[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Znam Małego Koguta i Avery'ego, chociaż nie widzia­łem go od czasu, kiedy po raz ostatni byłem w Durbinie, pięć czy sześć lat temu.– No cóż, przyznaję, że popiłem kiedyś tęgo i kapitan powiedział mi, że nie będzie tolerował na pokładzie pijaków.Nie piję więcej niż inni, kapitanie, utrzymuję się w normie, że tak powiem, ale znasz kapitana Avery'ego, to abstynent, nie pije ani kropelki i jest naśladowcą Białego Sunga.Amos spojrzał na Martina i Aruthę, lecz nie odezwał się ani słowem.– To twoi oficerowie, kapitanie? – spytał Radburn.– Nie, partnerzy w interesach.Kiedy stało się jasne, że Amos nie zamierza rozwodzić się na ten temat, Radburn przestał się interesować tym, kto jest kto.– Przybyliśmy do miasta niecały tydzień temu – ode­zwał się w końcu Amos.– Byłem cały czas zajęty osobistymi sprawami, co tu słychać ostatnio?Radburn wzruszył ramionami.– Wojna trwa nadal.Kupcy są zadowoleni, reszta nie bar­dzo.No a teraz znowu ta sprawa z Keshem.Poprzednio kłopoty ograniczały się do Dalekiego Wybrzeża, lecz teraz.Jeżeli Wi­cekról nie przegoni tych psów z Keshu, może się okazać, że Krondor nie jest wcale takim bezpiecznym miejscem.A poza tym, no cóż, zwykłe plotki.– rozejrzał się sprawdzając, czy nikt ich nie podsłuchuje – a czasem niezwykłe.Amos podniósł kufel do ust, nic nie mówiąc.– Od kiedy nastał w Krondorze Wicekról – zaczął po cichu – już nie jest tak, jak dawniej bywało.Uczciwy czło­wiek już nie może czuć się bezpiecznie na ulicach.Pełno tu się kręci łapaczy ze statków floty, łowców niewolników z Durbinu, sam nie wiem, którzy gorsi.Dlatego chcę się zaciągnąć na porządny statek, kapitanie.– Łapacze z floty wojennej! – krzyknął wzburzony Amos.– Od trzydziestu lat nie było łapaczy w żadnym kró­lewskim mieście.– Zgoda, tak było kiedyś.Teraz czasy się zmieniły.Popije sobie trochę człowiek, nie znajdzie bezpiecznej przystani na noc, nadchodzą ludzie z gangu i już, lądujesz w lochu.To nie w porządku, panie.Fakt, że człowiek akurat zszedł z jednego statku, a nie znalazł sobie jeszcze następnego, nie daje nikomu prawa, by wysyłać go przymusowo na siedem lat w morze z flotą admirała Jessupa.Siedem lat tropienia i ścigania pira­tów albo użerania się z galerami wojennymi z Queg!– Jak to jest, że Guy teraz rządzi w mieście? – Oczy Amosa zwęziły się w wąskie szparki.– Słyszałem przedziw­ne opowieści, ale nie mogę się w tym wszystkim połapać.– Oj, co prawda to prawda, kapitanie.– Radburn po­kiwał głową ze zrozumieniem.– Rzeczywiście, trudno się w tym połapać.Jakiś miesiąc temu do miasta wjeżdża książę Guy, a za nim jego armia.Flagi łopocą, bębny walą, no i tak dalej.Książę, jak mówią, pięknie go wita, gości w pałacu, chociaż Bas-Tyra przybywa z papierem od Króla, który czyni go Wicekrólem.Mówiono, że książę Erland nawet mu pomagał aż do chwili, kiedy doszły do niego słuchy o łapaczach i tak dalej.– Zniżył głos do szeptu i nachylił się jeszcze bardziej ku nim.– Słyszałem, że kiedy przyszedł do Guya poskarżyć się, ten go zwinął i zamknął na klucz w pokojach pałacowych.Mówią, że to bardzo ładne pokoje i w ogóle, ale jeżeli nie można wyjść, to tak samo jakbyś był w celi, no nie? Tak mówią na mieście.Arutha poczuł, jak wzbiera w nim gniew.Niewiele brako­wało, by wybuchnął, ale Amos chwycił go mocno za ramię, nakazując wzrokiem milczenie.– No cóż, Radburn, zawsze mi się przyda porządny chłop, który żeglował pod komendą kapitana Avery'ego.Wiesz co? Muszę dziś wieczorem jeszcze raz skoczyć na statek, a mam w pokoju trochę drobiazgów, które chcę mieć na pokładzie.Chodź, pomożesz mi je zanieść.Amos wstał i nie dając mu czasu na sprzeciw, chwy­cił mocno pod ramię i poprowadzili go w stronę schodów.Arutha zerknął spod oka na grupkę przy drzwiach.Wyglą­dało na to, że nie zdążyli się zorientować, co się święci po drugiej stronie zatłoczonej sali.Amos wchodził po schodach, popychając przed sobą Radburna, a Martin i Arutha ruszyli za nimi.Amos przemierzał szybkim krokiem korytarz, poganiając przed sobą Radburna.Kiedy tylko przekroczyli próg pokoju, okręcił go dookoła osi i z całej siły rąbnął pięścią w żołądek.Radburn zgiął się wpół.Brutalny cios kolanem w twarz i ru­dzielec leżał na ziemi nieprzytomny.– Amos, co ty wyprawiasz? – spytał Arutha.– Ten facet łże jak pies.Kapitan Avery jest napiętnowany w Keshu.Dwadzieścia lat temu wydał zdradziecko kapitanów z Durbinu flocie z Queg.A on nawet nie mrugnął okiem, kiedy mu powiedziałem, że widziałem Avery'ego sześć lat temu w Durbinie.A poza tym zbyt otwarcie źle się wyraża o Wi­cekrólu.Jego historyjka śmierdzi na kilometr.Głowę daję, że jak tylko przekroczymy próg karczmy w jego towarzystwie, będziemy mieli zaraz na karku kilkunastu łobuzów.– Co robimy?– Spadamy stąd.Jego kolesie za chwilę będą na górze.Wskazał na okno.Martin stanął na czatach przy drzwiach.Arutha jednym ruchem zdarł brudną zasłonę i otworzył okien­nice [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl