[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Policjant zmarszczył czoło kiedy światło latarki padło na wykrojoną w niej dosko­nale symetryczną dziurę.Podszedł jeszcze bliżej i zauwa­żył, że końce ciągle dymią, czerwone od żaru.Instynk­townie, wolną ręką rozpiął kaburę i dotknął broni.Opuś­cił wzrok.Po drugiej stronie siatki zobaczył gładko wycięty sferyczny krater.Wyglądało to tak, jakby ktoś łyżką wybrał kawałek asfaltu.Austin usiłował pohamo­wać pragnienie ucieczki.Szkoda, że mu się to udało, może żyłby dłużej.Ktoś wyśliznął się z ciemności za biurowcem.Dziwna, rozmazana, jakby jaśniejąca plama wpadła Austinowi w oko.Odwrócił się czując czyjąś obecność.Zabłysło nagle.Jakby ktoś wyciął jeden z jego strumieni świado­mości.Jego pamięć zatrzymała się na moment i zdał sobie mgliście sprawę z tego, że spłaszczyła mu się twarz.Tępy ból promieniował z lewej strony twarzy - złamał kość policzkową padając na zimny bruk.Jego munduru dotykały czyjeś ręce.Coś wilgotnego płynęło mu z nosa.Nic nie było tak jak trzeba.Czuł miażdżący ból w szyi, jakby obracała się dookoła własnej osi.Kiedy świadomość zaczęła go opuszczać, zdziwił się leniwie, dlaczego członek Białego Bloku chciałby mieć jego mundur.Jakiekolwiek były to przyczyny, nie mogły być uczciwe.Ale to nie było już jego zmartwieniem.On miał inne rzeczy do zrobienia.Na przykład umrzeć.Na alejkę zawędrował kot i spojrzał w jej daleki koniec.Zobaczył nagiego mężczyznę dotykającego munduru leżącego przed nim policjanta.Koci móżdżek nie był w stanie pojąć, co się działo, ale kocie oczy wszystko zarejestrowały.Ciało nagiego mężczyzny zaczęło się zmieniać.Srebrna odznaka pokazała się na piersi.Przera­żony kot rzucił się do ucieczki.Kilka minut później napastnik podszedł do samochodu policyjnego, mając na sobie mundur Austina i jego odznakę.Wśliznął się za kierownicę czarno-białego wo­zu.Skontrolował wnętrze patrolówki, kontrolki i instru­menty.Były mu dobrze znane, zakodowane głęboko w pamięci, nawet jeśli osobiście nigdy ich przedtem nie widział.Po stronie pasażera znajdował się ciemny moni­tor komputera Electro-Com MDT-870, podłączonego do sieci policyjnej.Chwilę się zastanawiał.Widział to pierw­szy raz, ale pamiętał każdy milimetr obwodów ogólnego modelu.Wyciągnął rękę i nacisnął klawisz.Na ekranie ukazała się informacja.Zadowolony mężczyzna włączył stacyjkę, potem spoj­rzał w lusterko wsteczne.Była to przystojna twarz, z silnymi rysami, zwieńczona ciemnymi, krótko obciętymi włosami.Jego pewne siebie szaro-niebieskie oczy zwę­ziły się w skupieniu.“Nowy” policjant Austin, odznaka policyjna nr 473, dodał gazu i rozpłynął się w nocy.Było to w zasadzie w porządku, że przybrał tę szczególną osobowość.W sumie był tutaj po to, aby chronić i służyć.PrzywódcaRESEDA, CALIFORNIAsobota - 10:58 ranoPrzebój zespołu The Ramones Chcę być uwiedziona buchnął z kolumny głośnika stojącego w otwartym garażu w nieco zaniedbanej okolicy.Trawniki przed domami były właśnie podlewane.Dzieci jeździły na rowerach po skomplikowanych trasach, przeciskając się między ludźmi myjącymi swoje samochody na podjaz­dach pokrytych mydlinami.Niebo było lekko niebieskie, delikatny wiatr wiejący od przełęczy przeganiał smog z powrotem do San Bernardino.Wewnątrz garażu John Connor, nieuważnie słuchając zniekształconej muzyki, fachowo regulował gaźnik w swoim zabrudzonym moto­rze honda 125.Jego długie włosy okalały ponurą twarz.Usta i oczy zdradzały zaskakującą, jak na dziesięciolatka, inteligencję.Ubrany w wyciętą koszulkę Wroga Publicz­nego i pobrudzone, artystycznie porwane levisy, z pew­nej odległości nie różnił się od Tima, swojego przyjaciela stojącego obok, leniwie podrzucającego śrubokręt w gó­rę i łapiącego go jedną ręką.Gdybyśmy jednak podeszli bliżej, zobaczylibyśmy w oczach Johna wiedzę i wspo­mnienia zbyt skomplikowane i zbyt surowe jak na takie­go młodego człowieka.Trzydziestojednoletnia kobieta ukazała się w drzwiach wejściowych do garażu.Janelle Voight zawsze była sprytna.Nigdy nie miała problemów z umawianiem się na randki, kiedy była w starszych klasach szkoły śred­niej.Ale nigdy też nie była uważana za szczególnie bystrą.Szare i monotonne życie codzienne przynosiło rozczarowania i jej naturalna odporność została znisz­czona przez przykre przekonanie, że życie wcale nie ma zamiaru być lepsze niż zawsze było.Nie miała pojęcia dlaczego tak miało być i to ją martwiło.Janelle stawała się w miarę upływu czasu coraz bardziej drażliwa.W międzyczasie jej spryt roztopił się, pozostawiając stały, okrutny wyraz ust i tępotę spojrzenia, która przypominała Johnowi krowę pasącą się na zboczu wzgórza.Jedno z jej rozczarowań dotyczyło bezpłodności.To właśnie dlatego zapisała się do programu rodzin zastęp­czych.Teraz była opiekunką Johna.Z początku John Connor wydawał się wystawionym na ciosy, nieśmiałym dzieckiem rozpaczliwie szukającym podstawowych uczuć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl