[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Nic mów głupstw! Jest mnóstwo ciekawszych miejsc.Pojedźmy do Marineland; zadzwoń do Gcrtie, że nas nie będzie.Każ jej się skontaktować z Paulem Drakę'em z agencji detektywistycznej, na wypadek gdyby były jakieś pilne wiadomości.Niech powie Paulowi, że zadzwonię do niego przed wieczorem.a tymczasem zjemy obiad i potańczymy trochę w Robert's Roost.Delia podała mu ramię.— Twisla — powiedziała.ROZDZIAŁ PIĄTYMason i Delia Street kończyli właśnie poobiednią kawę, kiedy kelner położył przed adwokatem wycinek z gazety.— Myślę, że pan to już widział, panie Mason — powiedział.— Jesteśmy z tego dumni.Mason spojrzał na tekst jednej z kronikarskich rubryk w miejscowej gazecie.— Jeszcze nie — odparł.Delia nachyliła się, a Mason wziął do ręki wycinek, żeby mogli oboje przeczytać.„Wieczorne potańcówki i przyjęcia w Robbert's Roost są ostatnio na porządku dziennym u Pcrry'ego Masona, znanego specjalisty od spraw karnych, którego wystąpienia w sądzie obfitują w prawne fajerwerki.Klub robi dobry interes na gościach.przychodzących popatrzeć na słynnego adwokata i jego zaufaną sekretarkę, która, nawiasem mówiąc, towarzyszy mu nieustannie w pracy i zabawie."Mason zwrócił wycinek kelnerowi i uśmiechnął się.— Nie widziałem tego — powiedział.— No cóż — skonstatowała Delia po odejściu kelnera— myślę, że musimy skreślić z listy kolejne miejsce, gdzie można dobrze zjeść.— Jeśli się chce zatańczyć po kolacji — dodał Mason— to trudno o lepszy lokal.Ale jak tylko rozniesie się wieść, że można mnie tam znaleźć, kto wie ile sępów się zleci.— Jeśli się nie mylę — Delia nachyliła się do Masona— a jako dobra sekretarka rzadko się mylę w takich sprawach, jeden z tych sępów właśnie nas wypatrzył.Zbliża się do stolika z miną wskazującą wyraźnie na to, że potrzebuje darmowej porady prawnej albo że chciałby się mimochodem pochwalić: — „Wczoraj wieczorem w Robbcrfs Roost, Mason powiedział mi przy drinku." —46przerwała, bo rzeczony osobnik znalazł się w zasięgu j głosu.Był to drobny, kościsty mężczyzna pod czterdziestkę, | spięty i pobudliwy.— Czy pan Mason? — zapytał.Mason spojrzał na niego chłodno.— O co chodzi?— Pan mnie nie zna i przykro mi, że się narzucam, ale to sprawa niezwykłej wagi.— Dla pana czy dja mnie?Mężczyzna puścił tę uwagę mimo uszu.— Jestem Collin Durant — wyjaśnił.— Marszand i krytyk.Jestem napastowany przez dziennikarzy z powodu błota, którym Otto Olney obrzucił mnie dziś po południu.Słyszałem, że tkwi pan w tej sprawie.— Źle pan słyszał — zaprzeczył Mason.— Nie tkwię w żadnym błocie, którym o b r z u-.c a Otto Olney.— Rozumiem, że pozwał mnie o obniżenie wartości j jego obrazów, podważenie jego kompetencji i nazwanie ' jednego z płócien falsyfikatem.— O tym — rzekł Mason — musi pan porozmawiać z panem Olneyem.Nie prowadzę żadnej lego rodzaju sprawy i nie mam takiego zamiaru.— Ale był pan tam dziś po południu.Gazety zamieściły zdjęcie pana i pańskiej sekretarki — domyślam się, że to pani Street, która teraz panu towarzyszy?Mason odparł oficjalnie: — Wziąłem udział w konferencji prasowej zorganizowanej dzisiaj po południu przez Otto Olncya na jego jachcie.Nie udzielałem prasie wywiadów i teraz też nie mam na to ochoty.Durant sięgnął do sąsiedniego stolika, porwał wolne krzesło, usadowił się i wysapał: — Dobrze, chcę, żeby pan teraz wysłuchał mnie.— Nie widzę żadnego powodu, dla którego miałbym zapoznać się z pańskim zdaniem.Tego, co pan powie, nie mogę traktować jako poufnych informacji, nie mam też ze swej strony nic panu do powiedzenia.— Ale j a mam do pana sprawę.Przede wszystkim nie wiem, co ma na myśli Olney.Nie złożył mi nigdy wizyty w związku ze swoimi obrazami.Byłem gościem na jego jachcie tydzień temu.Jako marszand zapoznałem się oczywiście z jego kolekcją obrazów ze względów zawodowych, ale nie przyjrzałem się jej dokładnie, bo— nie było ku temu powodu.Facet miał Phellipe'a Feteeta, tak przynajmniej twierdzi.Nie sprawdzałem tego.Rzuciłem tylko okiem.Słyszałem, że zapłacił za ten obraz około trzy i pół tysiąca dolarów.Jest z niego bardzo dumny.Nigdy nie twierdziłem, że to falsyfikat.Musiałbym go dokładnie zbadać.Trzeba jednak powiedzieć, że zauważyłem kilka szczegółów, którym musiałbym się bliżej przyjrzeć, zanim bym się wypowiedział.— Nie oczekuję od pana żadnego oświadczenia — powiedział Mason.— Nie interesuje mnie pański punkt widzenia i nie poprosiłem pana do stolika.— Dobrze — zgodził się Durant — powiedzmy, że ja sam się wprosiłem.Ale skoro prasa nagłośniła pozew Olneya zamieszczając wzmiankę o obecności pana i pańskiej sekretarki na konferencji prasowej, chcę pana poinformować, że nie mam zamiaru uczestniczyć w tym wszystkim.O ile się orientuję, jedyną osobą, która twierdzi, że wyraziłem takie zdanie, jest eks-modelka licząca, jak sądzę, na dużo taniej reklamy.Albo powiedziałbym raczej — na dużo reklamy tanim kosztem.Dużo bym dał, żeby wiedzieć, czy to jej właśnie zawdzięczam tę całą wrzawę.Ani do niej ani do nikogo innego nie wygłaszałem takich opinii, o ile dobrze pa-miętam, powiedziałem tylko tej młodej damie, że gdyby mi przyszło ocenić ten obraz, musiałbym go wpierw starannie przestudiować.I to bardzo starannie.Postąpiłbym w ten sposób w każdym przypadku.Nie pozwolę, żeby ta sensatka rzucała tego rodzaju pogłoski na żer dziennikarzom.— Nie mogę panu nic powiedzieć — podtrzymywał Mason — i nie chcę z panem rozmawiać na ten temat.— Jeśli pan nie chce nic mówić, to niech pan przynajmniej słucha.— Nie mam też zamiaru wysłuchiwać pana — odparł Mason odsuwając się z krzesłem.— Próbuję odpocząć po całodziennej pracy — dodał.— Jestem w towarzystwie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]