[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Najwyrazniej pozwolił mu uciec.Zmarszczył czoło, wpatrzony w mnie.Czyżby przyszło mu do głowy, że Peter mógłby cośzrobić mojemu wujkowi? Nie, nawet zważywszy na jego ostatnio dziwne zachowanie, Peternie skrzywdziłby muchy.Zaczęłam dygotać, zarówno ze strachu i przypływu adrenaliny, jaki z zimna.Adam zdjął kurtkę. Włóż to. Posłuchałam go, bardziej wdzięczna za troskę niż za kurtkę.Zmusił się douśmiechu. Prawie jesteśmy rzucił i zgasił syreny.Most w obu kierunkach był wyłączony z ruchu, a na jego krańcach stały wozy strażackiei policyjne, blokując wjazd.Serce stanęło mi na widok karetki. To tylko środki ostrożności. Adam zdawał się czytać w moich myślach. Co wy jesteście, jakieś wiedzmy czy co? zażartowałam, gdy samochód się zatrzymał,wciąż ledwo żywa ze strachu.Prychnął z rozbawieniem. Nie, gdybym miał jakieś magiczne moce, to mieszkałbym teraz na mojej prywatnejsłonecznej wyspie.Chyba każda wiedzma, która ma choć trochę rozumu, tak by zrobiła.A teraz chodzmy dogadać się z tym twoim mężem, co?Pokiwałam głową, a Adam wyskoczył z radiowozu.Sięgnęłam ręką w stronę klamki, alezanim zorientowałam się, że jej nie ma, Adam już otworzył mi drzwi.Deszcz zelżał i przezmoment jedynie mżyło.Skinął głową. Tam.Spojrzałam w kierunku, który wskazał, i zobaczyłam plecy ustawionych w półkoleratowników.Adam poprowadził mnie w stronę odblaskowych skafandrów. Już jest. Na słowa Adama rozstąpili się, akurat na tyle, żebym mogła zobaczyć tyłgłowy mojego męża.Zdałam sobie sprawę, jak niepewnie siedzi na krawędzi mostu, zabarierką, machając nogami nad przepaścią.Adam uścisnął pokrzepiająco moje ramięi przeszliśmy między jego kolegami. Peter powiedziałam delikatnie.Głos mi drżał.Nie odpowiedział.Był wpatrzony w cośna horyzoncie. Wiesz, wszyscy się o ciebie martwimy. Stałam tuż obok, ale bałam się godotknąć.Odwrócił się do mnie i serce niemal mi stanęło.Chwycił mnie i pociągnął, aż niemalprzeleciałam nad barierką. Przerażasz mnie. Próbowałam uwolnić jedną rękę, a on mnie objął i wskazał niebo polewej.Zdałam sobie sprawę, że jego lewa ręka jest w porządku, a gips zniknął.A przecież odmomentu, gdy wybiegł z cmentarza, minęło tak niewiele czasu.Może nie władał magią, aleona z pewnością działała w nim.W tym momencie poczułam dłoń Adama, zaciskającą się namoim ramieniu jak imadło.Zrobiłam krok w tył, w jego stronę, a Peter, świadom, że mójstrach zmienia się w złość, puścił mnie. To tam, Mercy. Opuścił rękę.Zwalczyłam w sobie chęć chwycenia go za włosyi wciągnięcia na bezpieczny most.Wzięłam głęboki wdech. Co tam, kochanie?Zrobiło mi się ciepło na sercu, gdy odwrócił się do mnie i szeroko się uśmiechnął domojego brzucha. Hej, chłopaku powiedział do naszego syna. Teraz już wszystko będzie dobrze, wiesz? Pokiwał głową, a ja dostrzegłam srebrzysty błysk w jego oczach. Tak.Tak będzie odparłam, delikatnie zdejmując rękę Adama ze swojego ramienia.Podeszłam o krok do barierki. Wszystko będzie dobrze, ale teraz czas już wracać do domu. Którego domu? Spojrzał w dół i ogarnął wzrokiem Savannah, po czym nachylił sięi wpatrzył w nurt rzeki. Tam jest mój dom.Właśnie tam.Na wyciągnięcie ręki.Mójprawdziwy dom.Teraz to wiem.Nasz mały Colin mi powiedział. Jemioła. Irracjonalna myśl napłynęła gdzieś z podświadomości, chociaż rozum nie miałnawet czasu jej ogarnąć.Odruchowo zakryłam brzuch rękami i przez ułamek sekundydostrzegłam na horyzoncie to, co tak przyciągnęło uwagę mojego męża.Okno, lśniący portaldo zielonego świata, gdzie, niczym w środku lata, wciąż świeciło słońce.Nikt spośródniemagicznych ludzi nie byłby w stanie go zobaczyć twarz Adama powiedziała mi, że nie mapojęcia o istnieniu tego portalu, o tym, że jest tak blisko.Sama już raz dostrzegłam błyskświatła z tego świata, gdy granica zmieszała swoją moc z rosnącą we mnie mocą Fae.Peterprzesunął się kilka centymetrów do przodu, a ja niemalże krzyknęłam, gdy się zachwiał.Złapałsię w ostatnim momencie. Chcesz tam iść? zapytałam go.Spojrzał na mnie.Na moment przyciągnęłam całą jegouwagę. Chcę iść do domu.Pragnę tego bardziej niż czegokolwiek na świecie. Zabolało.Pragnął tego bardziej niż bycia przy narodzinach swojego syna.Bardziej niż dzielenia ze mnążycia. Mogę to dla ciebie zrobić powiedziałam. Mogę pomóc ci wrócić do domu.Wiesz, żejeśli ktokolwiek może to zrobić, to tylko ja.Uwielbienie.To było to.Jedyne słowo, które mogło opisać jego minę. Pomogę ci, ale musisz ze mną pójść. Tak.Mogę ci pomóc mnie zostawić.Zostawićtwojego syna.Czułam, jakby moje serce przebijały lodowe igły, ale wyciągnęłam dłoń.Musisz ze mną pójść. Na chwilę, która niemal odebrała mi dech w piersi, straciłrównowagę, ale w końcu stanął pewnie na nagi.Przeskoczył barierkę, objął mnie i obróciłmnie w powietrzu.Pierwsi ratownicy już byli gotowi, żeby mi go wyrwać. Nie. Powstrzymałam ich. Wszystko w porządku.Peter trzymał mnie mocno i całował w czoło, we włosy.Wtulił w nie twarz i odetchnąłgłęboko, a potem całował moje usta i policzki, nawet nie zauważając płynących po nich łez.Odgrodziłam się od moich emocji, odwróciłam się od nich i zmieniłam się w przewodnika.Mówi się, że z powodu złamanego serca nikt jeszcze nie umarł, ale nawet jeśli to prawda,w tamtej chwili byłam pewna, że będę pierwsza.Zmierzę się z tym pózniej.Pózniej będęcierpieć.Peter postawił mnie na nogi i raz jeszcze pocałował w czoło, w usta.Nie z powodupożądania czy miłości.To było pożegnanie.Odsunął się i potulnie pozwolił się zaprowadzić do czekającej karetki.Po raz drugiw ciągu kilku dni.Wzięłam głęboki oddech, obserwując, jak ratowniczka świeci mu w oczy. Coś ty brał, kolego? Naprawdę to usłyszałam, czy po prostu przeczytałam jej myśli?Cofnęłam się odrobinę i patrzyłam, co się dzieje.Jakiś policjant podszedł do radiowozui po krótkiej rozmowie z technicznymi przykuł Petera do noszy. Siedemdziesiąt dwie godziny na obserwacji psychiatrycznej.Różne strzępy myśli w służbowym żargonie obiegły zgromadzonych policjantówi strażaków, tworząc niemalże pieśń.Gdzieś dalej widziałam Maisie i ciotki, próbujące dostaćsię za żywą barierę, ustawioną przez policję. Jesteśmy rodziną usłyszałam Iris.Mówiła takim tonem, jakby to było prawo starszei ważniejsze niż wszystkie inne.I może miała rację.Adam stał krok ode mnie.Rozmawiał przez telefon. Też cię kocham podpowiedziało mi,że rozmawiał raczej z moim wujkiem niż z komendą.Zaskoczył mnie dzwięk syren
[ Pobierz całość w formacie PDF ]