę zatem, aby wzięto pod uwagę mojeuczucia.-Bzdura! Jesteś krnąbrną, głupią dziewczyną! Co zamierzaszzrobić? Schować się za swoim wdowieństwem, biorąc sobiekochanków i przynosząc hańbę rodzinie?Z jakiej racji przypuszczał, że obierze najpodlejszą drogędworskiej kariery - teraz, kiedy wreszcie miała szansę naniezależne życie?-Nie takie są moje zamiary, panie.Chcę tylko dobrze służyćkrólowej.Ojciec wyglądał, jakby chciał ją uderzyć.- Henry mówił mi, że ludzie już szepczą o tobie po kątach.Tesceny z kochankiem w czasie tańców, te awantury w świętymmiejscu - wystarczy, by oskarżyć cię o złe prowadzenie! Twoipasierbowie już rozpowiadają, że jesteś czarownicą, którauwiodła ich ojca, a teraz chce pozbawić ich spadku!Jane nie mogła dłużej tego znieść.Zerwała się z miejsca,stając oko w oko z człowiekiem, który ją unieszczęśliwił.-A ty wierzysz ich słowu zamiast własnej córce, krwi z twojejkrwi? - odparowała.- W takim razie strzeż się, panie, bo jeśliprzyłączysz się do ich szaleńczych oskarżeń, stracisz każdypens z mojego majątku.Oni pragną mnie go pozbawić - łączniez posagiem, który wniosłam Jonasowi.Czy naprawdę wolisz,żeby przypadł Patonom, a nie twojej córce?To musiało do niego wreszcie trafić, bo zawahał się zodpowiedzią.- Co naprawdę wolę, Jane, to mieć posłuszną i mądrą córkę,która pozwoli ojcu zadbać o jej byt i poślubić mężczyznę,którego dla niej wybrał.Jak ty - osiemnastoletnia zaledwiedziewczyna - możesz wiedzieć, co jest dla ciebie dobre?- Jonas uważał, że potrafię podejmować odpowiedzialneżyciowe decyzje mimo młodego wieku.-Twój mąż był zdziecinniałym starcem.To już groziło poważną kłótnią.Jane dygnęła grzecznie.- Racz mi wybaczyć, panie, ale mam pilne obowiązki nadworze.- Wyminęła go, nie zważając, że kraj spódnicy za-haczył o klamry jego butów.Wolała porwać obrębek, niż gowyplątać.-Jeszcze nie skończyliśmy, Jane - ostrzegł ojciec.W odpowiedzi hardo zadarła podbródek i odeszła bezpożegnania.-Jeśli wiatry będą pomyślne, liczę, że Dorothy" i BarkRaleigh" przepłyną ocean w dwa miesiące.- Raleigh zabębniłpalcem w rozpostartą na stole mapę.- Musimy zabrać tylezapasów, by wystarczyły nam aż do wylądowania naKaraibach.Dlatego nie pozwolę, by sponsorzy ograniczali namzasoby solonego mięsa czy miejsca w ładowniach na słodkąwodę.James odstąpił krok w tył, odłączając od grupy skupionej przymapie.Większość ze szlachciców uczestniczących w zebraniunosiła obfite futrzane kołnierze, co upodabniało ich do bandyleśnych stworów.Przeniósł wzrok za okno, na Tamizęupstrzoną setkami łodzi kursujących pomiędzy północnym apołudniowym brzegiem.Gabinet Raleigha, znajdujący się wokrągłej wieży, był lodowaty, ale za to zapewniał wspaniaływidok na rzekę, miasto, bagna Lambeth i wszystko, corozciągało się za nimi.Doktor Dee, astronom Jej Królewskiej Mości, podwinąłobfite rękawy czarnej szaty i jął kartkować grubą księgę peł-ną notatek uczynionych jego drobnym pismem.Długa, białabroda sterczała przed nim jak dziób czapli.-Koniec kwietnia - a dokładnie mówiąc, dwudziesty siódmydzień miesiąca - jest według gwiazd najlepszą datą dorozpoczęcia wyprawy - oznajmił swoim poważnym głosem.Jak można było podważać jego sądy? Doktor Dee ustaliłdzień koronacji królowej i jego prognoza przewidująca długie iwspaniałe rządy zdawała się sprawdzać - pod warunkiem żemały protestancki naród zdoła oprzeć się inwazji potężnejkatolickiej Hiszpanii.James wzdrygnął się mimo woli, kiedypowiew rzecznej bryzy przenikający pomiędzy szparamibudowli zmroził mu twarz, przypominając o lodowatej bataliiw Niderlandach.- Lacey, słuchasz nas? - Głos Raleigha wdarł się w jego myśli.- Do usług, panie.- James oderwał się od ściany, żebydołączyć do mężczyzn przy stole.- Nadal zamierzasz uczestniczyć w wyprawie? -Wręcz niemogę się jej doczekać, panie - odparł suchoJames.- Powiedz mi w takim razie, czego potrzebujesz do swoichzwiadowczych celów?James na próżno usiłował wykrzesać z siebie niezbędnyentuzjazm.-Oddziału sprawnych ludzi do pomiarów lądu oraz kronikarzado dokumentacji naszych odkryć, najlepiej potrafiącegorysować mapy.- Mam takiego człowieka; służył mi już wcześniej i zaręczam,że jest biegły w swej sztuce.- Znakomicie.Rozumiem, że nie będziemy musielifortyfikować naszej przyszłej kolonii?-Nie, nie chcę powtórzyć błędów poprzednich ekspedycji. Jak ta prowadzona przez twojego świętej pamięci brata" -dodał w myśli James.- Sedno tkwi we właściwych przygotowaniach - ciągnąłRaleigh.- Ty musisz zadbać o wszystko, czego będziemypotrzebować, a na miejscu razem z kolonistami zbudujeszwarownię.Kiedy będzie gotowa, przypłyną rzemieślnicy ifarmerzy wraz z rodzinami, aby zapuścić korzenie na nowejziemi.- Zwietnie, tego właśnie będę potrzebował - przytaknął James.Tu, w Anglii, nie potrzebował niczego; musiał tylko jaknajszybciej zejść rodzinie z oczu.- Wezmiesz ze sobą sługę? -Tak.Raleigh dopisał Diega do listy uczestników podróży.-Zaokrętujesz się na Bark Raleigh".Sam pomagałem goprojektować - pochwalił się.- Będę się czuł bezpieczniej, panie.Tym razem Raleigh wyczuł ironię.Zerknął na Jamesa zkrzywym uśmieszkiem, co jego przystojną twarz upodobniłodo złośliwego elfa.- Na pewno.To dzielny statek dla prawdziwych żeglarzy.Sam wyszedłem na nim z niejednej opresji.James uniósł brew z mimowolnym rozbawieniem.- Naprawdę? Raleigh roześmiał się.- Z morzem nie ma żartów, to okrutna pani.Zebranie zakończyło się i James wrócił do swojej kwatery
[ Pobierz całość w formacie PDF ]