[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chyba że pokaże palcem tego faceta od dowodów.Panią skusił optymizm i na nowo zaczęła grać na obu automatach.Elunia zdobyła się na brutalność i przerwała jej gadanie.- Czy nie powinna pani tego dowodu odebrać od razu? Ten ktoś, ten lichwiarz, pójdzie sobie, a kto wie, co będzie jutro.- Ale tak, o tak, zaraz tam pójdę do niego.To znaczy, on tu jest.Zaraz.Niewątpliwie pani mówiła coś jeszcze, ale Eluni nie udało się tego usłyszeć, bo odwróciła się i nawet kawałek odeszła, wpatrując się w salę.Wróciła po chwili.-.tam stoi, przy bufecie.Zaraz go.- Który to? - przerwała Elunia, nie kryjąc ciekawości.- Pokaże mi go pani? Na wszelki wypadek, bo to nigdy nie wiadomo, może się przydać.Zsunęła się z krzesła, pani bez namysłu powlokła ją za rękę i wyjrzała zza sąsiedniej grupy automatów.- A o, ten! Ten, który rozmawia z panem Januszkiem, z tym siwym.To bardzo przystojny facet, pan Janusz, prawda? Sama bym na niego poleciała.Ten za nim, na drugim stołku.Elunia energicznie odebrała jej ramię i przeszła kilka kroków dalej.Nieznacznie przyjrzała się facetowi na drugim stołku.Nie znała go, dotychczas nigdy nie wpadł jej w oko.Pamiętna złożonej Bieżanówi obietnicy postarała się obejrzeć go porządnie i zapamiętać, zatem podejść bliżej.Zamówić coś w bufecie! Wprawdzie kelnerki chodziły po sali, ale co to szkodziło, mogła je przeoczyć.Zamówiła ziołową herbatkę, zaczekała na nią, zamierzała od razu zapłacić, ale uświadomiła sobie, że nie ma czym.Torebkę z portmonetką zostawiła przy automacie.Mimo to herbatkę jej oddano, a kelnerka miała za chwilę podejść i odebrać zapłatę.Wszystko razem trwało tyle czasu, że Elunia zdołała nauczyć się faceta na pamięć.Rozgadana pani wiernie pilnowała jej dóbr.- Zaczekałam, żeby tu pani nikt nie wlazł, ale zaraz tam idę.Tu zajmę, pani spojrzy, dobrze? Na tym już nie gram, przestał dawać, a tu kredyt zostawiam.O jedenastej wieczorem Elunia wciąż była średnio wygrana i niewątpliwie grałaby dalej, z nadzieją na dużego pokera, taką nadzieję bowiem mieli wszyscy i działała zaraźliwie, gdyby nie to, że pani wróciła i na nowo zaczął się terkot.Tam, na tamtych z jajkami, przegrała okropnie, może na tym tutaj się odegra, a w dodatku ten od dowodów poszedł sobie i już dziś dokumentu nie wykupi, chyba że on jeszcze przyjdzie, ale czy jej nie zabraknie w końcu pieniędzy, to już trudno, Wykupi jutro.Terkot sprawił, że Elunia zreflektowała się.Poczuła się ciężko zmęczona, straciła nawet ochotę na ruletkę, poza tym przypomniała sobie, że nie dla gry przyszła.Tej pani nie wytrzyma ani przez jedną chwilę dłużej, iść stąd i pogrążyć się w ciszy i niech nikt do niej nic nie mówi, nawet przez telefon! Jutro nie przyjdzie za skarby świata, ale pojutrze bezwzględnie tak!Zanim położyła się spać, wpisała jeszcze w swój komputer dość nietypową treść.„Około 40.Wzrost 175.Blondyn, niebieskie oczy, włosy krótkie.Bezbarwny, brwi gęste, ale bardzo jasne.Duże uszy.Nos trochę wypukły, cienki.Chudy, żylasty.Spokojny, ale żywy, szybkie ruchy.Elegancko ubrany.Na palcu prawej ręki złoty sygnet z arabskim wzorkiem.Buty numer 8.Wystająca grdyka.Długa szyja”.Po czym uprzytomniła sobie, że nie ma żadnych szans uszczęśliwić tym opisem Bieżana, ponieważ nie zostawił jej numeru telefonu.* * *Kazio zadzwonił o poranku ze Sztokholmu z informacją, że jeszcze przez jakiś czas go nie będzie.Ze dwa tygodnie, a może nawet odrobinę dłużej, objeżdża całą Skandynawię, panuje tu zima i swobodna komunikacja sprawia mu drobne kłopoty.Stęsknił się już nieznośnie.Elunia przyjęła ten komunikat z najdoskonalszym spokojem i nawet lekką ulgą.Kazio akurat był jej potrzebny jak dziura w moście, zajęta kim innym, wolała go mieć w pewnym oddaleniu, aczkolwiek w pierwszej chwili błysnęła w niej chęć podzielenia się z nim ostatnimi, sensacyjnymi doznaniami.Jakoś chyba przywykła do rozmów z nim.Zrozumiałby, może nawet doradził, miałby jakieś interesujące pomysły, a już z pewnością słuchałby z szalonym zainteresowaniem.Jednakże w grę wchodził Stefan, z Kaziem zdecydowanie kolidujący, upragniony i niepewny, nie umiałaby go-ominąć, więc lepiej, że Kazia nie ma, i niech go jeszcze trochę nie będzie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]