[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sam was tam zabiorę!- Nie możesz iść sam, Romie! - wtrącił się Gimmel.- Nie teraz, kiedy w okolicy są trolle i orki! Ktoś musi pilnować twoich pleców!Nagle cała reszta zadecydowała, że oni też muszą pójść, żeby pilnować pleców przywódców.Rom i Gimmel próbowali ich przekonać, ale ponieważ jeden krasnolud był bardziej uparty od drugiego, przywódca wpadł w końcu na lepszy pomysł.- Ranni muszą powrócić do domu, a ich też ktoś musi eskortować.nie, Narnie, nie kłóć się, ledwo stoisz! Najlepiej zagrać w kości.Połowa z lepszymi wynikami idzie z nami! Kto ma kości?Vereesa nie była zbyt szczęśliwa, że musi czekać, aż krasnoludy zagrają o to, kto będzie z nimi wędrował, lecz nie miała innego wyboru.Ona i Falstad patrzyli, jak różne krasnoludy, poza Narnem i innymi rannymi, rzucają przeciwko sobie kośćmi.Większość krasnoludów ze wzgórz używała własnych zestawów, gdyż na pytanie Roma uniósł się dosłownie las rąk.To sprawiło, że Falstad roześmiał się.- Aerie i krasnoludy ze wzgórz może się i różnią, ale wśród obu rodzajów niewielu nie nosi przy sobie kości! - Poklepał sakiewkę przy pasie.- Widać, jakimi barbarzyńcami są trolle; zostawiły mi moje! Powiadają, że nawet orki lubią rzucać kośćmi, więc są odrobinę lepsi od naszych byłych oprawców, co?Po czasie, który Vereesie wydawał się stanowczo za długi, Rom i Gimmel powrócili z siedmioma innymi krasnoludami.Każdy z nich miał na twarzy wyraz zdecydowania.Patrząc na nich, Vereesa mogłaby przysiąc, że wszyscy są braćmi.choć właściwie przynajmniej dwóch mogło być siostrami.Nawet krasnoludzkie kobiety nosiły brody, co wśród ich rasy było oznaką urody.- Oto twoi ochotnicy, pani Vereeso! Wszyscy silni i gotowi do walki! Doprowadzimy cię do jednego z otworów jaskini u podnóża góry, potem już będziecie zdani sami na siebie.- Dziękuję wam.ale czy to znaczy, że naprawdę znacie drogę, która pozwala wam dostać się w głąb samej góry?- Ano, ale nie jest ona prosta.a orki nie patrolują jej same.- A co to ma znaczyć? - wybuchnął Falstad.Rom uśmiechnął się równie niewinnie, jak Falstad wcześniej.- Nie słyszałeś, że mają smoki?* * *Sanktuarium Krasusa wybudowano nad starym gajem, starszym nawet niż smoki.Zbudował je elf, później odebrał ludzki mag, a następnie, po wielu latach opuszczenia, zajął sam i Krasus.Smok wyczuł kryjące się pod nim siły, z których z rzadka zdarzało mu się korzystać.Ale nawet smoczy mag był zaskoczony, kiedy pewnego dnia odnalazł ukryte przejście w najbardziej odległej części cytadeli.Przejście, które prowadziło do połyskującej sadzawki z pojedynczym, złocistym klejnotem na dnie.Za każdym razem, kiedy wchodził do komnaty, odczuwał grozę, tak rzadką dla jego rodzaju.Magia wypełniająca miejsce sprawiała, że czuł się jak ludzki nowicjusz, któremu właśnie pokazano pierwszą inkantację.Krasus wiedział, że dotknął tylko ułamka mocy sadzawki, ale już to sprawiło, że obawiał się dalszych prób.Ci, którzy zbyt pożądali magicznej mocy, w końcu zostawali przez nią pochłonięci.Dosłownie.Oczywiście Skrzydłom Śmierci jakoś udało się uniknąć tego losu.Mimo iż znajdowała się tak głęboko pod ziemią, woda nie była pozbawiona życia.lub czegoś podobnego.Choć na całym świecie nie było czystszego płynu, Krasus nigdy nie potrafił się skoncentrować na niedużych, smukłych sylwetkach w niej pływających, szczególnie w okolicy klejnotu.Czasami przysięgał, że były to po prostu połyskliwe, srebrzyste rybki, jednak od czasu do czasu smoczy mag mógłby przysiąc, że widział ramiona, nagi tors, a w rzadkich wypadkach nawet nogi.Tego dnia zignorował mieszkańców sadzawki.Spotkanie ze Śniącą dało mu nadzieję na pomoc, lecz Krasus wiedział, że nie może na tym opierać swoich planów.Coraz szybciej zbliżał się czas ostatecznej decyzji.Dlatego właśnie przyszedł tutaj, gdyż jedną z właściwości sadzawki było odmładzanie tych, którzy z niej pili, przynajmniej na pewien czas
[ Pobierz całość w formacie PDF ]