[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A stamtąd trzeba było odjechać - dodał jeszcze- Akurat lazł jeden z tej kasynowej obsługi, z Grandu, i mało co, a byłby mnie zobaczył.Z tym w ręku, o !Potrząsnął kołtunem, przeczesał go troskliwie palcami i nasadził na głowę, odwracając ku sobie wsteczne lusterko, po czym dumnie zaprezentował się Malwinie.- No proszę! Całkiem co innego, nie? Malwina wysłuchała opowieści z dużym zainteresowaniem i przyjrzała się gębie, istotnie bardzo zmienionej.- Owszem - przyznała z powątpiewaniem - Ale chyba coś jest nie tak.Niemożliwe, żeby komuś tak dziwnie włosy rosły!Zaniepokojony przebieraniec przejrzał się w lusterku uważniej.- O cholera.Ma pani rację, to jest tyłem do przodu.Zaraz, odwrotnie.Obserwując manipulacje z peruką, Malwina zainteresowała się sprawą głębiej.Ogólnie biorąc, kasyna nie były jej obce, wizytowała je kilkakrotnie razem z Karolem, ale Karol nie chciał jej tam zabierać bo zbytnio zapalała się do gry.Nie przyszło jej dotychczas do głowy, że mogłaby do jaskini rozpusty udać się sama.- No dobrze.Łeb ma pan w tym wielki, jak dynia.- Zgadza się.Kumpel też ma taki.- No dobrze, a dlaczego nie wpuszczą pana jako pana?Przebieraniec zakłopotał się nieco.- No, bo wie pani, jak by tu powiedzieć.Ja, ro­zumie pani.Ja nerwowy jestem.Możliwe, że taka tam nieduża zadyma wyszła, no, niech będzie, że ze dwa razy, raz w Pałacu Kultury, a raz tu, w Gran­dzie.No, nie będę się wypierał, w Victorii też mnie zgniewało.A te skubańce wzajemnie sobie o goś­ciach donoszą.- I wyrzucili pana?- Tak jakby.A jeszcze pod Pałacem przy tej oka­zji taksiarzowi klient prysnął i też na mnie zwalili, że niby całą obsługę zająłem i każdy się gapił.Ja im kazałem się zajmować? No niech pani sama powie, gdzie sprawiedliwość na świecie?Malwina chętnie przyznała, że nigdzie, i równie chętnie wysłuchała wielce krytycznych słów pod ad­resem automatów, krupierów, kulki ruletki i w ogóle całego tego draństwa, skierowanego przeciwko spo­kojnym, przyzwoitym ludziom, którym nie pozwala się wygrać.Wnioski zaczęły jej się z tego wyłaniać nawet prawidłowe i zażądała więcej szczegółów, któ­rych przebieraniec, układający sobie obfite pukle przed jej wstecznym lusterkiem, dostarczył bez opo­rów.Ośmielił się wreszcie poprosić, żeby go podwio­zła pod samo wejście do kasyna w Grandzie, bo ina­czej ten cholerny wiatr znów mu zerwie ze łba kamuf­laż.Podwiozła go i omal nie zapomniała, dokąd i po co jedzie.Z połowy drogi do domu zawróciła do firmy Karola.* * *W firmie Karola, szczególnym trafem, wszyscy woleli herbatę niż kawę.Parzyła tę herbatę sekretarka Beatka w wydzielonym zakamarku sekretariatu w dwóch czajniczkach, bo tak sobie życzył szef.Mowy nie było o herbacie w saszetkach, do picia zaparzonego papieru Karol odnosił się ze wzgardą i wstrętem.i cały personel szedł w jego ślady.Czajniczków zaś musiało być dwa, do jednego z nich bowiem Karol kazał niekiedy dosypywać rozmaite wyszukane gatunki, tworząc mieszanki o nowych smakach.Zakupów dokonywała Beatka, zdarzało się jednak, że Karol sam coś przywoził ze swoich dość licznych podróży, ostatnimi czasy zaś upodobał sobie chińską jaśminową, sprowadzaną z paryskiej firmy Kazał ją łączyć z innymi pół na pół.Nie każdemu ta jaśminowa przypadała do gustu i stąd dwa czajniczki dla personelu wielki, a dla szefa mniejszy, Karol bowiem nie widział żadnego powodu, dla którego miałby się znęcać smakowo nad podwładnymi.Zaparzano tę herbatę dwa razy w ciągu dnia, o weczesnym poranku i tuż po południu, i wszyscy mogli ją pić w dowolnych ilościach.Co też czynili.Nie mając najmniejszego pojęcia o panujących w firmie męża zwyczajach, Malwina przyjechała piętnaście po dwunastej, właściwie na rekonesans, dla sprawdzenia, czy i w jaki sposób uda jej się nieznacznie podrzucić truciznę.Na wszelki wypadek miała ją przy sobie.Firma zajmowała całe trzecie piętro starego budynku, bo w jej skład wchodziła także pracownia projektowa, odźwiernego nie zatrudniano, a drzwi stały otworem.Najbliżej wejścia znajdowała się łazienka, dalej sekretariat, a zaraz za nim gabinet Karola, który z żadnymi salonami się nie wygłupiał.Zajmował tyle miejsca, ile mu było potrzebne na dwa komputery, jeden jego prywatny, a drugi połączony ze światem na wszelkie możliwe sposoby, obok zaś wygospodarował niewielką salkę konferencyjną.Beatka również dysponowała sprzętem wszechstron­nym, dodatkowo zaś, przez oszkloną ścianę, miała widok na wszystkich wchodzących.Na dole, w bramie, był domofon, ale Malwina z niego nie skorzystała, bo akurat ktoś wychodził i zdą­żyła przemknąć się do wnętrza za jego plecami.Na trzecie piętro wjechała windą i wkroczyła do mężows­kiego sanktuarium.Delikatnie i na paluszkach.Dokładnie w tym samym momencie Beatka od­kręciła w łaziencie kran i przystąpiła do wytrząsania lierbacianych fusów z mniejszego czajniczka.Nale­żało go wypłukać bardzo porządnie, bo szef na to zwracał uwagę.Czajnik dla personelu stał już przy­gotowany, z herbatą w środku, a ten elektryczny zaczynał szumieć.Malwina, po sekundzie wahania, ruszyła w głąb biura [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl