[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Posuwał się dalej wśród pnączy, aż doszedł do wielkiej maty splecionej roślinności koło niewielkiej polanki i wpełzł do środka.Za zasłoną z liści było rażące słońce i motyle igrały w ustawicznym tańcu.Ukląkł i poczuł na sobie słoneczny grot.Poprzednim razem powietrze jakby wibrowało żarem; teraz jednak kryło w sobie groźbę.Wkrótce spod długich, szorstkich włosów chłopca zaczęły wypływać strużki potu.Poruszył się niespokojnie, ale nie było gdzie schronić się przed słońcem.Poczuł pragnienie, a potem jeszcze większe pragnienie.Nie ruszał się z miejsca.Daleko na plaży przed grupką chłopców stał Jack.Promieniał z radości.- Polowanie - mówił.Przyglądał się im krytycznie.Wszyscy mieli na sobie szczątki czarnych czapek, a kiedyś, w zamierzchłej przeszłości, stali skromnie w dwóch szeregach, a dobywające się z ich krtani głosy brzmiały jak anielskie pienia.- Będziemy polowali.Ja będę wodzem.Skinęli głowami i kryzys minął.- A teraz w sprawie zwierza.Poruszyli się, spojrzeli w las.- Powiem wam.Nie będziemy się nim przejmowali.Kiwnął głową.- Zapomnimy o zwierzu.- Słusznie!- Tak!- Zapomnimy o nim!Jeżeli Jacka zdumiała ta gorliwość, to nie pokazał tego po sobie.- I jeszcze jedno.Nie będzie nam się tutaj tyle śnić.Jesteśmy prawie na końcu wyspy.Potwierdzili z zapałem wypływającym z głębi udręczonych dusz.- Słuchajcie teraz.Później może przeniesiemy się do skalnego zamku.Ale teraz muszę postarać się odciągnąć więcej starszaków od konchy i tego wszystkiego.Zabijemy świnię i zrobimy ucztę.- Urwał i zaczął mówić wolniej: - I jeszcze w sprawie zwierza.Jak upolujemy świnię, zostawimy mu trochę mięsa.Wtedy nie będzie się nas czepiał.Wstał nagle.- Pójdziemy teraz do lasu i zapolujemy.Odwrócił się i pobiegł kłusem, a oni po chwili wahania ruszyli posłusznie za nim.Rozsypali się z lękiem po lesie.Jack znalazł niemal od razu zrytą ziemię i poszarpane korzenie świadczące o pobycie świni; wkrótce trafili na świeży ślad.Jack dał znak reszcie myśliwych, aby zachowywali się cicho, i poszedł dalej sam.Był szczęśliwy i w okryciu wilgotnego mroku lasu czuł się jak w swoim starym ubraniu.Przeczołgał się w dół ku skałom i rzadko stojącym drzewom wybrzeża.Świnie, wypchane torby tłuszczu, leżały rozkoszując się w cieniu drzew.Nie było wiatru, więc nie podejrzewały niebezpieczeństwa, a doświadczenie nauczyło Jacka poruszać się bezszelestnie jak zjawa.Wycofał się i wrócił, aby udzielić wskazówek myśliwym.Niebawem wszyscy zaczęli się powolutku skradać, pocąc się w ciszy i upale.Spod drzew doszedł ich odgłos leniwego klapania uszami.Nieco dalej od reszty, oddając się macierzyńskiemu szczęściu, leżała największa maciora.Była różowa w czarne łaty, a wielką banię jej brzucha otaczał rząd prosiąt, które spały lub szturchały ją ryjkami i pokwikiwały.Jakieś piętnaście jardów od świń Jack zatrzymał się i jego ramię prostując się wskazało maciorę.Spojrzał na nich pytająco, aby się upewnić, że wszyscy dobrze zrozumieli, a chłopcy kiwnęli głowami.Rząd ramion odchylił się do tyłu.- Już!Stado poderwało się.Z odległości ledwie dziesięciu jardów drewniane włócznie o stwardniałych w ogniu ostrzach poszybowały ku upatrzonej świni.Jedno z prosiąt z obłąkanym wrzaskiem pognało w morze wlokąc za sobą włócznię Rogera.Maciora z dychawicznym kwikiem stanęła chwiejnie, z dwoma włóczniami uwięzłymi w tłustym boku.Chłopcy krzyknęli i ruszyli naprzód, prosięta rozproszyły się na wszystkie strony, a maciora przedarła się przez pierścień ataku i pogalopowała w las łamiąc po drodze gałęzie.- Za nią!Gnali świńską ścieżką, ale las był zbyt ciemny i gęsty, więc Jack klnąc zatrzymał ich i rzucił się między drzewa.Przez chwilę nie odzywał się, tylko dyszał ciężko, aż poczuli przed nim lęk i wymienili spojrzenia pełne niespokojnego podziwu.Potem wskazał palcem na ziemię.- Tam.Zanim inni zdążyli przyjrzeć się kropelce krwi, Jack skręcił w bok kierując się niedostrzegalnym śladem, dotykając tu i ówdzie ustępujących gałązek.Szedł tak z jakąś tajemną pewnością, a myśliwi za nim.Zatrzymał się przed zwartym gąszczem.- Tutaj.Otoczyli gęstwinę, ale maciora znowu umknęła, choć z jeszcze jedną włócznią w boku.Wlokące się za nią włócznie przeszkadzały w biegu, a ich ostre, zastrugane końce sprawiały bezustanny ból.Wpadła na drzewo i wbiła sobie jedną z włóczni jeszcze głębiej; odtąd już każdy myśliwy widział wyraźnie ślad świeżej krwi.Upływało popołudnie, mgliste i straszne od wilgotnego upału; maciora gnała przed siebie krwawiąca i oszalała, a oni podążali za nią zniewoleni chucią, podnieceni tym długotrwałym pościgiem i krwią.Dojrzeli ją teraz, niemal dogonili, ale dobyła resztek sił i znów wyrwała się do przodu.Byli tuż, tuż, gdy wypadła na otwartą przestrzeń, gdzie kwitły różnokolorowe kwiaty, a w nieruchomym, upalnym powietrzu tańczyły motyle.Tutaj, pod ciosem spiekoty, upadła, a myśliwi rzucili się na nią.Ten straszliwy najazd z nieznanego świata przyprawił ją o obłęd; kwiczała i wierzgała, a powietrze pełne było potu i hałasu, i krwi, i przerażenia.Roger biegał wokół kłębowiska i kłuł włócznią, gdzie tylko spostrzegł kawałek świńskiego ciała.Jack leżał na maciorze i dźgał ją nożem.Roger znalazł miejsce dla ostrza swej włóczni i zaczął naciskać całym ciężarem.Włócznia wsuwała się cal po calu i kwik przeszedł w przeraźliwy wrzask.Wreszcie Jack trafił w gardło i na ręce bluznęła mu krew.Maciora przestała się szarpać, a oni leżeli na niej całym ciężarem, wreszcie zaspokojeni.Motyle wciąż tańczyły na środku polany, zajęte sobą.W końcu podniecenie dobijaniem zwierzyny opadło.Chłopcy odstąpili i Jack wstał i wyciągnął ręce.- Patrzcie.Zachichotał i otrząsnął je, a chłopcy roześmiali się na widok ociekających krwią dłoni.Potem Jack schwycił Maurice'a i umazał mu policzki.Roger zaczął wyciągać włócznię i dopiero wtedy chłopcy zobaczyli, co zrobił.Robert określił to zdaniem, które przyjęto burzliwym śmiechem.- W sam tyłek!- Słyszałeś?- Słyszałeś, co powiedział?- W sam tyłek!Tym razem dwie główne role odegrał Robert z Maurice'em; a Maurice tak śmiesznie naśladował ruchy świni, usiłującej umknąć przed ostrzem włóczni, że chłopcy płakali ze śmiechu.Wreszcie nawet i to przestało ich bawić [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl