[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Którejś nocy śniło mu się, że gach wjechał do ogródka wielkim buldożerem.Jezdził po całej farmie, rozgarniając ziemię, a Rita stała z boku, wskazując szpa-dlem, gdzie ma skręcić.Joe Roy pragnął pieniędzy.Pożądał ich, czuł ich dotyk.Już dawno postanowił,że będzie kradł i wymuszał ile wlezie, licząc dni do wyjścia na wolność.Tak,wolność, łopata, skarb i wyjazd do Las Vegas.Nikt z mieszkańców rodzinnegomiasteczka nie będzie wytykał go palcami i szeptał: To stary Spicer.Pewnie jużgo wypuścili.Nie.Co to, to nie.Będzie żył jak król.Z Ritą czy bez Rity.Rozdział 4Teddy Maynard spojrzał na wypełnione pigułkami buteleczki na krawędzi sto-łu wyglądały jak rząd małych katów gotowych uwolnić go od bólu na wieki. Dzwonił do trzeciej nad ranem zameldował York; siedział naprzeciwkoniego z notatnikiem w ręku. Do przyjaciół w Arizonie. To znaczy? Do Bobby ego Landera, Jima Gallisona, Richarda Hassela.Do tych sa-mych, co zwykle: do swoich kasjerów. A do Dale a Wintera? Do niego też. Pamięć Teddy ego zawsze go zdumiewała.Maynard miał zamknięte oczy i masował sobie skronie.Gdzieś tam, w głębimózgu między skroniami, tkwiły nazwiska wszystkich przyjaciół Lake a, jegowspółpracowników, powierników, speców od badania opinii publicznej i starychnauczycieli ze szkoły średniej.Wszystkie spoczywały na odpowiednich półkachi półeczkach, gotowe do natychmiastowego wykorzystania. Rozmawiali o czymś.niezwykłym? Nie, raczej nie.Lake zadawał pytania typowe dla każdego, kto chce zrobićtak nieoczekiwany krok.Przyjaciele byli zaskoczeni, nawet zaszokowani i trochęniechętni, ale na pewno go wesprą. Pytali o pieniądze? Oczywiście.Lake odpowiadał bardzo mętnie, lecz twierdził, że nie będziez nimi problemu.Reagowali dość sceptycznie. Nie wygadał się? Nie, absolutnie. Wie, że go podsłuchujemy.Myślisz, że uważał na słowa? Nie sądzę.Z biura telefonował jedenaście razy, z domu osiem.Komórkinie używał. A faksy? E-maile? Też nie.Dwie godziny spędził z Schiarą, swoim..szefem sztabu.33 Właśnie.Zaplanowali prawie całą kampanię.Schiara chciałby ją poprowa-dzić.Na wiceprezydenta upatrzyli sobie Nance a z Michigan. Niezły wybór. Tak, Nance jest chyba w porządku.Już go prześwietlamy.Jako dwudzie-stodwulatek wziął rozwód, ale od tamtej chwili upłynęło trzydzieści lat. To nie problem.Lake się zgodzi? O tak.Ostatecznie jest politykiem, prawda? Obiecano mu klucze do króle-stwa.Już pisze przemówienia.Teddy wyjął z buteleczki pigułkę i przełknął ją, nie popijając wodą.Skrzywiłsię, jakby była gorzka, i zmarszczył czoło. York, powiedz, że niczego nie przegapiliśmy.%7łe on niczego nie ukrywa.%7łe nie ma żadnych trupów w szafie. Niczego.Grzebiemy w jego brudach od pół roku.Nie ma tam nic, co mo-głoby nam zaszkodzić. Nie ożeni się nagle z jakąś głupią babą? Nie.Spotyka się z kilkoma kobietami, ale to nic poważnego. Nie sypia ze stażystkami? Nie.Jest czysty.Powtarzali ten dialog wielokrotnie.Wiedzieli, że jeszcze jedna powtórka niezaszkodzi. %7ładnych szemranych interesów czy podwójnego życia? On ma tylko jedno życie.I nie, nie prowadzi żadnych podejrzanych intere-sów. Alkohol, narkotyki, barbiturany na receptę, hazard w Internecie? Nie, nic z tych rzeczy.Lake jest czystym, trzezwym, inteligentnym hetero-seksualistą.To naprawdę niezwykłe. W takim razie porozmawiajmy z nim.Aarona Lake a ponownie zaprowadzono do tego samego pomieszczenia, choćtym razem strzegło go aż trzech przystojnych młodzieńców, jakby za każdym ro-giem kwatery głównej CIA czyhało jakieś niebezpieczeństwo.Szedł szybciej niżpoprzedniego dnia, głowę trzymał wyżej, a plecy miał idealnie proste.Jego pozy-cja rosła z godziny na godzinę.Ponownie przywitał się z Teddym, ściskając mu dłoń, ponownie wszedł zanim do bunkra i ponownie usiadł po drugiej stronie stołu.Wymienili uprzejmo-ści.York obserwował ich z pokoju w głębi korytarza, gdzie stały trzy monitorypodłączone do ukrytych kamer rejestrujących każdy ruch i każde słowo wypo-wiedziane w bunkrze.Obok niego siedziało trzech mężczyzn, których głównymzajęciem było przyglądanie się ludziom, analizowanie sposobu, w jaki oddychali,poruszali rękami, oczami, głową tudzież stopami, i ustalanie, co taki czy inny gestoznacza. Spał pan? spytał Teddy ze sztucznym uśmiechem.34 Tak zełgał Lake. Spałem. To dobrze.Rozumiem, że akceptuje pan warunki naszej umowy. Umowy? Nie wiedziałem, że to umowa. Ależ tak, łaskawy panie, umowa.My wybierzemy pana na prezydenta,a pan podwoi budżet Pentagonu i przygotuje kraj do walki z Rosjanami. W takim razie zgoda. Zwietnie, bardzo się cieszę.Będzie pan znakomitym kandydatem i dobrymprezydentem.Słowa te pobrzmiewały Lake owi w uszach, a on nie mógł w nie uwierzyć.Prezydent Lake.Prezydent Aaron Lake.Do piątej nad ranem krążył nerwowo podomu, próbując sam siebie przekonać, że naprawdę ofiarują mu Biały Dom.Nie,to było za proste.Stanowczo za proste.Nie mógł też ignorować związanych z tym pułapek, choć bardzo by chciał.Gabinet Owalny.Te wszystkie odrzutowce i helikoptery.Cały świat do przemie-rzenia.Setki gotowych na każde wezwanie doradców.Uroczyste kolacje z najpo-tężniejszymi władcami planety.A przede wszystkim miejsce w historii.O tak, za taką cenę poszedłby na każdą umowę, tym bardziej na umowę z May-nardem. Porozmawiajmy o samej kampanii zaproponował Teddy. Myślę, żepowinien pan wystartować dwa dni po prawyborach w New Hampshire.Dwa dni.To wystarczy.Pył zdąży osiąść, zwycięzcy zaliczą swój kwadrans sławy, pokonaniobrzucą ich błotem, a wówczas na arenę wydarzeń wkroczy kongresman AaronLake. To dość szybko. Nie mamy za dużo czasu.Odpuścimy sobie New Hampshire i przygotu-jemy się na dwudziestego drugiego lutego, na wybory w Arizonie i Michigan.W tych stanach musi pan wygrać.Koniecznie.Jeśli pan wygra, zyska pan statuspoważnego kandydata i dobrą pozycję wyjściową na marzec. Zamierzałem ogłosić swoją kandydaturę gdzieś w Arizonie, na przykładw Phoenix. W Michigan będzie lepiej.To większy stan.Ma pięćdziesięciu ośmiu dele-gatów, Arizona zaś tylko dwudziestu czterech.U siebie w domu i tak pan wygra,ale jeśli tego samego dnia wygra pan w Michigan, będzie pan kandydatem, z któ-rym trzeba się liczyć.Niech pan zacznie od Michigan, a kilka godzin pózniejpowtórzy to samo w Arizonie. Zwietny pomysł. We Flint jest fabryka śmigłowców, D-L Trilling
[ Pobierz całość w formacie PDF ]