[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Twarz ser Barristana była tak samo blada jak jego zbroja.Spojrzawszy na nią, Ned od razu zorientował się, że coś się stało.Królewski zarządca otworzył drzwi.- Lord Eddard Stark, Królewski Namiestnik - oznajmił.- Wprowadź go.- Usłyszał głos Roberta, dziwnie ochrypły.W obu kominkach królewskiej komnaty rozpalono ogień, przez co cały pokój pogrążył się w czerwonym blasku.Było tam bardzo ciepło.Robert leżał na łożu z baldachimem.Z boku stał Wielki Maester Pycelle, a lord Renly chodził niespokojnie przed zamkniętym oknem.Służący dokładali do ognia kolejne kłody i gotowali wino.U boku męża siedziała Cersei Lannister.Włosy miała potargane, jakby dopiero co się zbudziła, lecz jej oczy mówiły coś innego.Uważnie obserwowała Neda, który przemierzał pokój z pomocą Tomarda i Cayna.Poruszał się bardzo wolno, jakby we śnie.Król leżał w butach.Ned dostrzegł zaschnięte błoto i źdźbła trawy przylepione do ich skóry w miejscu, w którym wystawały spod koca.Na podłodze leżał, rzucony niedbale, zielony kubrak, rozcięty i pobrudzony rdzawymi plamami.W pokoju unosił się zapach dymu, krwi i śmierci.- Ned - przemówił szeptem Król na jego widok.Twarz miał białą jak mleko.- Podejdź… bliżej.Jego ludzie podprowadzili go bliżej.Ned oparł się o słupek baldachimu.Wystarczyło jedno spojrzenie, by zorientować się, jak źle jest z Robertem.- Co?… - zaczął, lecz słowa uwięzły mu w gardle.- Dzik.- Lord Renly miał jeszcze na sobie zielony strój do polowania, na jego płaszczu widniały plamy krwi.- Diabeł - powiedział ochryple Król.- Moja wina.Za dużo wina, a niech to.Chybiłem.- Gdzie wy byliście? - spytał Ned, zwracając się do lorda Renly’ego.- Gdzie był ser Barristan i Królewscy Gwardziści?Renly skrzywił się.- Brat kazał nam się odsunąć.Chciał sam wziąć dzika.- Eddard Stark podniósł koc, którym przykryto Roberta Baratheona.Widać było, że próbowano zamknąć ranę, lecz nie na wiele się to zdało.Dzik musiał być ogromny.Rozpruł Króla kłami od pachwiny aż po pierś.Namoczone w winie bandaże, którymi Wielki Maester Pycelle owinął ranę, zdążyły już sczernieć od krwi; z rany unosił się ohydny odór.- Ned przełknął ślinę i opuścił koc.- Śmierdzi - powiedział Robert.- To smród śmierci.Nie myśl, że go nie czuję.Nieźle mnie urządził, co? Ale… nie pozostałem mu dłużny.- Uśmiech Króla był równie przerażający, jak jego rana, ponieważ zęby miał czerwone od krwi.- Wsadziłem mu nóż prosto w oko.Zapytaj ich, czy nie tak było.Zapytaj.- Rzeczywiście - powiedział lord Renly.- Przywieźliśmy zwierza, tak jak rozkazał mój brat.- Na ucztę - wyszeptał Robert.- A teraz zostawcie nas.Wszyscy.Muszę pomówić z Nedem.- Robercie, mój słodki panie… - odezwała się Cersei.- Powiedziałem, żebyście nas zostawili - wycedził przez zęby Robert.- Nie rozumiesz tego, co mówię, kobieto?Cersei zebrała fałdy sukni i resztki swojej godności i ruszyła w stronę drzwi.Lord Renly i pozostali poszli za nią.Przy łóżku pozostał tylko Wielki Maester Pycelle, który drżącą dłonią podsunął Królowi puchar z gęstym, białym płynem.- Makowe mleko, Wasza Miłość - powiedział.- Wypij.Uśmierzy ból.Robert odtrącił kielich grzbietem dłoni.- Zabierz to, stary głupcze.Niedługo zasnę.Wynoś się.Wielki Maester Pycelle posłał Nedowi urażone spojrzenie i odszedł wolno.- A niech cię, Robercie - odezwał się Ned, kiedy zostali sami.Noga bolała go tak bardzo, że ciemniało mu w oczach z bólu.A może to żal i smutek.Usiadł na brzegu łóżka, u boku przyjaciela.- Dlaczego ty zawsze musisz być taki uparty?- Ach, odczep się, Ned - rzucił ochryple Król.- Przecież zabiłem sukinsyna, nie? - Kiedy podniósł wzrok, pukiel czarnych wilgotnych włosów opadł mu na oczy.- Powinienem też ci tak zrobić.Nie dadzą człowiekowi spokojnie zapolować.Ser Robar znalazł mnie.Głowa Gregora.Paskudnie.I ani słowa Ogarowi.Niech Cersei go zaskoczy.- Jego śmiech przeszedł w charkot, kiedy jego ciałem wstrząsnął spazm bólu.- Litościwi bogowie - jęknął.- Dziewczyna.Daenerys.Tylko dziecko, miałeś rację, to dlatego, dziewczyna… bogowie zesłali dzika… żeby mnie ukarać… - Król zakasłał, plując krwią.- Nie… nie miałem racji… dziewczyna… Yarys, Litllefinger, nawet mój brat… na nic… nikt… nikt się nie sprzeciwił… tylko ty… - Podniósł drżącą dłoń.- Papier i atrament.Tam, na stole.Pisz, co podyktuję.Ned wygładził arkusz na kolanie i wziął do ręki pióro.- Jak każesz, Wasza Miłość.- Oto ostatnie słowo Roberta z Domu Baratheonów, Pierwszego z Rodu, Króla Andalów i tak dalej… wstaw wszystkie te cholerne tytuły, wiesz, jak to ma być.Niniejszym rozkazuję, aby po… po mojej śmierci Eddard z Rodu Starków, Lord Winterfell i Królewski Namiestnik, objął rządy jako Lord Regent i Obrońca Królestwa.Będzie on sprawował władzę, dopóki mój syn Joffrey nie osiągnie pełnoletności…- Robercie… - Joffrey nie jest twoim synem, chciał powiedzieć, lecz słowa uwięzły mu w gardle.Śmierć tak wyraźnie wypisała swoje piętno na twarzy Roberta, że nie chciał ranić go jeszcze bardziej.Dlatego pochylił tylko głowę i pisał, lecz w miejscu, gdzie Król powiedział „mój syn”, on napisał „mój spadkobierca”.Czuł się zbrukany swoim oszustwem.Kłamstwa, które wypowiadamy z miłości, pomyślał.Niech bogowie mi wybaczą.- Co jeszcze mam powiedzieć?- Powiedz… powiedz, co trzeba.Bronić i strzec, ach, bogowie dawni i nowi, znasz to wszystko.Pisz, a ja podpiszę.Oddasz list radzie po mojej śmierci.- Robercie.- Ned mówił przez ściśnięte smutkiem gardło.- Nie wolno ci tego zrobić.Nie zrzucaj wszystkiego na mnie swoją śmiercią.Królestwo cię potrzebuje.Robert zacisnął mocno palce na jego dłoni.- Ty… nie umiesz kłamać, Nedzie Stark - wyrzucił z siebie, krzywiąc się z bólu.- Królestwo… wie… byłem paskudnym władcą.Równie złym jak Aerys, niech bogowie mnie oszczędzą.- Nie - powiedział Ned do umierającego przyjaciela.- Wcale nie tak złym jak Aerys, Wasza Miłość, wcale nie.Robert uśmiechnął się słabo.- Może przynajmniej powiedzą, że na koniec… dobrze postąpiłem.Ty mnie nie zawiedziesz.Przejmiesz rządy.Będziesz tego nienawidził bardziej niż ja… ale dobrze się sprawisz.Skończyłeś pisaninę?- Tak, Wasza Miłość.- Ned podał papier Robertowi.Król podpisał się niezdarnie, pozostawiając na papierze krwawą plamę.- Pieczęć powinna zostać poświadczona.- Podajcie dzika na stypie - wycharczał Robert.- Niech skóra będzie dobrze przypieczona, jabłko w pysku.Zjedzcie sukinsyna.Nie będę się przejmował, jeśli się nim zadławisz.Obiecaj mi, Ned.- Obiecuję.- Obiecaj mi, Ned, usłyszał w myślach, niczym echo, słowa Lyanny.- Ta dziewczyna - mówił dalej Król.- Daenerys.Daruj jej życie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]