[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jakbym poprosiła, żeby publicznie puści bąka.- Jesteś ubezpieczona?- Tak.- Chyba.Pani Karwatt czekała w korytarzu razem z Rexem.- Jak się czujesz? Masz gdzie przenocować? Mogłabyś dziś przespać się u mnie na kozetce.Odebrałam jej klatkę Rexa.- Bardzo dziękuję, ale chyba pójdę do rodziców.Mają wolną sypialnię.W windzie zastałam panią Bestler.- Jedziemy w dół - powiadomiła mnie, wsparta na balkoniku.- Parter: dam­skie torebki.Drzwi windy rozsunęły się i pierwszą osobą, na jakiej spoczęło moje oko, okazał się Dillon w służbowym kombinezonie.- Właśnie się do ciebie wybierałem - powiedział.- Chyba będę musiał się wziąć do pędzla.- Trzeba będzie dużo farby.- Usta znowu zaczęły mi drżeć.- Hej, o nic się nie martw.Pamiętasz, jak pani Baumgarten podpaliła choin­kę? Całe mieszkanie zajęło się jak sucha szczapa.Spłonęło do fundamentów.A te­raz, popatrz.Jak nowe.- Jeśli rozprawisz się z łazienką, dostaniesz skrzynkę guinnessa.- Co, nie lubisz pomarańczowego z brązowym?Dobrze, że zaparkowałam w miejscu, z którego nie widziałam osmalonego budynku.Co z oczu, to i z serca.Do pewnego stopnia.W buicku było cicho i cie­pło.Bezpieczna ochrona przed drapieżnym światem.Zamknęłam drzwi i odcię­łam się od rzeczywistości,Usiedliśmy wygodnie - ja i Rex - i spróbowaliśmy zebrać myśli.Po chwili Rex zaczął dreptać w kołowrotku, więc uznałam, że jego myśli zostały już po­zbierane.Moje ciągle odmawiały posłuszeństwa.Ktoś chciał mnie przestraszyć i może zabić.Istniała pewna możliwość, iż jest to ta sama osoba, która zajmuje się odcinaniem palców i zdejmowaniem skalpów.Nie byłam zachwycona taką perspektywą.Położyłam głowę na kierownicy.Byłam śmiertelnie zmęczona i bliska łez.I bałam się, że jeśli zacznę płakać, to nie skończę szybko.Spojrzałam na zegarek.Druga nad ranem.Musiałam się przespać.Gdzie? Najbardziej oczywistym rozwiązaniem był dom moich rodziców, ale nie chciałam ich narażać.Nie życzyłam sobie, by celem następnego bombardowania stał się dom na High Street.Więc dokąd miałam pójść? Do hotelu? W Trenton nie ma hoteli.Są w Princeton, ale do Princeton jest czterdzieści minut drogi i nie chciałam wydawać pieniędzy.Mogłam zadzwonić do Rangera, ale nikt nie wie, gdzie znajduje się jego mieszkanie.Zresztą gdyby Ranger przyjął mnie na noc, rano pewnie musiałby mnie zabić, żebym nie zdradziła jego sekretu.Lula? Ten pomysł miał w sobie coś przerażającego.Lepiej spotkać się z szaleńcem, niż spędzić noc z Lulą.Była jeszcze moja najlepsza przyjaciółka Mary Lou oraz moja siostra Valerie, ale ich także nie chciałam narażać.Musiałam znaleźć ko­goś, kogo mi nie będzie żal stracić.Kogoś, o kogo nie muszę się martwić.I kto ma wolny pokój.- O rety - mruknęłam do Rexa.- Myślisz o tym co ja?Siedziałam jeszcze przez pięć minut, ale nie przyszło mi do głowy żadne inne rozwiązanie, więc przekręciłam kluczyk w stacyjce i powoli przejechałam koło ostatniego osamotnionego wozu strażackiego u wylotu ulicy.Starałam się nie pa­trzyć na moje okno, ale mimo woli zerknęłam kątem oka.Serce ścisnęło mi się z bólu.Moje biedne mieszkanko.Wzięłam głęboki oddech.Nie chciałam umierać.I nie chciałam, żeby ktoś mnie nienawidził.A już na pewno nie chciałam płakać.- O nic się nie martw - pocieszyłam Rexa.- To się jeszcze wyprostuje.Już bywaliśmy w opałach, no nie?Na Slater Street znalazłam dom, o który mi chodziło.Znajdował się w skromnym szeregu domków o brązowych dachówkach.Wszystkie okna były pogrążone w ciem­nościach.Zamknęłam oczy.Byłam strasznie zmęczona i nie chciałam tego robić.- Może powinniśmy się przespać w samochodzie? - spytałam Rexa.- A ju­tro znajdziemy sobie jakieś stałe lokum.Rex wyrabiał normę na kołowrotku.Rzucił mi jedno spojrzenie.Oznaczało: rób, co chcesz, mała.Prawdę mówiąc, nie miałam ochoty zostawać w samochodzie.Jakiś szale­niec mógłby mnie napaść podczas snu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl